„Niesamowity Eagle show, jedyny w swoim
rodzaju” Tak głosił napis na plakacie do naszego występu. Byłem tym jak
zwykle podekscytowany, jednak mój partner i kochanek nie za bardzo. Nie
rozumiem go, bo moim zdaniem ptakom to się bardzo podobało.
21:00
Czas na Show.
Miku wyjeżdża z klatkami i ptakami na
scenę, potem wchodzę ja w fanfarach. To między narodowe show, więc
przedstawiłem się w kilku językach i zapowiedziałem je. Najpierw pokazaliśmy pierwszego Mike. Mike
jest to mały orzełek, który jako pierwszy był z nami. Miku znalazł go jeszcze
zanim się poznaliśmy. Z tego, co mi opowiadał miał on złamane skrzydło i on go
wyleczył. Tak, więc Mike wyfrunął z klatki i usiadł na ręce Miku. Był cały
brązowy, z wyjątkiem ogona, który był biały jak śnieg. Zawołałem go. Za
pierwszym razem nie przyleciał, za drugim jakoś się udało. Orzeł przeleciał
przez całą salę i usiadł teraz na mojej skórzanej rękawicy. Mike za bardzo mnie
nie lubił, bo zmuszałem go do wykonywania sztuczek i Tricków, które do prostych
nie należały. Orzeł musiał najpierw skakać z pala na pal, potem robić
powietrzne slalomy, a wszystko działo się pod bacznym okiem Miku. Po pokazie z Mikem nadszedł czas na Kokiego.
Koki jest śnieżną sową, którą kupiliśmy, jako pierwszą do naszej hodowli, którą
ja przerobiłem na objazdowe show po różnych imprezach czy hotelach. Mike wrócił
do Miku usiadł na jego skórzanym na ramienniku. Wtedy na moje wezwanie wyleciał
z klatki Koki. Usiadł mi na ramieniu i rozprostował skrzydła. Widowni bardzo
się to spodobało. Parę osób rzuciło nawet, że wygląd on jak Hedwiga z Harrego
Pottera. Uśmiechnąłem się i pociągnąłem
dalej ten wątek. Dałem mu nawet list w pyszczek i podleciał do którejś z pań i
wręczył jej liścik z napisem „Koki Love you”.
Na twarzy Miku w tamtym momencie pojawił się mały grymas niezadowolenia. Bo ten
numer z dostarczeniem listów wymusiłem w pewnym sensie na Kokim, ponieważ z
racji na swój gatunek on nie wykonuje żadnych sztuczek, więc to jedyne, co
robi. Po dostarczeniu listu, od razu wrócił o Miku, na jego lewą rękę.
Następnie wywołałem klatki gwiazdę wieczoru, papugę, Kim. Kim była mi
najbardziej posłuszna, bo to całkowicie ja się nią zajmowałem, chociaż to
częściej Miku z nią przebywał. Wracając do Show, Kim wyleciała i usiadła mi na
ramieniu. Poprosiłem ją żeby się przywitała, zrobiła to bez problemu, a także
resztę sztuczek. Po całym show można było sobie zrobić zdjęcie z każdym z
ptaków. Miku stał przy wejściu do Sali z Mike na lewym ramieniu, Kokim na
prawej ręce i Kim na lewej. Ludzie
kolejno podchodzili i pokazywali, z którym ptakiem chcieliby zdjęcie, wtedy ja
podawałam im rękawice a Miku podawał delikatnie ptaka. Po wszystkim Miku z
ptakami na sobie i ja wróciliśmy do pokoju.
M: Nie podoba mi się, że tak wykorzystujemy
ptaki. Mieliśmy mieć hodowlę, a nie cyrk.- poczym westchnął.
S: Oj, przestań już kwękać. Mamy z tego
większe pieniądze niż z jakiejś hodowli. Za każdym razem to mówisz, ale sam
widzisz, że tak nam lepiej idzie. I wrzuć już ptaki do klatki.
M: To nie są rzeczy, żeby nimi rzucać.
To żywe istoty! – w głosie Miku było słychać oburzenie.
S: Przepraszam, - powiedziałem, z takim
jakby „nie wiem, co się stało, ale przepraszam” – w takim razie proszę wsadź, z
prowadź ptaki do klatek, a potem wskocz ze mną do łóżka, bo mam na ciebie
wielką ochotę. - mówiąc to objąłem go w pasie siedząc na łóżku.
M: Wezmę ptaki do klatek, a z resztą się
zobaczy.
Miku wyrwał się wtedy z moich objęć i przeszedł
do pokoju obok bardzo obrażony. Ja natomiast poszedłem pod prysznic. Kiedy
wróciłem on już spał w łóżku, co oznaczało nici z moich planów. Rano
obudziliśmy się i pojechaliśmy z wszystkim do następnego hotelu. Tak,
odstawialiśmy jeszcze kilka show, aż pewnego razu Mike, w ogóle mnie nie
słuchał. Nie wykonał żadnej mojej sztuczki, tylko siedział na ramieniu Miku.
Wszystko inne poszło zgodnie z planem.
Po występie i zdjęciach w pokoju zanim przyszedł Miku, wyjąłem Mike z
klatki i zacząłem na niego wrzeszczeć, że co to jest, że on mnie nie słucha.
Jak to psuje mi show. Orzeł odwrócił głowę wtedy nie wytrzymałem i uderzyłem
go. Niestety do pokoju w tym samym momencie wszedł Miku. Kiedy zobaczył jak
orzeł upada na ziemię od siły mojego uderzenia, od razu poszedł do mnie i dał
mi w twarz. Uspokoiłem się trochę.
