24.12.2012

Eagle show OneShot


„Niesamowity Eagle show, jedyny w swoim rodzaju” Tak głosił napis na plakacie do naszego występu. Byłem tym jak zwykle podekscytowany, jednak mój partner i kochanek nie za bardzo. Nie rozumiem go, bo moim zdaniem ptakom to się bardzo podobało.

21:00 Czas na Show.

Miku wyjeżdża z klatkami i ptakami na scenę, potem wchodzę ja w fanfarach. To między narodowe show, więc przedstawiłem się w kilku językach i zapowiedziałem je.  Najpierw pokazaliśmy pierwszego Mike. Mike jest to mały orzełek, który jako pierwszy był z nami. Miku znalazł go jeszcze zanim się poznaliśmy. Z tego, co mi opowiadał miał on złamane skrzydło i on go wyleczył. Tak, więc Mike wyfrunął z klatki i usiadł na ręce Miku. Był cały brązowy, z wyjątkiem ogona, który był biały jak śnieg. Zawołałem go. Za pierwszym razem nie przyleciał, za drugim jakoś się udało. Orzeł przeleciał przez całą salę i usiadł teraz na mojej skórzanej rękawicy. Mike za bardzo mnie nie lubił, bo zmuszałem go do wykonywania sztuczek i Tricków, które do prostych nie należały. Orzeł musiał najpierw skakać z pala na pal, potem robić powietrzne slalomy, a wszystko działo się pod bacznym okiem Miku.  Po pokazie z Mikem nadszedł czas na Kokiego. Koki jest śnieżną sową, którą kupiliśmy, jako pierwszą do naszej hodowli, którą ja przerobiłem na objazdowe show po różnych imprezach czy hotelach. Mike wrócił do Miku usiadł na jego skórzanym na ramienniku. Wtedy na moje wezwanie wyleciał z klatki Koki. Usiadł mi na ramieniu i rozprostował skrzydła. Widowni bardzo się to spodobało. Parę osób rzuciło nawet, że wygląd on jak Hedwiga z Harrego Pottera.  Uśmiechnąłem się i pociągnąłem dalej ten wątek. Dałem mu nawet list w pyszczek i podleciał do którejś z pań i wręczył jej liścik z napisem „Koki Love you”. Na twarzy Miku w tamtym momencie pojawił się mały grymas niezadowolenia. Bo ten numer z dostarczeniem listów wymusiłem w pewnym sensie na Kokim, ponieważ z racji na swój gatunek on nie wykonuje żadnych sztuczek, więc to jedyne, co robi. Po dostarczeniu listu, od razu wrócił o Miku, na jego lewą rękę. Następnie wywołałem klatki gwiazdę wieczoru, papugę, Kim. Kim była mi najbardziej posłuszna, bo to całkowicie ja się nią zajmowałem, chociaż to częściej Miku z nią przebywał. Wracając do Show, Kim wyleciała i usiadła mi na ramieniu. Poprosiłem ją żeby się przywitała, zrobiła to bez problemu, a także resztę sztuczek. Po całym show można było sobie zrobić zdjęcie z każdym z ptaków. Miku stał przy wejściu do Sali z Mike na lewym ramieniu, Kokim na prawej ręce i Kim na lewej.  Ludzie kolejno podchodzili i pokazywali, z którym ptakiem chcieliby zdjęcie, wtedy ja podawałam im rękawice a Miku podawał delikatnie ptaka. Po wszystkim Miku z ptakami na sobie i ja wróciliśmy do pokoju.
M: Nie podoba mi się, że tak wykorzystujemy ptaki. Mieliśmy mieć hodowlę, a nie cyrk.- poczym westchnął.
S: Oj, przestań już kwękać. Mamy z tego większe pieniądze niż z jakiejś hodowli. Za każdym razem to mówisz, ale sam widzisz, że tak nam lepiej idzie. I wrzuć już ptaki do klatki.
M: To nie są rzeczy, żeby nimi rzucać. To żywe istoty! – w głosie Miku było słychać oburzenie.
S: Przepraszam, - powiedziałem, z takim jakby „nie wiem, co się stało, ale przepraszam” – w takim razie proszę wsadź, z prowadź ptaki do klatek, a potem wskocz ze mną do łóżka, bo mam na ciebie wielką ochotę. - mówiąc to objąłem go w pasie siedząc na łóżku.
M: Wezmę ptaki do klatek, a z resztą się zobaczy.
Miku wyrwał się wtedy z moich objęć i przeszedł do pokoju obok bardzo obrażony. Ja natomiast poszedłem pod prysznic. Kiedy wróciłem on już spał w łóżku, co oznaczało nici z moich planów. Rano obudziliśmy się i pojechaliśmy z wszystkim do następnego hotelu. Tak, odstawialiśmy jeszcze kilka show, aż pewnego razu Mike, w ogóle mnie nie słuchał. Nie wykonał żadnej mojej sztuczki, tylko siedział na ramieniu Miku. Wszystko inne poszło zgodnie z planem.  Po występie i zdjęciach w pokoju zanim przyszedł Miku, wyjąłem Mike z klatki i zacząłem na niego wrzeszczeć, że co to jest, że on mnie nie słucha. Jak to psuje mi show. Orzeł odwrócił głowę wtedy nie wytrzymałem i uderzyłem go. Niestety do pokoju w tym samym momencie wszedł Miku. Kiedy zobaczył jak orzeł upada na ziemię od siły mojego uderzenia, od razu poszedł do mnie i dał mi w twarz. Uspokoiłem się trochę.
M: Jak mogłeś go uderzyć! To tylko zwierzę, nie zawsze będzie robić, co chcesz! – Zaczął na mnie wrzeszczeć. – Tej swojej papugi to nie bijesz, co?!
S: Bo ona mnie przynajmniej słucha! – znów zacząłem wrzeszczeć.
M: Cudownie w takim razie ona będzie musiała Ci wystarczyć! – Mówiąc to Miku odwrócił się i zamknął w pokoju obok. Nie otwierał mi w ogóle.
S: Przepraszam, Miku. Naprawdę, Kocham Cię, wybacz mi. Poniosło mnie. Więcej tak nie będę. – naprawdę było mi smutno, że uderzyłem Mikela.
M: Zawsze tak mówisz, ale to już nie działa. – Odezwał się głos zza drzwi.
Potem usłyszałem głośny szloch.
S: Miku ja naprawdę przepraszam. Serio poprawię się, naprawdę. – Byłem całkowicie szczery.
Byłem szczery i gotowy to zrobić, ponieważ strasznie kocham Miku. Nigdy nie chciałem go skrzywdzić.
Nic mi już nie odpowiedział, słyszałem już tylko cichy płacz, bo odsunął się on nawet od drzwi. Ja siedząc przy tych drzwiach w końcu zasnąłem.
Obudziłem się dopiero rano, dziobany, przez Kim w rękę. Była głodna, bo inaczej w ogóle by nie podeszła.
S: Miku, nakarm, Kim. – rzuciłem od niechcenia z podłogi.
Nikt mi nie odpowiedział, a Kim dalej wytrwale dziobała mnie w dłoń.
S: Miku! – krzyknąłem i usiadłem.
S: Miku? – zdziwiłem się.
Wstałem i rozejrzałem się po całym pokoju, jednym i drugim. Nie było go. Jego ani Mikela, ani Kokiego. Odszedł. Zostawił mnie i zabrał ich. Zostawił mi tylko moją Kim. Nakarmiłem ją i szybko zbiegłem do recepcji hotelowej. Tam dowiedziałem się, że około 2 godziny temu wypisał się z Hotelu i zostawił dla mnie list. Dostałem go od recepcjonisty, był w kopercie, zaadresowanej do mnie. Przeraziłem się. Zanim go otworzyłem, wróciłem na górę do pokoju. Usiadłem na łóżku. Bardzo się bałem go otworzyć, bałem się tego ciosu, tego, co on mógł mi napisać. Napiłem się szklankę whisky i otworzyłem go.

Ukochany. Steve.

Bardzo Cię kocha, ale nie mogę już patrzeć jak krzywdzisz nasze zwierzęta. Obiecywałeś mi, kiedy się poznaliśmy, że założymy hodowlę ptaków. Cały czas mnie tym mamiłeś, a skończyliśmy na upokarzających występach hotelu. Wtedy, kiedy uderzyłeś Mike, przeważyłeś szalę. Płakałem całą noc, naprawdę nie chciałem odchodzić, ale co innego mogłem zrobić, żebyś już nikogo nie krzywdził? 
Mam nadzieję, że, z Kim ułoży Ci się. Ona nie chciała jechać, więc ją zostawiłem z Tobą. Może jeszcze nasze drogi się kiedyś skrzyżują? Kto wie. Ale wtedy będziemy mam nadzieję już innymi ludźmi. 
Pamiętaj ja Cię nadal Kocham i będę czekał.

Twój kochający Miku.

PS: Nie dzwoń do mnie, bo zmieniłem numer.


Nie mogłem w to uwierzyć, on naprawdę odszedł i … i nie mam z nim kompletnie kontaktu. Kiedy przeczytałem, że zmienił numer i tak odruchowo dotknąłem telefonu znajdującego się w kieszeni. Przeczytałem list kolejny raz i kolejny, nawet nie wiem, kiedy zaczęły mi płynąć łzy. Odszedł. Naprawdę odszedł. Byłem bardzo przybity. Opuściłem pokuj i usiadłem na jakiejś ławce w parku, razem, z Kim na ramieniu. Ludzie w około dobijali mnie jeszcze bardziej. Chodzili tacy szczęśliwi i uśmiechnięci. Pary, zakochani na innych ławkach sprawiali, że czułem się w tej chwili bardzo samotny. Sięgnąłem po telefon do kieszeni jeansów. Odwołałem niektóre występy a niektóre, jeśli się dało to przekształcałem na solowe występy, Kim. Po nich wróciłem do domu. Pustego domu. Nie było w nim nikogo oprócz mnie i papugi. Za to na w skrzynce był list. Zaadresowany do mnie, ale bez adresu nadawcy. Położyłem go na stole w kuchni i poszedłem do barku, wyjąłem szklankę i whisky. Nalałem sobie i otworzyłem list siadając na kanapie.
Drogi Stevie,
Nawet nie wiesz jak jest mi ciężko. Brakuje mi Ciebie, każdego dnia. Nawet chłopaki za tobą tęsknią. Reagują na twoje imię, które cały czas słyszę z strony mojej matki. Mówi, że miała rację, że ty tylko mnie oszukiwałeś i mamiłeś pięknymi słowami, ale ja jej nie wierzę. Przynajmniej jakoś próbuję. Kocham Cię i tęsknię codziennie.
Twój kochający Miku.

Znów poleciało mi kilka łez. Mie też go bardzo brakuje. Nie ma, do kogo się przytulić, z kim szczerze porozmawiać. Ale zaraz on jest u rodziców, a ja wiem gdzie to jest. Cholera nie mogę jechać samochodem, bo piłem. Pojadę, więc jutro. Następnego dnia rano, tuż po karmieniu, Kim, wsiadłem w samochód i ruszyłem. Po godzinie staniu w korkach zajechałem na miejsce.  Wysiadłem z samochodu i udałem się w kierunku białego domku. Zadzwoniłem domofonem, raz, dwa. Nikt mi nie odpowiadał. Zadzwoniłem, więc i trzeci raz. Tym razem odebrała jakaś staruszka.
S: Czy jest Miku?
Staruszka: Kto?
S: Czy jest Miku Fujioka? – zapytałem ponownie.
Staruszka: A. Fujiok-owie. Już z dwa miesiące tu nie mieszkają. Przeprowadzili się.
S: Jak to? – zdziwiłem się, bo to akurat dobre miejsce na mieszkanie.
Staruszka: Nie wiem, dlaczego się przenieśli. – stwierdziła.
S: A wie pani gdzie teraz mieszkają? – zapytałem z nadzieją w głosie.
Staruszka: Niestety nie zostawili nowego adresu.
S: Szkoda, w takim razie dziękuje za informację. – byłem bardzo rozczarowany, co dało się słyszeć w moim głosie.
Wróciłem do samochodu i spojrzałem na list. Przyjrzałem się pieczątce pocztowej, list wysłano 5 tygodni temu. Czyli już wtedy tu nie mieszkał. Wróciłem, do domu. Przede mną i Kim w końcu czekało kolejne tournee. Pojechaliśmy. Wróciliśmy po 3 tygodniach do domu, a tam czekał kolejny list. Pośpiesznie go otworzyłem i usiadłem na kanapie. Zacząłem czytać.

Steve,
Jest mi naprawdę ciężko.  Nie wytrzymuje już uwag mojej matki, o tobie i o całym naszym życiu. Nie wiem czy wiesz, ale rodzice i ja się przenieśliśmy. Mike i Koki potrzebowali przestrzeni, więc przenieśliśmy się w takie miejsce gdzie mogą swobodnie latać w przestworzach. Koniecznie chciałbym Cię zobaczyć. Tęsknię.
Kochający Miku.

M: Też chcę Cię zobaczyć – powiedziałem do listu – nawet nie wiesz jak bardzo.
Brakowało mi wszystkiego od niego. Zaczynając od długich brązowych włosów, niebieskich oczu, jego drobnej budowy. Uśmiechy, porannego budzenia się obok niego i nawet ochrzaniania mnie za błędy, jakie robię. Brakował mi tego bardzo.  Wyjąłem kolejną butelkę whisky z barku i nalałem sobie. Gdyby był tu Miku od razu zabroniłby mi pić, ale niestety byłem sam. Kiedy byłem w połowie butelki zasnąłem. Śniło mi się jak się poznaliśmy z Miku. To było ładnych kilka lat temu.