M: Jak mogłeś go uderzyć! To tylko
zwierzę, nie zawsze będzie robić, co chcesz! – Zaczął na mnie wrzeszczeć. – Tej
swojej papugi to nie bijesz, co?!
S: Bo ona mnie przynajmniej słucha! –
znów zacząłem wrzeszczeć.
M: Cudownie w takim razie ona będzie
musiała Ci wystarczyć! – Mówiąc to Miku odwrócił się i zamknął w pokoju obok.
Nie otwierał mi w ogóle.
S: Przepraszam, Miku. Naprawdę, Kocham
Cię, wybacz mi. Poniosło mnie. Więcej tak nie będę. – naprawdę było mi smutno,
że uderzyłem Mikela.
M: Zawsze tak mówisz, ale to już nie
działa. – Odezwał się głos zza drzwi.
Potem usłyszałem głośny szloch.
S: Miku ja naprawdę przepraszam. Serio
poprawię się, naprawdę. – Byłem całkowicie szczery.
Byłem szczery i gotowy to zrobić,
ponieważ strasznie kocham Miku. Nigdy nie chciałem go skrzywdzić.
Nic mi już nie odpowiedział, słyszałem
już tylko cichy płacz, bo odsunął się on nawet od drzwi. Ja siedząc przy tych
drzwiach w końcu zasnąłem.
Obudziłem się dopiero rano, dziobany,
przez Kim w rękę. Była głodna, bo inaczej w ogóle by nie podeszła.
S: Miku, nakarm, Kim. – rzuciłem od
niechcenia z podłogi.
Nikt mi nie odpowiedział, a Kim dalej
wytrwale dziobała mnie w dłoń.
S: Miku! – krzyknąłem i usiadłem.
S: Miku? – zdziwiłem się.
Wstałem i rozejrzałem się po całym
pokoju, jednym i drugim. Nie było go. Jego ani Mikela, ani Kokiego. Odszedł.
Zostawił mnie i zabrał ich. Zostawił mi tylko moją Kim. Nakarmiłem ją i szybko
zbiegłem do recepcji hotelowej. Tam dowiedziałem się, że około 2 godziny temu wypisał
się z Hotelu i zostawił dla mnie list. Dostałem go od recepcjonisty, był w
kopercie, zaadresowanej do mnie. Przeraziłem się. Zanim go otworzyłem, wróciłem
na górę do pokoju. Usiadłem na łóżku. Bardzo się bałem go otworzyć, bałem się
tego ciosu, tego, co on mógł mi napisać. Napiłem się szklankę whisky i
otworzyłem go.
Ukochany. Steve.
Bardzo Cię kocha, ale nie mogę już
patrzeć jak krzywdzisz nasze zwierzęta. Obiecywałeś mi, kiedy się poznaliśmy,
że założymy hodowlę ptaków. Cały czas mnie tym mamiłeś, a skończyliśmy na upokarzających
występach hotelu. Wtedy, kiedy uderzyłeś Mike, przeważyłeś szalę. Płakałem całą
noc, naprawdę nie chciałem odchodzić, ale co innego mogłem zrobić, żebyś już
nikogo nie krzywdził?
Mam nadzieję, że, z Kim ułoży Ci się.
Ona nie chciała jechać, więc ją zostawiłem z Tobą. Może jeszcze nasze drogi się
kiedyś skrzyżują? Kto wie. Ale wtedy będziemy mam nadzieję już innymi
ludźmi.
Pamiętaj ja Cię nadal Kocham i będę
czekał.
Twój
kochający Miku.
PS: Nie dzwoń do mnie, bo zmieniłem
numer.
Nie mogłem w to uwierzyć, on naprawdę
odszedł i … i nie mam z nim kompletnie kontaktu. Kiedy przeczytałem, że zmienił
numer i tak odruchowo dotknąłem telefonu znajdującego się w kieszeni.
Przeczytałem list kolejny raz i kolejny, nawet nie wiem, kiedy zaczęły mi
płynąć łzy. Odszedł. Naprawdę odszedł. Byłem bardzo przybity. Opuściłem pokuj i
usiadłem na jakiejś ławce w parku, razem, z Kim na ramieniu. Ludzie w około
dobijali mnie jeszcze bardziej. Chodzili tacy szczęśliwi i uśmiechnięci. Pary,
zakochani na innych ławkach sprawiali, że czułem się w tej chwili bardzo
samotny. Sięgnąłem po telefon do kieszeni jeansów. Odwołałem niektóre występy a
niektóre, jeśli się dało to przekształcałem na solowe występy, Kim. Po nich
wróciłem do domu. Pustego domu. Nie było w nim nikogo oprócz mnie i papugi. Za
to na w skrzynce był list. Zaadresowany do mnie, ale bez adresu nadawcy.
Położyłem go na stole w kuchni i poszedłem do barku, wyjąłem szklankę i whisky.
Nalałem sobie i otworzyłem list siadając na kanapie.
Drogi Stevie,
Nawet nie wiesz jak jest mi ciężko.
Brakuje mi Ciebie, każdego dnia. Nawet chłopaki za tobą tęsknią. Reagują na
twoje imię, które cały czas słyszę z strony mojej matki. Mówi, że miała rację,
że ty tylko mnie oszukiwałeś i mamiłeś pięknymi słowami, ale ja jej nie wierzę.
Przynajmniej jakoś próbuję. Kocham Cię i tęsknię codziennie.
Twój
kochający Miku.
Znów poleciało mi kilka łez. Mie też go
bardzo brakuje. Nie ma, do kogo się przytulić, z kim szczerze porozmawiać. Ale
zaraz on jest u rodziców, a ja wiem gdzie to jest. Cholera nie mogę jechać
samochodem, bo piłem. Pojadę, więc jutro. Następnego dnia rano, tuż po karmieniu,
Kim, wsiadłem w samochód i ruszyłem. Po godzinie staniu w korkach zajechałem na
miejsce. Wysiadłem z samochodu i udałem
się w kierunku białego domku. Zadzwoniłem domofonem, raz, dwa. Nikt mi nie odpowiadał.
Zadzwoniłem, więc i trzeci raz. Tym razem odebrała jakaś staruszka.
S: Czy jest Miku?
Staruszka: Kto?
S: Czy jest Miku Fujioka? – zapytałem
ponownie.
Staruszka: A. Fujiok-owie. Już z dwa
miesiące tu nie mieszkają. Przeprowadzili się.
S: Jak to? – zdziwiłem się, bo to akurat
dobre miejsce na mieszkanie.
Staruszka: Nie wiem, dlaczego się
przenieśli. – stwierdziła.
S: A wie pani gdzie teraz mieszkają? –
zapytałem z nadzieją w głosie.
Staruszka: Niestety nie zostawili nowego
adresu.
S: Szkoda, w takim razie dziękuje za
informację. – byłem bardzo rozczarowany, co dało się słyszeć w moim głosie.
Wróciłem do samochodu i spojrzałem na
list. Przyjrzałem się pieczątce pocztowej, list wysłano 5 tygodni temu. Czyli
już wtedy tu nie mieszkał. Wróciłem, do domu. Przede mną i Kim w końcu czekało
kolejne tournee. Pojechaliśmy. Wróciliśmy po 3 tygodniach do domu, a tam czekał
kolejny list. Pośpiesznie go otworzyłem i usiadłem na kanapie. Zacząłem czytać.
Steve,
Jest mi naprawdę ciężko. Nie wytrzymuje już uwag mojej matki, o tobie
i o całym naszym życiu. Nie wiem czy wiesz, ale rodzice i ja się przenieśliśmy.
Mike i Koki potrzebowali przestrzeni, więc przenieśliśmy się w takie miejsce
gdzie mogą swobodnie latać w przestworzach. Koniecznie chciałbym Cię zobaczyć.
Tęsknię.
Kochający
Miku.
M: Też chcę Cię zobaczyć – powiedziałem
do listu – nawet nie wiesz jak bardzo.
Brakowało mi wszystkiego od niego. Zaczynając
od długich brązowych włosów, niebieskich oczu, jego drobnej budowy. Uśmiechy,
porannego budzenia się obok niego i nawet ochrzaniania mnie za błędy, jakie
robię. Brakował mi tego bardzo. Wyjąłem
kolejną butelkę whisky z barku i nalałem sobie. Gdyby był tu Miku od razu
zabroniłby mi pić, ale niestety byłem sam. Kiedy byłem w połowie butelki
zasnąłem. Śniło mi się jak się poznaliśmy z Miku. To było ładnych kilka lat
temu.
Przechadzałem się po starym mieście i
rozglądając się między ulicznymi grajkami zauważyłem go. Siedział na kawałku
jakiegoś materiału, mały drobny chłopczyk z orłem na ramieniu. Orzeł miał obandażowane
skrzydło, ale pomimo tego robił jakieś małe sztuczki. Sam z siebie, bo chłopak
tylko siedział i patrzył. Co jakiś czas tylko mówił do orła, żeby przestał, bo
inaczej nie wyleczy skrzydła. Orzeł wtedy wracał i siadał obok niego. Przed
nimi leżała skórzana rękawica, do której ludzie wrzucali drobne. Również
wrzuciłem mu trochę grosza. Przychodziłem tam codziennie i oglądałem. Zawsze
było tak samo, on powstrzymywał orła przed sztuczkami, a orzeł dalej swoje.
Ech, uparty Mike, cały on. Pewnego dnia jednak odważyłem się, podszedłem do
niego i zagadałem.
S: Hey. Jak się masz?
M: Ja?! – chyba był przestraszony.
S: Nie orzeł. Tak ty. - zażartowałem
M: Dobrze. Czego chcesz? – widać było,
że nie był przyjaźnie nastawiony.
Usiadłem obok na kostce brukowej.
S: Pogadać, bo jestem pod wrażeniem
Ciebie i tego orzełka.
M: Miło mi, że Ci się podoba, ale... – nagle
się przestraszył i zaniemówił – oni, znowu?
Spojrzałem na kierunek w którym patrzył.
Szli tam policjanci.
S: Co się stało? – zapytałem jak debil,
wiedząc o co chodzi.
M: Nie mogę tu stać, zaraz mnie znów
spiszą. Mike chodź, idziemy. – zawołał, orła który posłusznie usiadł mu na
ramieniu.
S: Nie obawiaj się. Załatwię to. –
uspokoiłem go, wstałem i poszedł do policjantów.
Porozmawiałem z nimi chwilę i wróciłem.
Podałem mu kartkę.
M: Co to?
S: Pozwolenie. – oznajmiłem.
M: Na co? – zdziwił się.
S: Na handel, więc możesz tu stać,
normalnie bez przerwy przez najbliższy miesiąc.
M: Ja, nie wiem co powiedzieć. – Próbował coś wymyślić jak mi się
odwdzięczyć.