Przechadzałem się po starym mieście i rozglądając się między ulicznymi grajkami zauważyłem go. Siedział na kawałku jakiegoś materiału, mały drobny chłopczyk z orłem na ramieniu. Orzeł miał obandażowane skrzydło, ale pomimo tego robił jakieś małe sztuczki. Sam z siebie, bo chłopak tylko siedział i patrzył. Co jakiś czas tylko mówił do orła, żeby przestał, bo inaczej nie wyleczy skrzydła. Orzeł wtedy wracał i siadał obok niego. Przed nimi leżała skórzana rękawica, do której ludzie wrzucali drobne. Również wrzuciłem mu trochę grosza. Przychodziłem tam codziennie i oglądałem. Zawsze było tak samo, on powstrzymywał orła przed sztuczkami, a orzeł dalej swoje. Ech, uparty Mike, cały on. Pewnego dnia jednak odważyłem się, podszedłem do niego i zagadałem.
S: Hey. Jak się masz?
M: Ja?! – chyba był przestraszony.
S: Nie orzeł. Tak ty. - zażartowałem
M: Dobrze. Czego chcesz? – widać było, że nie był przyjaźnie nastawiony.
Usiadłem obok na kostce brukowej.
S: Pogadać, bo jestem pod wrażeniem Ciebie i tego orzełka.
M: Miło mi, że Ci się podoba, ale... – nagle się przestraszył i zaniemówił – oni, znowu?
Spojrzałem na kierunek w którym patrzył. Szli tam policjanci.
S: Co się stało? – zapytałem jak debil, wiedząc o co chodzi.
M: Nie mogę tu stać, zaraz mnie znów spiszą. Mike chodź, idziemy. – zawołał, orła który posłusznie usiadł mu na ramieniu.
S: Nie obawiaj się. Załatwię to. – uspokoiłem go, wstałem i poszedł do policjantów.
Porozmawiałem z nimi chwilę i wróciłem. Podałem mu kartkę.
M: Co to?
S: Pozwolenie. – oznajmiłem.
M: Na co? – zdziwił się.
S: Na handel, więc możesz tu stać, normalnie bez przerwy przez najbliższy miesiąc.
M: Ja, nie wiem co powiedzieć.  – Próbował coś wymyślić jak mi się odwdzięczyć.
S: Wystarczy, że pozwolisz mi się zaprosić na Drinka.
M: Ale ja nie mam jak zapłacić i... – speszył się.
S: Ja stawiam, wystarczy, że pójdziesz. – powiedziałem to z nadzieją w głosie.
Zaczął się zastanawiać.
S: Nie musi to być dziś czy jutro. Kiedy zechcesz. – próbowałem mu dodać odwagi.
M:Okey. To może po jutrze? – zapytał z niepewnością w głosie.
S: Dobrze może być pojutrze. – miałem bardzo łagodny głos. – a jeszcze zdradź mi proszę jak masz na imię?
M: Miku, a ty?
S: Steve. To do pojutrza. – rzuciłem w jego kierunku i odszedłem.
Nie przychodziłem tam przez kolejne dwa dni, bo musiałem załatwić kilka spraw w swojej starej pracy i przy rozwodzie z żoną. Trzeciego dnia przyszedłem, kiedy Miku mnie zobaczył trochę się zdziwił.
M: Co tu robisz? – rzucił.
S: Przyszedłem, bo się umówiliśmy. – odpowiedziałem.
M: Niebyło Cię tu wczoraj i przedwczoraj, więc uznałem, że to nieaktualne. – rzucił lekko od niechcenia.
S: Musiałem załatwić kilka spraw i już jestem. Więc jak? – zapytałem.
M: No, nic. Chyba idziemy tylko Mike odstawię do domu, bo ona się na to nie nadaje.
S: Dobrze, więc ja tu będę czekał.- stwierdziłem.
Jak powiedziałam tak zrobiłem. Miku wrócił tu za jakieś 1,5 godziny, sam.
S: Długo Ci się zeszło. – zauważyłem.
M: Przepraszam, pokłóciłem się z matką, ale już wszystko w porządku.
S: Okey, zatem chodźmy.
I ruszyliśmy. Zabrałem, go do mojego ulubionego baru „Zorza”. Jak tylko wszedłem, barman zawołał mnie po imieniu i zapytał czy to co zwykle, przytaknąłem.
S: Ej, Miguel tyle, że ja dzisiaj nie jestem sam – zawołałem – A ty co chcesz do picia? – Zapytałem stojącego obok mnie Miku.
M: Ja poproszę na razie kolę. – Widać było, że nie jest pewny co do naszej lokalizacji.
S: I jeszcze kolę Deluxe. – Zawołałem do Miguela.
Kiedy on przygotowywał drinki ja i Miku przemieściliśmy się do baru. Usiedliśmy na wysokich niebieskich krzesłach, i oparliśmy ręce o śnieżno białą ladę. Chwilę później dostaliśmy Drinki.
M: Masz z sobą czy znów zapomniałeś? – zaśmiał się.
Spojrzałem na Miguela.
S: Ale śmieszne. My jesteśmy tylko na Drinku a poza tym – teraz odwróciłem się przodem do Miku – ile ty masz lat?
M: 16. – odpowiedział lekko zdziwiony, chyba tym, że się nie domyśliłem.
S: Widzisz 16, czyli jest niepełnoletni. Czyli nie możemy. – Uśmiechnąłem się do Miguela.
M: Niech Ci będzie, ale znając Ciebie to tak naprawdę żadna przeszkoda, ale jak chcesz.
Ja idę do reszty ludzi. – i poszedł.
S: Ech, stary dziad – rzuciłem od niechcenia, po czym spojrzałem na Miku.
M: o Czym on mówił?
S: Nieważne o czym ten staruch mówił. Powiedz mi lepiej coś o sobie. Albo skąd masz tego orzełka. – próbowałem zmienić temat.
M: O sobie? Wolę chyba o Mikeu. Mam go od nie dawna, jakieś 2-3 miesiące. Znalazłem go na ulicy, leżał i nie mógł się ruszyć, więc zawinąłem go w swoją bluzę i zabrałem do domu. Tam opatrzyłem mu razem z moim ojcem skrzydło. Kiedy zaczął czuć się lepiej, moja matka powiedziała, że jak Mike nie będzie na siebie zarabiał to go wyrzuci. Dlatego tam na starym mieście siadam często z nim. On sam z siebie robi sztuczki, ja go wcale do tego nie przymuszam. -  On opowiadał dalej, a ja zacząłem przyglądać mu się, jego twarzy, temu jak co jakiś czas nerwowo poprawiał włosy i jak jego oczy latały z punktu, na punkt. – I w ogóle jestem przeciwny tego typu męczeniu zwierząt. Jak będę pełnoletni to chciałbym założyć hodowlę ptaków.
S: Hodowle mówisz? – wyrwał mnie z przyglądania się.
M: Tak, najlepiej w jakimś przestrzennym miejscu żeby ptaki mogły swobodnie latać.
S: To mógłby być niezłe. – zauważyłem.
M: Tak, to moje marzenie i...
S: i...?
M: Przepraszam zakręciło mi się w głowie, czy ta kola jest z alkoholem?
S: Tak z whisky.
M: O nie. To nie mogę wrócić do domu na noc. Jak matka zauważy to mnie wyrzuci z domu. – miał bardzo zmartwioną minę.
S: Możesz zanocować u mnie, ja będę spał na kanapie. – zaproponowałem.
M: Nie wiem czy to dobry pomysł. Jesteś ode mnie starszy, nie znam Cię za dobrze i jeszcze to w sumie przez Ciebie jestem pijany. – zauważył.
S: Ale czasami warto zaryzykować. – również zauważyłem.
Nie wiem dlaczego, ale bardzo podświadomie chciałem, żeby u mnie nocował. Spodobał mi się.
M: No może, jeszcze się zastanowię. – już był mój, oczywiście pod względem nocowania.
Po picu pojechaliśmy do mnie, moim starym vanem. Otworzyłem drzwi i poszedłem ścielić łóżko. Miku w tym czasie rozbierał się w przedpokoju. Tak naprawdę to w drugim pokoju, bo mieszkałem w kawalerce. Miałem dwa pokoje i łazienkę.  W jednym pokoju gdzie stało łóżko miałem jeszcze, biurko, szafę z ubraniami i komputer, a ściany były czerwone. W drugim pokoju znajdowała się kuchnia i kanapa. Było tam również radio. Z kuchni, było przejście do łazienki. Miku rozebrał się i przyszedł do sypialni.
M: Czy mogę jeszcze skorzystać z łazienki?
S: Tak, proszę. Jest na końcu, to drugie drzwi w kuchni. – powiedziałem najprzyjaźniej jak potrafiłem.
M:Dziękuję. – odpowiedział mi i poszedł.
Po ścieleniu łóżka. Poszedłem przygotować sobie kanapę. Położyłem się na niej, a za jakiś czas wyszedł z niej on owinięty tylko w ręcznik. Przyznam, że miałem wtedy na niego wielką ochotę. Kiedy już miałem zacząć fantazjować ze snu obudziła mnie Kim.
Była znów głodna, gdyby Miku tu był nakarmiłby ją, a ja spał bym dalej. Wstałem i dałem jej trochę jedzenia dla papug. Wtedy natknąłem się na srebrną bransoletkę, którą kiedyś dałem Miku. Nigdy się z nią nie rozstawał. Była to obręcz z czystego srebra z delikatnymi rzeźbieniami wzorów starożytnych greków. Dałem mu ją, kiedy już byliśmy razem. Podniosłem ją z ziemi i westchnąłem.

Jakiś czas później zauważyłem że, koki siedzi na bramie naszego domu. Znaczy jak na razie tylko mojego i Kim. Podszedłem do niego i odplątałem od jego nóżki list. To był kolejny list od Miku. Wpuściłem Kokiego do domu, dałem mu jeść i pić, po czym rozpakowałem list.


Steve,
Przysyłam Ci Kokiego, abyś mógł mi odpisać. Tak bardzo chciałbym wiedzieć co się u Ciebie dzieje. Tylko nie pisz mi kolejnych tłumaczeń, dlaczego i co zrobiłeś. Napisz co u Ciebie, czy żyjesz czy masz się dobrze. Jak tam Kim.
Wczoraj kiedy byłem z
Mikem nad polaną wspominałem jak się pierwszy raz spotkaliśmy. Jak zabrałeś mnie na drinka i nocowałem u Ciebie. Jak bałem się, że mi coś zrobisz. A ty się mną zająłeś, zaopiekowałeś. Byłem Ci bardzo wdzięczny. Chciałem jeszcze zapytać czy nie widziałeś gdzieś w domu mojej bransoletki. Tej srebrnej, którą od Ciebie dostałem. Nie mogę jej nigdzie znaleźć.
Twój Miku.

PS: Koki wie jak lecieć do mnie. Czekam z niecierpliwością na twój list.

Ucieszyłem się, że wreszcie mam z nim jakiś kontakt. Mam się nie tłumaczyć? No dobrze. Od razu zabrałem się więc za odpisywanie.