S: Wystarczy, że pozwolisz mi się
zaprosić na Drinka.
M: Ale ja nie mam jak zapłacić i... – speszył
się.
S: Ja stawiam, wystarczy, że pójdziesz.
– powiedziałem to z nadzieją w głosie.
Zaczął się zastanawiać.
S: Nie musi to być dziś czy jutro. Kiedy
zechcesz. – próbowałem mu dodać odwagi.
M:Okey. To może po jutrze? – zapytał z
niepewnością w głosie.
S: Dobrze może być pojutrze. – miałem
bardzo łagodny głos. – a jeszcze zdradź mi proszę jak masz na imię?
M: Miku, a ty?
S: Steve. To do pojutrza. – rzuciłem w
jego kierunku i odszedłem.
Nie przychodziłem tam przez kolejne dwa
dni, bo musiałem załatwić kilka spraw w swojej starej pracy i przy rozwodzie z
żoną. Trzeciego dnia przyszedłem, kiedy Miku mnie zobaczył trochę się zdziwił.
M: Co tu robisz? – rzucił.
S: Przyszedłem, bo się umówiliśmy. –
odpowiedziałem.
M: Niebyło Cię tu wczoraj i
przedwczoraj, więc uznałem, że to nieaktualne. – rzucił lekko od niechcenia.
S: Musiałem załatwić kilka spraw i już
jestem. Więc jak? – zapytałem.
M: No, nic. Chyba idziemy tylko Mike odstawię
do domu, bo ona się na to nie nadaje.
S: Dobrze, więc ja tu będę czekał.-
stwierdziłem.
Jak powiedziałam tak zrobiłem. Miku
wrócił tu za jakieś 1,5 godziny, sam.
S: Długo Ci się zeszło. – zauważyłem.
M: Przepraszam, pokłóciłem się z matką,
ale już wszystko w porządku.
S: Okey, zatem chodźmy.
I ruszyliśmy. Zabrałem, go do mojego
ulubionego baru „Zorza”. Jak tylko
wszedłem, barman zawołał mnie po imieniu i zapytał czy to co zwykle,
przytaknąłem.
S: Ej, Miguel tyle, że ja dzisiaj nie
jestem sam – zawołałem – A ty co chcesz do picia? – Zapytałem stojącego obok
mnie Miku.
M: Ja poproszę na razie kolę. – Widać
było, że nie jest pewny co do naszej lokalizacji.
S: I jeszcze kolę Deluxe. – Zawołałem do
Miguela.
Kiedy on przygotowywał drinki ja i Miku
przemieściliśmy się do baru. Usiedliśmy na wysokich niebieskich krzesłach, i
oparliśmy ręce o śnieżno białą ladę. Chwilę później dostaliśmy Drinki.
M: Masz z sobą czy znów zapomniałeś? –
zaśmiał się.
Spojrzałem na Miguela.
S: Ale śmieszne. My jesteśmy tylko na
Drinku a poza tym – teraz odwróciłem się przodem do Miku – ile ty masz lat?
M: 16. – odpowiedział lekko zdziwiony,
chyba tym, że się nie domyśliłem.
S: Widzisz 16, czyli jest niepełnoletni.
Czyli nie możemy. – Uśmiechnąłem się do Miguela.
M: Niech Ci będzie, ale znając Ciebie to
tak naprawdę żadna przeszkoda, ale jak chcesz.
Ja idę do reszty ludzi. – i poszedł.
S: Ech, stary dziad – rzuciłem od
niechcenia, po czym spojrzałem na Miku.
M: o Czym on mówił?
S: Nieważne o czym ten staruch mówił.
Powiedz mi lepiej coś o sobie. Albo skąd masz tego orzełka. – próbowałem
zmienić temat.
M: O sobie? Wolę chyba o Mikeu. Mam go
od nie dawna, jakieś 2-3 miesiące. Znalazłem go na ulicy, leżał i nie mógł się
ruszyć, więc zawinąłem go w swoją bluzę i zabrałem do domu. Tam opatrzyłem mu
razem z moim ojcem skrzydło. Kiedy zaczął czuć się lepiej, moja matka
powiedziała, że jak Mike nie będzie na siebie zarabiał to go wyrzuci. Dlatego
tam na starym mieście siadam często z nim. On sam z siebie robi sztuczki, ja go
wcale do tego nie przymuszam. - On
opowiadał dalej, a ja zacząłem przyglądać mu się, jego twarzy, temu jak co
jakiś czas nerwowo poprawiał włosy i jak jego oczy latały z punktu, na punkt. –
I w ogóle jestem przeciwny tego typu męczeniu zwierząt. Jak będę pełnoletni to
chciałbym założyć hodowlę ptaków.
S: Hodowle mówisz? – wyrwał mnie z
przyglądania się.
M: Tak, najlepiej w jakimś przestrzennym
miejscu żeby ptaki mogły swobodnie latać.
S: To mógłby być niezłe. – zauważyłem.
M: Tak, to moje marzenie i...
S: i...?
M: Przepraszam zakręciło mi się w
głowie, czy ta kola jest z alkoholem?
S: Tak z whisky.
M: O nie. To nie mogę wrócić do domu na
noc. Jak matka zauważy to mnie wyrzuci z domu. – miał bardzo zmartwioną minę.
S: Możesz zanocować u mnie, ja będę spał
na kanapie. – zaproponowałem.
M: Nie wiem czy to dobry pomysł. Jesteś ode
mnie starszy, nie znam Cię za dobrze i jeszcze to w sumie przez Ciebie jestem
pijany. – zauważył.
S: Ale czasami warto zaryzykować. –
również zauważyłem.
Nie wiem dlaczego, ale bardzo
podświadomie chciałem, żeby u mnie nocował. Spodobał mi się.
M: No może, jeszcze się zastanowię. –
już był mój, oczywiście pod względem nocowania.
Po picu pojechaliśmy do mnie, moim
starym vanem. Otworzyłem drzwi i poszedłem ścielić łóżko. Miku w tym czasie
rozbierał się w przedpokoju. Tak naprawdę to w drugim pokoju, bo mieszkałem w
kawalerce. Miałem dwa pokoje i łazienkę. W jednym pokoju gdzie stało łóżko miałem
jeszcze, biurko, szafę z ubraniami i komputer, a ściany były czerwone. W drugim
pokoju znajdowała się kuchnia i kanapa. Było tam również radio. Z kuchni, było
przejście do łazienki. Miku rozebrał się i przyszedł do sypialni.
M: Czy mogę jeszcze skorzystać z
łazienki?
S: Tak, proszę. Jest na końcu, to drugie
drzwi w kuchni. – powiedziałem najprzyjaźniej jak potrafiłem.
M:Dziękuję. – odpowiedział mi i poszedł.
Po ścieleniu łóżka. Poszedłem
przygotować sobie kanapę. Położyłem się na niej, a za jakiś czas wyszedł z niej
on owinięty tylko w ręcznik. Przyznam, że miałem wtedy na niego wielką ochotę. Kiedy
już miałem zacząć fantazjować ze snu obudziła mnie Kim.
Była znów głodna, gdyby Miku tu był
nakarmiłby ją, a ja spał bym dalej. Wstałem i dałem jej trochę jedzenia dla
papug. Wtedy natknąłem się na srebrną bransoletkę, którą kiedyś dałem Miku.
Nigdy się z nią nie rozstawał. Była to obręcz z czystego srebra z delikatnymi
rzeźbieniami wzorów starożytnych greków. Dałem mu ją, kiedy już byliśmy razem.
Podniosłem ją z ziemi i westchnąłem.
Jakiś czas później zauważyłem że, koki
siedzi na bramie naszego domu. Znaczy jak na razie tylko mojego i Kim.
Podszedłem do niego i odplątałem od jego nóżki list. To był kolejny list od
Miku. Wpuściłem Kokiego do domu, dałem mu jeść i pić, po czym rozpakowałem
list.
Steve,
Przysyłam Ci Kokiego, abyś mógł mi
odpisać. Tak bardzo chciałbym wiedzieć co się u Ciebie dzieje. Tylko nie pisz
mi kolejnych tłumaczeń, dlaczego i co zrobiłeś. Napisz co u Ciebie, czy żyjesz
czy masz się dobrze. Jak tam Kim.
Wczoraj kiedy byłem z
Mikem nad polaną wspominałem jak się pierwszy raz spotkaliśmy. Jak zabrałeś mnie na drinka i nocowałem u Ciebie. Jak bałem się, że mi coś zrobisz. A ty się mną zająłeś, zaopiekowałeś. Byłem Ci bardzo wdzięczny. Chciałem jeszcze zapytać czy nie widziałeś gdzieś w domu mojej bransoletki. Tej srebrnej, którą od Ciebie dostałem. Nie mogę jej nigdzie znaleźć.
Mikem nad polaną wspominałem jak się pierwszy raz spotkaliśmy. Jak zabrałeś mnie na drinka i nocowałem u Ciebie. Jak bałem się, że mi coś zrobisz. A ty się mną zająłeś, zaopiekowałeś. Byłem Ci bardzo wdzięczny. Chciałem jeszcze zapytać czy nie widziałeś gdzieś w domu mojej bransoletki. Tej srebrnej, którą od Ciebie dostałem. Nie mogę jej nigdzie znaleźć.
Twój
Miku.
PS: Koki wie jak lecieć do mnie. Czekam
z niecierpliwością na twój list.
Ucieszyłem się, że wreszcie mam z nim
jakiś kontakt. Mam się nie tłumaczyć? No dobrze. Od razu zabrałem się więc za
odpisywanie.
Ukochany Miku,
U mnie właściwie wszystko w porządku,
bardzo to bardzo tęsknię, zresztą Kim też.
Nie wiem co mogę Ci powiedzieć najpierw, tyle tego jest. Nadal jeżdżę w
tournee po hotelach tyle, że z samą Kim. Ona jedyna rozumiała mnie w tym
biznesie. Znalazłem twoją bransoletkę w naszej sypialni. Wysyłam Ci ją. Bardzo
mi Cię brakuje, w każdej chwili tęsknię. Wróć. Proszę.
Twój
kochający Steve.
Napisałem, przeczytałem jeszcze raz i
wsadziłem w kopertę razem z bransoletką. Przyczepiłem do nóżki Kokiego i
wysłałem go. Obu dobrze trafił. I żeby Miku szybko odpisał, a najlepiej zjawił
się jak najszybciej w domu.
Wyjąłem z barku moją ukochaną whisky i
nalałem sobie kolejną szklankę. Zacząłem rozmyślać jak to się stało, że w ogóle
jesteśmy razem.
To było jakiś miesiąc, dwa a może nawet
trzy po tym jak się poznaliśmy. Przechadzałem się znów po starym mieści mając
nadzieję, że znów spotkam mój ulubiony duet. Wtedy zauważyłem jakąś kobietę,
która miała w klatce orła. Takiego samego jak Mike. Podszedłem i zapytałem o co
chodzi.