Ukochany Miku,
U mnie właściwie wszystko w porządku, bardzo to bardzo tęsknię, zresztą Kim też.  Nie wiem co mogę Ci powiedzieć najpierw, tyle tego jest. Nadal jeżdżę w tournee po hotelach tyle, że z samą Kim. Ona jedyna rozumiała mnie w tym biznesie. Znalazłem twoją bransoletkę w naszej sypialni. Wysyłam Ci ją. Bardzo mi Cię brakuje, w każdej chwili tęsknię. Wróć. Proszę.
Twój kochający Steve.

Napisałem, przeczytałem jeszcze raz i wsadziłem w kopertę razem z bransoletką. Przyczepiłem do nóżki Kokiego i wysłałem go. Obu dobrze trafił. I żeby Miku szybko odpisał, a najlepiej zjawił się jak najszybciej w domu.

Wyjąłem z barku moją ukochaną whisky i nalałem sobie kolejną szklankę. Zacząłem rozmyślać jak to się stało, że w ogóle jesteśmy razem.
To było jakiś miesiąc, dwa a może nawet trzy po tym jak się poznaliśmy. Przechadzałem się znów po starym mieści mając nadzieję, że znów spotkam mój ulubiony duet. Wtedy zauważyłem jakąś kobietę, która miała w klatce orła. Takiego samego jak Mike. Podszedłem i zapytałem o co chodzi.
On powiedziała, że sprzedaje go, bo potrzebuje pieniędzy na życie i ten orzeł to tylko problem dla niej. Zapytałem jak się wabi i już wiedziałem, że to matka Miku. Kupiłem więc Mike. Nie chciałem, żeby trafił w jakieś złe ręce. Zabrałem go do domu i postawiłem w klatce na kuchennym blacie. Orzeł przyglądał mi się bacznie, do momentu otworzenia przeze mnie klatki. Wyleciał z niej i usiadł na kanapie. Cały czas przyglądając mi się. Ja nie zwracając na niego uwagi, wróciłem do rzeczywistości. Wieczorem zaczął na mnie piszczeć, zapewne był głodny. Nie wiem co jadają orły więc zasięgnąłem informacji w Internecie. Przygotowałem mu trochę Świerzego mięsa z pokruszoną bułką. Zjadł wszystko, po czym znów poleciał na kanapę na której położył się i zasnął. Ja położyłem się w łóżku. Nad ranem zbudziło mnie mocne uderzanie w drzwi frontowe. Wstałem i pośpiesznie je otworzyłem. Stał w nich zapłakany Miku.
M: Sprzedała go! – krzyczał przez łzy – Sprzedała go ta suka!.
S: Wejdź i nie mów tak ostro o swojej matce. – upomniałem go.
M: Ale ona sprzedała mojego przyjaciela. Nie wybaczę jej.
S: Miała zapewne ku temu jakieś powody. – próbowałem ją tłumaczyć.
M: tak, ona go po prostu nienawidziła, bo przynosił mi trochę radości.
S: Oj przestań już.
M: Nie mogę, ona jest... – nagle Miku przerwał i zamarł.
Do pokoju wleciał Mike i usiadł przed nim na podłodze.
M: Mike? Mike? Czy to ty? – zapytał przez chwilę nie płacząc.
Orzeł podleciał i usiadł Miku na ramieniu.
M: Mike, o boże to ty. Jak dobrze że nic Ci nie jest. Ale jak? – Spojrzał teraz na mnie – Kupiłeś go od niej?
S: Tak. Kiedy tylko się zorientowałem, że to Mike. Ciebie nie było w pobliżu, więc się zdziwiłem.
M: Dziękuje – orzeł zleciał na ziemię, a Miku przytulił się do mnie – Dziękuje, Dziękuje. Nawet nie masz pojęcia jak się cieszę.
S: To dobrze.
M: A i jeszcze jedno – otarł czerwoną twarz oraz oczy – mógłbym przez jakiś czas u Ciebie zamieszkać? Wiesz uciekłem z domu i nie mam gdzie się podziać.
S: No...  – zacząłem się nad tym poważnie zastanawiać, czy to dobry pomysł, ale kiedy zrobił tą swoją minę, że mu się nie udało i będzie musiał stąd odejść – dobrze, możesz na razie zostać.
M: Dziękuje, mogę nawet spać na kanapie i... – przytknąłem mu palec do ust.
S: Jeśli pozwolisz ja będę wszystkim zarządzał. I śpisz w łóżku, bo jesteś gościem.
Miku skinął głową. Pokazałem mu co gdzie jest i powiedziałem, żeby się rozgościł. Poszedłem do kuchni.
S: A i ty karmisz orła, bo ja nie wiem jak to się robi – rzuciłem z kuchni zanim drzwi się zamknęły.
Miku wszedł do kuchni, miał na sobie teraz tylko za dużą koszulkę. Serce od razu zaczęło bić mi szybciej. Będzie się nam ciężko mieszkało.
M: Dobrze, a masz jakieś surowe mięso? Bo on to lubi najbardziej.
S: Tak, na dole w zamrażarce.
Miku podszedł do lodówki i sięgnął do najniższej półki, co spowodowało, że musiał się schylić do samej podłogi, a koszulka uniosła się bardziej na plecy i odsłoniła jego zgrabny, mały tyłek.  Odwróciłem wzrok i próbowałem się uspokoić. Jest tu dopiero chwilę a ja już chcę go. Podniósł się i zaczął rozmrażać mięso.  Nakarmił orła, zjedliśmy my i poszliśmy spać. Ja na rzecz dalszego jego nocowanie u mnie rozłożyłem kanapę do łóżka, bo inaczej chyba bym się połamał. Rano wstałem wcześnie i zostawiłem mu list, że mam parę spraw na mieście i wrócę wieczorem. A dużo miałem do załatwiania. Ostatnie spotkanie w sprawie rozwodu, 3 rozmowy kwalifikacyjne. Jedna do zoo, o opiekę na zwierzętami w terrariach, druga na stanowisko biurowe jako rzecznika prasowego, a trzecia na sprzedawcę w księgarni. Przez rozwód straciłem poprzednią pracę.  W końcu moja żona była moim szefem. Wieczorem wróciłem do domu. Miku spał na kanapie razem z Mikelem. Wyglądali uroczo. Przykryłem ich kołdrą, a sam poszedłem spać do łóżka. Po kilku dniach Miku zaczął przychodzić do mnie w nocy. Za pierwszym razem powiedział, że jest mu zimno. Następnej, że jest samotny, bo orzeł śpi na podłodze. Za każdym razem kiedy ze mną spał, był coraz bliżej, coraz bardziej wtulał się w moje ciało. Może czuł się przez to bezpieczny.
Kolejnej takiej nocy nie wytrzymałem, kiedy tylko położył się obok mnie, musnąłem go językiem po uchu. Poczułem, że się speszył. Następnie moja ręka powędrowała pod jego koszulkę na prawy sutek i zaczęła go miętosić i podszczypywać.  Miku jakby westchnął.
M: Co robisz?
S: Nie mogę się już powstrzymać. Przychodzisz tu co noc i jesteś coraz bliżej – wyszeptałem mu do ucha.
W tym momencie przekręciłem się tak, że zawisłem nad nim. Spojrzałem w jego błękitne oczy, był trochę przerażony, dlatego pocałowałem go aby zmyć z niego strach.
S: Nic, Ci nie będzie, będę bardzo delikatny. – wyszeptałem.
Podwinąłem jego koszulkę i zacząłem całować jego młodzieńczą klatkę piersiową, bardzo delikatnie jak obiecałem. Schodziłem coraz niżej i niżej, zostawiając mokre ślady ust. Kiedy doszedłem do bokserek, Miku przewrócił się na bok i...
M: Nie! – krzyknął.
Od razu przestałem i przytuliłem go.
M: Nie chcę, nie mogę! – powiedział głośno.
Potem usłyszałem szloch, przytuliłem go jeszcze mocniej. Rano obudziłem się sam, Miku nie było w pobliżu. Kiedy się rozejrzałem nie było go nawet w domu, ani jego ani Mikela. Odszedł. Byłem zły na siebie, że się nie powstrzymałem. Ubrałem się i bez śniadania wyszedłem z domu. Poszedłem do ulubionego baru i wypiłem kilka szklanek whisky. Żaliłem się Miguelowi jak potoczyła się cała sprawa z Miku. Wieczorem zacząłem wracać do domu. Po wejściu do bloku i wjechaniu windą na odpowiednie piętro, zauważyłem, że ktoś leży pod moimi drzwiami. Po orle poznałem, że to Miku. Spał, więc wziąłem go na ręce i wniosłem do mieszkania. Był zimny, więc zaniosłem go do łóżka i zdjąłem mu buty razem z spodniami. Przykryłem kołdrą i poszedłem do kuchni. Nakarmiłem Mikela i sam poszedłem spać. Rano obudziłem się z Miku w ramionach, miał lekko czerwoną twarz. Wstałem pierwszy i przygotowałem śniadanie. Dalej nie pamiętam co dokładnie było, wiem tylko, że któregoś wieczora, Miku sam wskoczył mi do łóżka i zaczęliśmy się kochać. Nie pamiętam kto to za początkował, ale to było cudowne. A rano...