On powiedziała, że sprzedaje go, bo
potrzebuje pieniędzy na życie i ten orzeł to tylko problem dla niej. Zapytałem
jak się wabi i już wiedziałem, że to matka Miku. Kupiłem więc Mike. Nie
chciałem, żeby trafił w jakieś złe ręce. Zabrałem go do domu i postawiłem w
klatce na kuchennym blacie. Orzeł przyglądał mi się bacznie, do momentu
otworzenia przeze mnie klatki. Wyleciał z niej i usiadł na kanapie. Cały czas
przyglądając mi się. Ja nie zwracając na niego uwagi, wróciłem do
rzeczywistości. Wieczorem zaczął na mnie piszczeć, zapewne był głodny. Nie wiem
co jadają orły więc zasięgnąłem informacji w Internecie. Przygotowałem mu trochę
Świerzego mięsa z pokruszoną bułką. Zjadł wszystko, po czym znów poleciał na
kanapę na której położył się i zasnął. Ja położyłem się w łóżku. Nad ranem
zbudziło mnie mocne uderzanie w drzwi frontowe. Wstałem i pośpiesznie je
otworzyłem. Stał w nich zapłakany Miku.
M: Sprzedała go! – krzyczał przez łzy –
Sprzedała go ta suka!.
S: Wejdź i nie mów tak ostro o swojej
matce. – upomniałem go.
M: Ale ona sprzedała mojego przyjaciela.
Nie wybaczę jej.
S: Miała zapewne ku temu jakieś powody.
– próbowałem ją tłumaczyć.
M: tak, ona go po prostu nienawidziła,
bo przynosił mi trochę radości.
S: Oj przestań już.
M: Nie mogę, ona jest... – nagle Miku
przerwał i zamarł.
Do pokoju wleciał Mike i usiadł przed
nim na podłodze.
M: Mike? Mike? Czy to ty? – zapytał przez
chwilę nie płacząc.
Orzeł podleciał i usiadł Miku na
ramieniu.
M: Mike, o boże to ty. Jak dobrze że nic
Ci nie jest. Ale jak? – Spojrzał teraz na mnie – Kupiłeś go od niej?
S: Tak. Kiedy tylko się zorientowałem,
że to Mike. Ciebie nie było w pobliżu, więc się zdziwiłem.
M: Dziękuje – orzeł zleciał na ziemię, a
Miku przytulił się do mnie – Dziękuje, Dziękuje. Nawet nie masz pojęcia jak się
cieszę.
S: To dobrze.
M: A i jeszcze jedno – otarł czerwoną
twarz oraz oczy – mógłbym przez jakiś czas u Ciebie zamieszkać? Wiesz uciekłem
z domu i nie mam gdzie się podziać.
S: No...
– zacząłem się nad tym poważnie zastanawiać, czy to dobry pomysł, ale
kiedy zrobił tą swoją minę, że mu się nie udało i będzie musiał stąd odejść –
dobrze, możesz na razie zostać.
M: Dziękuje, mogę nawet spać na kanapie i...
– przytknąłem mu palec do ust.
S: Jeśli pozwolisz ja będę wszystkim zarządzał.
I śpisz w łóżku, bo jesteś gościem.
Miku skinął głową. Pokazałem mu co gdzie
jest i powiedziałem, żeby się rozgościł. Poszedłem do kuchni.
S: A i ty karmisz orła, bo ja nie wiem
jak to się robi – rzuciłem z kuchni zanim drzwi się zamknęły.
Miku wszedł do kuchni, miał na sobie
teraz tylko za dużą koszulkę. Serce od razu zaczęło bić mi szybciej. Będzie się
nam ciężko mieszkało.
M: Dobrze, a masz jakieś surowe mięso?
Bo on to lubi najbardziej.
S: Tak, na dole w zamrażarce.
Miku podszedł do lodówki i sięgnął do
najniższej półki, co spowodowało, że musiał się schylić do samej podłogi, a
koszulka uniosła się bardziej na plecy i odsłoniła jego zgrabny, mały tyłek. Odwróciłem wzrok i próbowałem się uspokoić.
Jest tu dopiero chwilę a ja już chcę go. Podniósł się i zaczął rozmrażać
mięso. Nakarmił orła, zjedliśmy my i
poszliśmy spać. Ja na rzecz dalszego jego nocowanie u mnie rozłożyłem kanapę do
łóżka, bo inaczej chyba bym się połamał. Rano wstałem wcześnie i zostawiłem mu
list, że mam parę spraw na mieście i wrócę wieczorem. A dużo miałem do
załatwiania. Ostatnie spotkanie w sprawie rozwodu, 3 rozmowy kwalifikacyjne.
Jedna do zoo, o opiekę na zwierzętami w terrariach, druga na stanowisko biurowe
jako rzecznika prasowego, a trzecia na sprzedawcę w księgarni. Przez rozwód
straciłem poprzednią pracę. W końcu moja
żona była moim szefem. Wieczorem wróciłem do domu. Miku spał na kanapie razem z
Mikelem. Wyglądali uroczo. Przykryłem ich kołdrą, a sam poszedłem spać do
łóżka. Po kilku dniach Miku zaczął przychodzić do mnie w nocy. Za pierwszym razem
powiedział, że jest mu zimno. Następnej, że jest samotny, bo orzeł śpi na
podłodze. Za każdym razem kiedy ze mną spał, był coraz bliżej, coraz bardziej
wtulał się w moje ciało. Może czuł się przez to bezpieczny.
Kolejnej takiej nocy nie wytrzymałem,
kiedy tylko położył się obok mnie, musnąłem go językiem po uchu. Poczułem, że
się speszył. Następnie moja ręka powędrowała pod jego koszulkę na prawy sutek i
zaczęła go miętosić i podszczypywać.
Miku jakby westchnął.
M: Co robisz?
S: Nie mogę się już powstrzymać.
Przychodzisz tu co noc i jesteś coraz bliżej – wyszeptałem mu do ucha.
W tym momencie przekręciłem się tak, że
zawisłem nad nim. Spojrzałem w jego błękitne oczy, był trochę przerażony, dlatego
pocałowałem go aby zmyć z niego strach.
S: Nic, Ci nie będzie, będę bardzo
delikatny. – wyszeptałem.
Podwinąłem jego koszulkę i zacząłem
całować jego młodzieńczą klatkę piersiową, bardzo delikatnie jak obiecałem.
Schodziłem coraz niżej i niżej, zostawiając mokre ślady ust. Kiedy doszedłem do
bokserek, Miku przewrócił się na bok i...
M: Nie! – krzyknął.
Od razu przestałem i przytuliłem go.
M: Nie chcę, nie mogę! – powiedział
głośno.
Potem usłyszałem szloch, przytuliłem go
jeszcze mocniej. Rano obudziłem się sam, Miku nie było w pobliżu. Kiedy się
rozejrzałem nie było go nawet w domu, ani jego ani Mikela. Odszedł. Byłem zły
na siebie, że się nie powstrzymałem. Ubrałem się i bez śniadania wyszedłem z
domu. Poszedłem do ulubionego baru i wypiłem kilka szklanek whisky. Żaliłem się
Miguelowi jak potoczyła się cała sprawa z Miku. Wieczorem zacząłem wracać do
domu. Po wejściu do bloku i wjechaniu windą na odpowiednie piętro, zauważyłem,
że ktoś leży pod moimi drzwiami. Po orle poznałem, że to Miku. Spał, więc
wziąłem go na ręce i wniosłem do mieszkania. Był zimny, więc zaniosłem go do
łóżka i zdjąłem mu buty razem z spodniami. Przykryłem kołdrą i poszedłem do
kuchni. Nakarmiłem Mikela i sam poszedłem spać. Rano obudziłem się z Miku w
ramionach, miał lekko czerwoną twarz. Wstałem pierwszy i przygotowałem
śniadanie. Dalej nie pamiętam co dokładnie było, wiem tylko, że któregoś
wieczora, Miku sam wskoczył mi do łóżka i zaczęliśmy się kochać. Nie pamiętam
kto to za początkował, ale to było cudowne. A rano...
Nagle z tych rozmyślań o przeszłości
wyrwał mnie telefon. Dzwonili do mnie z któregoś hotelu i prosili o występ. Po
ustaleniu szczegółów, daty itd. Zgodziłem się. Kim zaskrzeczała i zaczęła
powtarzać: Miku, Miku, Miku.
S: Oj, nic już nie mów Kim. Wiem, że on
nie jest z tego zadowolony. – westchnąłem – ale jak inaczej mamy zarobić na
życie?
Kilka dni później wystąpiłem z Kim w
Hotelu Plaza. Na widowni siedziało mnóstwo ludzi. Klaskali za każdym razem jak
Kim poprawnie wykonała zadanie. W pewnym momencie jednak przerwała sztuczkę i
podleciała do kogoś na widowni. Do chłopaka o brązowych włosach. Nie miałem wątpliwości
to był Miku, a Kim przywitała się z nim i przyfrunęła z powrotem do mnie. Spojrzałem na niego, wyglądał tak samo jak
wtedy kiedy odszedł i znów miał ten grymas na twarzy. Ten sam co wtedy, był niezadowolony
z tego, że Kim robi sztuczki. Dla niego to była męczarnia zwierząt, a dla mnie
praca dzięki której miałem pieniądze. Kim wróciła do sztuczki, a Miku wstał i
wyszedł. Chciałem go zatrzymać, ale właściciel hotelu łypał na mnie okiem, że i
tak już jedną sztuczkę spaliłem. Kiedy mój ukochany zniknął za drzwiami Sali, smutny
powróciłem do pokazu. Po tym pokazie było kilka innych ale na żadnym z nich
Miku już się nie zjawił. Dostałem za to od niego kolejny list. Posadziłem
Kokiego z Kim w salonie i otworzyłem list.
Steve,
Widzę że jednak się nie zmieniłeś.
Nadal męczysz biedną Kim. Byłem na tym pokazie, bo znów chciałem Cie zobaczyć.
Z utęsknieniem czekam na Ciebie, twój dotyk, zapach. Brakuje mi wszystkiego co
z Tobą związane. Kocham Cię i dlatego cierpię. Mam nadzieję, że się jednak
zmienisz nim ja umrę z tęsknoty. Dziękuje Ci za bransoletkę, ona dla mnie
bardzo wiele znaczy. Tęsknię. Kocham.
Miku.
S: Ja też tęsknię za wszystkim co z Tobą
związane – znów zacząłem rozmawiać z listem.
Nie wiem co mu odpisać. Nie będę go
mamił kłamstwami. Ja po prostu nie umiem inaczej zarabiać na życie. Wziąłem
kartkę papieru i zacząłem pisać.
Kochany Miku,
Ta krótka chwila, tam na pokazie byłe
dla mnie okrutna z twojej strony. Wreszcie się pojawiłeś i znów zniknąłeś.