Nagle z tych rozmyślań o przeszłości wyrwał mnie telefon. Dzwonili do mnie z któregoś hotelu i prosili o występ. Po ustaleniu szczegółów, daty itd. Zgodziłem się. Kim zaskrzeczała i zaczęła powtarzać: Miku, Miku, Miku.
S: Oj, nic już nie mów Kim. Wiem, że on nie jest z tego zadowolony. – westchnąłem – ale jak inaczej mamy zarobić na życie?
Kilka dni później wystąpiłem z Kim w Hotelu Plaza. Na widowni siedziało mnóstwo ludzi. Klaskali za każdym razem jak Kim poprawnie wykonała zadanie. W pewnym momencie jednak przerwała sztuczkę i podleciała do kogoś na widowni. Do chłopaka o brązowych włosach. Nie miałem wątpliwości to był Miku, a Kim przywitała się z nim i przyfrunęła z powrotem do mnie.  Spojrzałem na niego, wyglądał tak samo jak wtedy kiedy odszedł i znów miał ten grymas na twarzy. Ten sam co wtedy, był niezadowolony z tego, że Kim robi sztuczki. Dla niego to była męczarnia zwierząt, a dla mnie praca dzięki której miałem pieniądze. Kim wróciła do sztuczki, a Miku wstał i wyszedł. Chciałem go zatrzymać, ale właściciel hotelu łypał na mnie okiem, że i tak już jedną sztuczkę spaliłem. Kiedy mój ukochany zniknął za drzwiami Sali, smutny powróciłem do pokazu. Po tym pokazie było kilka innych ale na żadnym z nich Miku już się nie zjawił. Dostałem za to od niego kolejny list. Posadziłem Kokiego z Kim w salonie i otworzyłem list.

Steve,
Widzę że jednak się nie zmieniłeś. Nadal męczysz biedną Kim. Byłem na tym pokazie, bo znów chciałem Cie zobaczyć. Z utęsknieniem czekam na Ciebie, twój dotyk, zapach. Brakuje mi wszystkiego co z Tobą związane. Kocham Cię i dlatego cierpię. Mam nadzieję, że się jednak zmienisz nim ja umrę z tęsknoty. Dziękuje Ci za bransoletkę, ona dla mnie bardzo wiele znaczy. Tęsknię. Kocham.
Miku.

S: Ja też tęsknię za wszystkim co z Tobą związane – znów zacząłem rozmawiać z listem.
Nie wiem co mu odpisać. Nie będę go mamił kłamstwami. Ja po prostu nie umiem inaczej zarabiać na życie. Wziąłem kartkę papieru i zacząłem pisać.

Kochany Miku,
Ta krótka chwila, tam na pokazie byłe dla mnie okrutna z twojej strony. Wreszcie się pojawiłeś i znów zniknąłeś. Nawet nie wiesz jak to boli moje serce. Chciałbym Cię dotknąć, przytulić. Zobaczyć na dłużej, porozmawiać. Ja również usycham z tęsknoty i opróżniam kolejne butelki whisky, wspominając sobie ja się pierwszy raz spotkaliśmy, jak potoczyły się nasze drogi. Przypominam sobie wszystko, przez co jeszcze bardziej mi Cię brakuje. Wróć proszę. Albo powiedz mi co mam zrobić, żebyś wrócił. Zrobię dla Ciebie wszystko, nawet jeśli zechcesz odbiorę sobie życie.
Twój na zawsze Steve.

Napisałem i wsadziłem list do koperty. Nie wysłałem go od razu, ale po kilku dniach. Musiałem się dobrze zastanowić, czy to właśnie chcę mu przekazać. W końcu przyczepiłem list Kokiemu i wypuściłem go. Zadzwoniłem do Hoteli gdzie miałem mieć występy i wszystkie odwołałem. Zamknąłem się w domu i zacząłem pić. Było mi bardzo źle. Upiłem się jeden raz drugi, aż w końcu upijałem się codzienni byłem głodny i smutny. Z tego amoku wyrwał mnie list. Dostałem go po miesiącu od swojego.  Koki nie chciał najpierw do mnie podejść, bo śmierdziałem alkoholem, ale w końcu udało mi się wziąć od niego list.

Steve,
Nie rób nic głupiego, dla mnie to też było straszne bo byłeś blisko, ale nie mogłem Cie dotknąć, czy pocałować. Moje serce również krwawi z kolejnymi twoimi listami co raz bardziej, bardzo pragnę Cię zobaczyć. Słyszałem też że odwołałeś wszystkie show które miałeś dać. Czy coś się stało? Czy ty znów pijesz? Jeśli tak przestań, wiesz, że tego nienawidzę. A wtedy nie wrócę tylko sam tu umrę w samotności i tęsknocie. Może się spotkajmy? Nie to głupi pomysł. Nie było go przepraszam.
Miku.

Spotkać? Tak, jak najbardziej.
S: Chcę cię spotkać – prawie, że krzyknąłem do listu.
Mam przestać pić. Wiem, że on tego nie lubi, ale to mi trochę pomaga zapomnieć o smutku, o samotności jaka mnie ogarnia tu samego w tym wielkim domu. Odstawiłem butelkę do barku, a puste wyrzuciłem. Musiałem się przespać z tym co zamierzałem napisać Miku.

Rano wziąłem kartkę, długopis i zacząłem pisać.

Kochany Miku,
Odstawiłem wszystkie butelki do barku i już nie piję. Koniecznie chciałbym się z Tobą, spotkać i to jak najszybciej. Wybierz czas i miejsce, a ja będę gotów.
Twój Steve.

Napisałem krótko i liczyłem na szybką odpowiedź. Wysłałem Kokiego jak najszybciej. Dwa dni później dostałem list.

Dobrze spotkajmy się na starym mieście, w czwartek popołudniu. Wiesz o które miejsce mi chodzi.
Miku

To wyglądało bardziej jak notatka, ale od niej serce podskoczyło mi od razu i zaczęło bić bardzo szybko. Zobaczę go, nareszcie.  Za te trzy dni, mam nadzieję, że znów będzie jak dawniej. W czwartek z samego rana byłem trochę jak na szpilkach. Przyznam trochę się bałem. Nie wiedziałem co mówić, od czego zacząć. Koło 11 byłem już na miejscu i czekałem. W końcu zaczął padać deszcz a jego nadal nie było. Usiadłem na chodniku, gdzie on kiedyś siedział i znów zacząłem wspominać stare czasy. Te w których niestety tak bardzo go mamiłem.

To były początki naszej kariery.
Miku usilnie nie chciał się zgodzić, na show cyrkowe z Mikem.
S: Ale po tym jak już trochę zarobimy założymy hodowlę – zrobiłem krótką pauzę wymyślając jakiś dobry argument – bo tak bez pieniędzy nic się nie da zrobić.
M: No tak, ale nie możemy ich inaczej zarobić? – spytał z nadzieją w głosie.
S: Nie widzę innego wyjścia – Przytuliłem go – Niestety.
Po kilku takich show, lepszych lub gorszych zarobiliśmy jakąś tam sumę. Niestety ja zapominając o mojej obietnicy względem Miku kupiłem nowego ptaka Kokiego. Potem znów musieliśmy zarobić, to kupiłem Kim. Następne pieniądze wydaliśmy na nasz wspólny dom. Mimo iż w nim rzadko bywaliśmy, był naszym własnym kątem. Następne pieniądze miały już być na hodowlę, ale on odszedł.  Przed każdym występem przypominałem mu, że teraz zbieramy na hodowlę itd. Mamiłem go perfekcyjnie. A moje uczucia z każdym dniem rosły do niego. Uzależniałem się od niego w każdym calu. Dlatego teraz tak cierpię. Deszcz obmywał maje ciało a jego nadal nie było. Po kilku godzinach nastał wieczór. A ja nadal tam siedziałem. Późnym wieczorem kiedy już miałem się zbierać, jakaś drobna postać podeszła do mnie i podała mi parasolkę. Spojrzałem do góry.
S: Miku...
M: Cii – przyłożył mi palec do ust – już nic nie mów i chodźmy do domu.
Podał mi rękę i poszliśmy do naszego domu. Weszliśmy przez bramę do białego domu, przez wielkie drewniane drzwi. W środku na wieszaku siedziała Kim. Odleciała gdy zobaczyła jak wieszamy tam parasolkę i przemoczony płaszcz Miku. Ja poszedłem przebrać się do sypialni, on poszedł za mną. Żaden z nas się nie odzywał. Kiedy byłem nagi on przytulił się do mojego ciała. Przejechał delikatnymi dłońmi po moich plecach, jakby badał każdy ich fragment czy jest na miejscu. Potem przeszedł na moje ramiona, aż w końcu twarz. Złączyliśmy się w namiętnym pocałunku. Byłem z dwa razy większy od niego, więc wziąłem go na ręce i położyłem na łóżku. Kiedy już razem leżeliśmy położyłem mu głowę na brzuchu. Zaczął przeczesywać moje krótkie czarne włosy swoją małą delikatną ręką. Zasnąłem. Rano obudziłem się z nim u boku. Był we mnie wtulony zupełnie jak dawniej. Wróciłem więc do snu, nie chcąc go zbudzić.  Potem obudziłem się już sam. Zszedłem na dół do kuchni a tam czekało na mnie śniadanie i Miku. Zjedliśmy razem.
M: Muszę już iść. – rzucił jedząc Tosta.
S: Jak to? – zdziwiłem się – nie zostajesz?
M: Nie mogę zostać. Mikel i Koki potrzebują mnie. A także moja matka. Ona... – Głos Miku zaczął się złamywać i łzy zaczęły mu napływać do oczu. – ona..
Usiadłem obok niego i przytuliłem się do niego.
S: Co jej się stało? – Zmartwiłem się.
M: Ona jest śmiertelnie chora i nie zostało jej zbyt wiele życia. – Miku rozpłakał się.
S: Spokojnie. Nie może być tak źle. Mogę jechać z Tobą i Ci pomóc. – próbowałem go jakoś pocieszyć i zaoferować mu pomoc.
M: Nie, ona nie Cię niestety nie lubi i tylko się zezłości jak Cię zobaczy, s to jej może zaszkodzić. – w głosie Miku było słychać szczere zmartwienie o matkę.
S: No dobrze, ale jak co to pisz daj znak.
M: Koki na pewno przyniesie Ci jakieś wieści.
S: A nie możesz zostawić mi adresu, albo numeru telefonu?  - zapytałem z nadzieją w głosie.
M: Niestety, na tyle Ci jeszcze nie wybaczyłem.
To zabolało, ale w sumie miał rację.
Posiedział jeszcze trochę ze mną i poszedł. Za dwa tygodnie dostałem list.

Kochany Steve,
Przyjedź proszę. Nie chcę być tu sam. Za 3 dni będzie pogrzeb a ja potrzebuję wsparcia. Jesteś jedyną osobą której mogę zaufać. Tu z tyłu koperty napisałem Ci adres nadawcy. Proszę Cię nie zawiedź mnie.
Twój Miku