Nawet nie wiesz jak to boli moje serce. Chciałbym Cię dotknąć, przytulić.
Zobaczyć na dłużej, porozmawiać. Ja również usycham z tęsknoty i opróżniam
kolejne butelki whisky, wspominając sobie ja się pierwszy raz spotkaliśmy, jak
potoczyły się nasze drogi. Przypominam sobie wszystko, przez co jeszcze
bardziej mi Cię brakuje. Wróć proszę. Albo powiedz mi co mam zrobić, żebyś
wrócił. Zrobię dla Ciebie wszystko, nawet jeśli zechcesz odbiorę sobie życie.
Twój
na zawsze Steve.
Napisałem i wsadziłem list do koperty.
Nie wysłałem go od razu, ale po kilku dniach. Musiałem się dobrze zastanowić,
czy to właśnie chcę mu przekazać. W końcu przyczepiłem list Kokiemu i
wypuściłem go. Zadzwoniłem do Hoteli gdzie miałem mieć występy i wszystkie odwołałem.
Zamknąłem się w domu i zacząłem pić. Było mi bardzo źle. Upiłem się jeden raz
drugi, aż w końcu upijałem się codzienni byłem głodny i smutny. Z tego amoku
wyrwał mnie list. Dostałem go po miesiącu od swojego. Koki nie chciał najpierw do mnie podejść, bo
śmierdziałem alkoholem, ale w końcu udało mi się wziąć od niego list.
Steve,
Nie rób nic głupiego, dla mnie to też
było straszne bo byłeś blisko, ale nie mogłem Cie dotknąć, czy pocałować. Moje
serce również krwawi z kolejnymi twoimi listami co raz bardziej, bardzo pragnę
Cię zobaczyć. Słyszałem też że odwołałeś wszystkie show które miałeś dać. Czy
coś się stało? Czy ty znów pijesz? Jeśli tak przestań, wiesz, że tego nienawidzę.
A wtedy nie wrócę tylko sam tu umrę w samotności i tęsknocie. Może się
spotkajmy? Nie to głupi pomysł. Nie było go przepraszam.
Miku.
Spotkać? Tak, jak najbardziej.
S: Chcę cię spotkać – prawie, że
krzyknąłem do listu.
Mam przestać pić. Wiem, że on tego nie
lubi, ale to mi trochę pomaga zapomnieć o smutku, o samotności jaka mnie
ogarnia tu samego w tym wielkim domu. Odstawiłem butelkę do barku, a puste
wyrzuciłem. Musiałem się przespać z tym co zamierzałem napisać Miku.
Rano wziąłem kartkę, długopis i zacząłem
pisać.
Kochany Miku,
Odstawiłem wszystkie butelki do barku
i już nie piję. Koniecznie chciałbym się z Tobą, spotkać i to jak najszybciej. Wybierz
czas i miejsce, a ja będę gotów.
Twój
Steve.
Napisałem krótko i liczyłem na szybką
odpowiedź. Wysłałem Kokiego jak najszybciej. Dwa dni później dostałem list.
Dobrze spotkajmy się na starym
mieście, w czwartek popołudniu. Wiesz o które miejsce mi chodzi.
Miku
To wyglądało bardziej jak notatka, ale
od niej serce podskoczyło mi od razu i zaczęło bić bardzo szybko. Zobaczę go,
nareszcie. Za te trzy dni, mam nadzieję,
że znów będzie jak dawniej. W czwartek z samego rana byłem trochę jak na
szpilkach. Przyznam trochę się bałem. Nie wiedziałem co mówić, od czego zacząć.
Koło 11 byłem już na miejscu i czekałem. W końcu zaczął padać deszcz a jego
nadal nie było. Usiadłem na chodniku, gdzie on kiedyś siedział i znów zacząłem
wspominać stare czasy. Te w których niestety tak bardzo go mamiłem.
To były początki naszej kariery.
Miku usilnie nie chciał się zgodzić, na
show cyrkowe z Mikem.
S: Ale po tym jak już trochę zarobimy
założymy hodowlę – zrobiłem krótką pauzę wymyślając jakiś dobry argument – bo
tak bez pieniędzy nic się nie da zrobić.
M: No tak, ale nie możemy ich inaczej
zarobić? – spytał z nadzieją w głosie.
S: Nie widzę innego wyjścia –
Przytuliłem go – Niestety.
Po kilku takich show, lepszych lub
gorszych zarobiliśmy jakąś tam sumę. Niestety ja zapominając o mojej obietnicy
względem Miku kupiłem nowego ptaka Kokiego. Potem znów musieliśmy zarobić, to
kupiłem Kim. Następne pieniądze wydaliśmy na nasz wspólny dom. Mimo iż w nim rzadko
bywaliśmy, był naszym własnym kątem. Następne pieniądze miały już być na
hodowlę, ale on odszedł. Przed każdym
występem przypominałem mu, że teraz zbieramy na hodowlę itd. Mamiłem go
perfekcyjnie. A moje uczucia z każdym dniem rosły do niego. Uzależniałem się od
niego w każdym calu. Dlatego teraz tak cierpię. Deszcz obmywał maje ciało a
jego nadal nie było. Po kilku godzinach nastał wieczór. A ja nadal tam
siedziałem. Późnym wieczorem kiedy już miałem się zbierać, jakaś drobna postać
podeszła do mnie i podała mi parasolkę. Spojrzałem do góry.
S: Miku...
M: Cii – przyłożył