Zmartwiłem się. Nigdy jej nie lubił, ale jednak matka to matka. Spakowałem się i ruszyłem z Kim i Kokim pod adres podany na odwrocie koperty.  Zza drzew wyłonił mi się dom. Był zbudowany z czerwonej cegły, miał wielki ogródek przy wejściu. Zaparkowałem mój stary nieśmiertelny van.  Przeszedłem przez lekko zardzewiałą furtkę i przez ścieżkę z mnóstwa kolorowych kafelków dostałem się do drzwi wejściowych. Zapukałem kołatką kilka razy, po chwili otworzył mi Miku i wpadł w moje ramiona zapłakany. Kim z Kokim polecieli w głąb domu. Ja wziąłem Miku na ręce i zaniosłem go do najbliższej kanapy, jaką zobaczyłem. Usiadłem z nim i przytuliłem bardzo mocno.
M: Dobrze, że jesteś – zaczął mówić przez łzy – zabrali ją 3 godziny temu. Była zimna, martwa.
Jeszcze bardziej się rozpłakał. Przytuliłem go bardzo mocno.
S: Już spokojnie, jestem tu z Tobą. Nic złego więcej się nie stanie. – Próbowałem go uspokoić.
To jednak nic nie dawało. W końcu po kilko godzinnym płakaniu zasnął z zmęczenia. Wtedy rozejrzałem się po domu i zaniosłem go do którejś sypialni. Sam wróciłem do salonu, gdzie zauważyłem Mikela. Siedział na krześle z spuszczoną głową. Kiedy mnie zobaczył podleciał i przywitał się. Pogłaskałem go po piórkach na łebku.  Przeniósł się z mojej ręki na ramię i poszliśmy razem do kuchni. Była wielka i w włoskim stylu. Miała kafelki, dużą kuchnię, piekarnik, nawet piec. Po szperałem po szafkach i lodówce. Próbowałem znaleźć składniki do ulubionego dania Miku, które miałem nadzieję że poprawi mu humor. Wyjąłem pomidory, duży kawał mięsa wołowego, jakieś przyprawy. W górnej szafce na lewo od drzwi znalazłem ogromną patelnię o średnicy tak z pół metra. Była strasznie ciężka, bo żeliwna.  Nalałem na nią odrobinę oliwy, zacząłem podgrzewać. Pokroiłem pomidory, znalazłem do nich jakąś sałatę, przyprawy typu rozmaryn, bazylia. Dodałem jeszcze kapkę soku z cytryny i kilka kawałków jabłka. Wymieszałem całą sałatkę. W tym momencie patelnia była już nagrzana. Rzuciłem na nią kilka kawałków mięsa Ala stek. Jeden kawałków pokroiłem i położyłem na talerzu na blacie dla Mikela. Posypałem steki solą. Oczywiście spaliłem je na „podeszwę” tak jak lubi mój ukochany. Zacząłem teraz poszukiwać wina, kiedy zauważyłem drzwi do piwnicy tuż obok lodówki. Znalazłem tam małą półkę z różnymi winami. Po długim szukaniu wybrałem jakieś Hiszpańskie, czerwone, wytrawne. Wróciłem na górę. Znalazłem sztućce i przygotowałem wszystko do romantycznej kolacji. Z drugiej strony domu, przeciwnej do wejściowej, był taras z dużym stołem. Tam przygotowałem naszą strawę. Wróciłem na górę obudzić Miku. Tyle, że jego tam nie było. Przeszukałem cały pokuj, zniknął. Zszedłem na dół, przeszukałem resztę pokoi, aż zobaczyłem go. Siedział w kuchni na krześle obok Mikela i rozmawiał z nim. Miał jeszcze lekko czerwoną i opuchniętą twarz, ale było widać, że z nim już lepiej.
S: Tu się schowałeś – rzuciłem.
Miku spojrzał na mnie i delikatnie się uśmiechnął.
M: Tak, a co gotowałeś? – zaciekawił się – bo tak ładnie pachnie.
S: Zrobiłem twoje ulubione danie na poprawienie Ci humoru. – również się uśmiechnąłem – czeka na nas, na tarasie.
M: Dziękuje, zatem chodźmy – Miku wstał od stołu, a Mikel usiadł mi na ramieniu.
Przeszliśmy razem na taras, Mikel poszybował gdzieś daleko w przestworza, a my zasiedliśmy do jedzenia. Miku wyglądał strasznie podniecająco, bo miał na sobie krótkie jeansowe spodenki i czerwoną luźną koszulkę na ramiączka. A jego długie brązowe włosy opadały mu na ramiona. Nagle jego niebieskie tęczówki spotkały się z moimi piwnymi. Zauważył, że przyglądam mu się.
M: Co się stało? – zapytał.
S: Nic, ślicznie teraz wyglądasz. I myślę nad tym jak bardzo mi Cię brakowało.
M: Mnie też, bardzo Ciebie brakowało. Nie wiem czy mi uwierzysz, ale – zawahał się – codziennie prawie przeglądałem twoje zdjęcia. Wyobrażałem sobie, że siedzisz obok – zrobił krótką pauzę - Ja przytulam się do Ciebie, jesteś ciepły i – zamknął oczy i westchnął.
S: I ja co robię? – zapytałem z ciekawością.
M: Cii, nie powiem Ci, może kiedyś – Uśmiechnął się – zjedzmy i przejdźmy się na spacer, chciałbym Ci pokazać posiadłość.
S: Zobaczysz jeszcze wyduszę z Ciebie tą informacje – również się uśmiechnąłem – no dobrze, sam jestem ciekaw jak duża jest.
Po jedzeniu przeszliśmy się, po całym ogrodzie. Był bardzo duży więc zeszło się do późnego wieczora. Kiedy po powrocie zasiedliśmy na kanapie i zaczęliśmy się całować, ojciec Miku wrócił do domu. Z tego co pamiętam nazywał się Kato.
K: Co ta za facet? I dlaczego się z nim migdalisz? – był wyraźnie zdenerwowany – Myślisz, że mamie by się to podobało?
M: Ale tato to jest Steve, mówiłem Ci o nim. – Miku zaczął się bronić.
K: Aaaa tak. To ten co Cię zostawił i wykorzystywał? – zabrzmiało jak oskarżenie.
M: Nie! – zaprotestował – On jest moim kochankiem. Kocham go i jakbyś chciał wiedzieć – zrobił głęboki oddech – mama go akceptowała! – zakończył z podniesionym głosem.
Ja natomiast wszystkiemu się przyglądałem z lekkim zdziwieniem i małym niezadowoleniem z postawy taty Miku.
K: Nie będę teraz na ten temat z Tobą rozmawiał – rzucił obrażony – rozmówimy się później.
Przeszedł przez salon do przedpokoju.
M: Nie przejmuj się nim. Cierpi z powodu mamy.
S: Rozumiem go. – Westchnąłem- Mój ojciec tak samo cierpiał kiedy moja mama zmarła.
M: Nie wiedziałem.
S: Ja nie pamiętam dokładnie wszystkiego, bo miałem wtedy 5 lat. Ale tata bardzo cierpiał i dużo z tego powodu pił – poczułem jak bolą mnie niektóre części ciała w które najczęściej dostawałem - W sumie był zwykłym pijakiem. – Zrobiłem krótką pauzę – Ale i on odszedł ode mnie dość szybko.
Miku miał przerażone oczy. Nie wiedział o tym, bo nigdy mu o sobie nie opowiadałem, aż tyle. Ale miałem wrażenie, że jest mu lżej przez to, że na chwilę może zapomnieć o swoim nieszczęściu.
S: Potem dorastałem w domu dziecka. Tam poznałem też swoją żonę.
M: Co? Ty masz żonę? Jak to? – przerwał mi gwałtownie.
S: Miałem. – oznajmiłem – rozwiodłem się z nią zanim Cię jeszcze poznałem. Właściwie byłem w trakcie rozwodzenia z nią kiedy Cię poznałem.
M: Nigdy mi o tym nie mówiłeś.
S: Wiem, nie chciałem po prostu poruszać tego tematu. I nie chciałem już pamiętać też o Kevinie.
M: Kto to? Kochanek z którym zdradzała cię żona? – zaczął myśleć Miku.
S: Nie – uśmiechnąłem się – to mój syn. Ma teraz – zacząłem liczyć – 13 lat chyba.
M: Masz syna. To dlaczego się rozstaliście, nawet mnie wtedy nie znałeś żeby – zamilkł.
S: To ja miałem małe problemy z wiernością. To znaczy kiedy się z nią ożeniłem i Kevin już miał te 6 lat, odkryłem że kobiety wcale mnie nie pociągają. Umawiałem się z jakimiś chłopakami i ona to odkryła. Dlatego się rozwiedliśmy. Potem poznałem Ciebie i się zakochałem.
Miku słuchał mnie z zaciekawieniem.
S: Dalszą część historii znasz. – przytuliłem go i pocałowałem.
M: Tak. – odwzajemnił się tym samym.
Było już późno, wziąłem go na ręce i zaniosłem do sypialni. Położyłem się obok niego i zasnąłem.
Nad ranem obudziłem się pierwszy. Poszedłem więc przygotowywać śniadanie. Zszedłem do kuchni po wielkich starych drewnianych schodach. Wszedłem do kuchni i natknąłem się na ojca Miku.
S: Dzień Dobry – powiedziałem chyba najmilej jak potrafiłem.
K: Dzień dobry – rzucił.
Podszedłem do lodówki. Chyba zrobię jajka sadzone.
S: Robię jajka sadzone, czy dla...  – nie wiedziałem jak się do niego zwrócić.
K: Nie jesteśmy na ty, więc na razie mów do mnie proszę pana – przerwał mi i był nieprzyjemny – i tak poproszę dwa. A do nich najlepiej tosty.
Poczułem się jak służący, ale okey. Nie chcę go wkurzać. Wolałbym, żeby mnie po prostu zaakceptował. Wyjąłem patelnie i zacząłem smażyć jajka. Dla niego dwa, dla mnie też, a dla Miku trzy. Zrobiłem do tego tosty, jakieś kanapki i ułożyłem wszystko na stole.
S: Dla Pana Herbata czy Kawa? – Dla pana specjalnie podkreśliłem, żeby nie było.
K: Dla mnie Kawa, ale z łyżką cukru i śmietanką. – odrzekł.
S: Dobrze, już się robi. – czułem się jak kelner.
Zrobiłem mu kawę taką jak chciał, natomiast dla Miku zrobiłem mocną herbatę, a sam wziąłem wodę. Postawiłem wszystko na stole i poszedłem budzić Miku. Położyłem się obok i pocałowałem go w czoło.
S: Czas wstawać. – już prawie południe.
M: Jeszcze pięć minut – powiedział zaspany.
S: 5 minut mówisz? – uśmiechnąłem się.
Po pięciu minutach z zegarkiem w ręku, moje ręce zaczęły wędrować pod kołdrą. Powoli przejechałem wzdłuż jego pleców, bo leżał tyłem do mnie. Apotem zacząłem go łaskotać. Od razu się przewrócił na drugi bok przodem do mnie.
M: Już wstaje spokojnie – zawahał się – albo nie. Wstanę jak coś dla mnie zrobisz.
S: Co mam zrobić? – zaciekawiłem się.
M: Musisz mnie przytulić, tu pod kołdrą.
S: No dobrze.
Wszedłem pod kołdrę i dopiero teraz zauważyłem, że on jest nagi. Trochę mnie to onieśmieliło.
M: No przytul mnie. – szepnął Miku.
Zawisłem nad nim pod kołdrą, a on przewrócił się na brzuch i zaczął swoim małym zgrabnym tyłkiem, pocierać o moje krocze. Trochę się podnieciłem i przytuliłem go tyle, że moja ręka powędrował na jego sutki, które zacząłem lekko podszczypywać. Drugą ręką przejechałem po wewnętrznej stronie jego prawego ucha. Zamruczał.
S: A śniadanie – zapytałem szeptem.
M: Może poczekać – teraz jesteśmy tu tylko my i – Miku mocniej potarł tyłkiem o moje krocze – ja mam ochotę.
Uśmiechnąłem się i przejechałem palcem po trzonie jego penisa. Jęknął. Nagle wyrwał mi się i odwrócił. Poczułem jak schodzi niżej i niżej i zaczyna siłować się z paskiem u moich spodni. Aż w końcu rozporkiem i bokserkami. Wtedy przejechał językiem po główce mojej nabrzmiałej męskości. Potem wrócił do poprzedniej pozycji. Już nie musiał czekać na mnie i pocierać tyłkiem, bo sam wziąłem jego biodra w ręce i delikatnie wszedłem w niego. Jęknął.
S: Boli? – zapytałem z troską w głosie.
M: Trochę, w końcu dawno tego nie robiliśmy.
Zacząłem się poruszać. Jego jęki bólu powoli z każdym pchnięciem zamieniały się w odgłosy doznawanej rozkoszy. Po wszystkim opadliśmy obok siebie. Leżałem na plecach, a jego głowa na moim torsie.
S: W sumie to mieliśmy zjeść śniadanie z Twoim tatą – przypomniałem sobie.
M: Chcesz powiedzieć, że on tam czeka? – Miku się zaniepokoił.
S: Chyba tak – oznajmiłem.
Miku szybkim ruchem chciał wstać, co niestety mu się nie udało. Jak tylko stanął na nogach, od razu upadł z powrotem na łóżko.
S: Co się stało? – teraz ja byłem zaniepokojony.
M: Nic, tylko bolą mnie dolne partie pleców. – uśmiechnął się – pomożesz mi się ubrać?
Wstałem i pomogłem, po czym sam się ubrałem i zeszliśmy na dół do kuchni. Tata Miku siedział tak jak go zostawiłem jakiś czas temu. Kiedy weszliśmy, spojrzał na nas.
K: Co tak długo? – był zły.
M: Byłem śpiący i nie chciało mi się za bardzo wstawać.
K: Tak, owszem. Słyszałem te twoje jęki – westchnął głęboko.
M: Aż tak głośno było?
K: Tak. I jak chcesz się bzykać z tym twoim chłoptasiem to nie pod tym dachem, bo Ciebie i jego wyrzucę. – oznajmił to nam bardzo spokojnie.
M: Dlaczego?! Dlaczego nie możesz zaakceptować tego, że się w kimś zakochałem?! – Miku zaczął wrzeszczeć.
Ja wszystkiemu się przyglądałem.
K: Bo to Facet. Kobieta to jeszcze rozumiem, ale to jest mężczyzna, większy i silniejszy od Ciebie. – Ojciec Miku również podniósł głos.
M: No właśnie większy i silniejszy, dzięki temu czuje się bezpieczny w jego ramionach. – Miku był zły.
K: Tak, ale zauważ on ma żonę i syna.
M: Świetnie, jeszcze podsłuchiwałeś! I jakbyś chciał wiedzieć, nie utrzymuje z nimi kontaktu od dłuższego czasu. Poza tym jest ze mną! – Miku krzyczał na siedzącego przy stole swojego ojca.
S: Miku spokojnie. Na pewno da się rozwiązać ten problem pokojowo. – chciałem go uspokoić.
K: Widzisz, nawet on nie może Cię znieść. Mama by Cię z domu wyrzuciła za to.
M: Nie mieszaj w to mamy! – Krzyknął Miku, miał już łzy w oczach.
K: To moja żona i mogę robić co chcę. – prawie krzyknął.
M: nie możesz, bo to moja mama! – znów krzyknął.
K: Może  . . . – chciał chyba zażartować, ale mu nie wyszło.
Miku podszedł do niego i dał mu w twarz. On znieruchomiał i był bardzo zaskoczony.
M: Mam Cię dość! – krzyknął, podszedł do mnie i wybiegliśmy z domu.
M: Mikel! Koki!
S: Kim!
Zawołaliśmy zwierzaki i poszliśmy z nimi na spacer. Miku nadal był nabuzowany.
S: Już spokojnie. Jesteśmy sami, więc się nie złość.
M: Ale on mnie strasznie wkurza. Jak może w to plątać mamę? – Westchnął, próbując powstrzymać się od płaczu.
Przytuliłem go.
M: Chodźmy pokaże Ci pewne miejsce. – wziął mnie za rękę i zaczął prowadzić.
Po pewnym czasie dotarliśmy do małego domku, a raczej szopy.
M: Jak byłem mały to była to moja baza. – oznajmił Miku.
S: To ty tu mieszałeś wcześniej, jak byłeś mały? – zdziwiłem się, bo jak poznałem Miku to mieszkał gdzie indziej. W mieście.
M: To był dom mojej babci od strony Mamy. Jak byłem mały to spędzałem tu każde wakacje. Kiedy Babcia umarła, po poukładaniu wszystkiego przeprowadziliśmy się tu. – Miku uchylił drzwi szopy – chodź.
Weszliśmy do środka. Była tam stara rozkładana kanapa, jakaś pościel, mała lodówka. Taki trochę pokuj gościnny.
S: Mieszkałeś tu? – zapytałem, widząc to wszystko.
M: Nie, znosiłem tu tylko moje skarby. – zaśmiał się i wyciągnął jakiś medalik z fotela naprzeciwko kanapy. – Dostałem go od mamy na 7 albo 6 urodziny. Szukałem go. Zapniesz? – Miku podszedł do mnie tyłem z zamknięciem od wisiorka.
S: Yhm. – zrobiłem to, o co prosił. – Śliczny – skomentowałem, gdy odwrócił się przodem.
Spędziliśmy tam cały dzień i noc. Rano wróciliśmy do dużego domu i przygotowywaliśmy się do pogrzebu. Pojechaliśmy tam na miejsce. Przez całą ceremonię Miku płakał mi na ramieniu, a ja przytulałem go i pocieszałem. Jego ojciec co jakiś czas się na przyglądał. Był bardzo smutny. Nie tylko z powodu śmierci żony, ale i tego, że jego syn płacze do ramienia jakiegoś obcego faceta, a nie jego. Musiało go to bardzo dotknąć. On w końcu nie miał na kim się oprzeć. Dla kogo być silnym. Po wszystkim mieliśmy wracać moim samochodem. Miku wsiadł pierwszy, a jego ojciec przeszedł obok naszego samochodu. Wyszedłem z auta.
S: Jedzie pan z nami? – zapytałem.
Spojrzał na mnie bardzo zdziwiony, a Miku spojrzał na mnie co najmniej jak bym kogoś zabił. Pociągnął mnie do samochodu.
M: Zgłupiałeś? – był zły.
S: No weź, to twój ojciec, mieszkamy w jednym domu. A ty pozwolisz, żeby w taki dzień wracał sam, autobusem? – zapytałem go tak żeby wyszło, że on z tym swoim nie to chyba żartuje.
M: Jak chcesz! – i odwrócił się.
Znów wyjrzałem z auta.
S: Jedziemy? – ponownie zapytałem.
K: Tak, dziękuje. – uśmiechnął się nieznacznie i usiadł z tyłu auta.
Jechaliśmy tak w ciszy do samego domu. Wsiedliśmy i zaparkowałem. Miku i jego ojciec nie odzywali się do siebie przez tydzień. W końcu zmusiłem ich, żebyśmy wszyscy we trójkę zjedli sobotni obiad. Usiedliśmy. Po pewnym czasie podczas drugiego dania ojciec Miku odezwa się.
K: Steve. Po przemyśleniu wszystkiego, mów do mnie proszę po imieniu. Jestem Kato. – mówił to średnio chętnie, ale ja uznałem to za duży postęp.
S: Dobrze, Kato. – uśmiechnąłem się.
Spojrzałem na Miku, by wyraźnie zdziwiony zachowaniem swojego taty. Zauważyłem, że ich spojrzenia się spotkali. To był odpowiedni moment. Wstałem i poszedłem do łazienki. Nie było mnie przez dłuższy czas. Kiedy wróciłem, przy stole było gwarno. Rozmawiali normalnie, uśmiechali się. Usiadłem przy stole i włączyłem się do rozmowy.

Pogodzili się. Po obiedzie wszyscy zasiedliśmy w salonie i zaczęliśmy snuć plany, co będziemy robić dalej.
S: Miku, mam pewien pomysł. – zrobiłem pauzę na głęboki oddech – Już dawno Ci to obiecałem, ale nie dawno dopiero wymyśliłem jak to zrobić.
M: Hmmm? – nie wiedział, co dokładnie mam na myśli.
Jego ojciec zaczął się nam przyglądać.
S: Mam na myśli hodowlę ptaków. Wiem, co zrobić i możemy taką założyć, tak jak Ci kiedyś obiecałem.
M: Naprawdę? – powiedział to z wielką radością chociaż zabarwioną lekkim zdziwieniem.
S: Tak – odparłem spokojnie – Przecież Ci to obiecałem, nie?
Miku stanęły łzy w oczach i od razu wtulił się we mnie ze szczęścia. Ja sam czułem się od razu lepiej, bo spełniam wreszcie jego wielkie marzenie. Wreszcie coś mu dałem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz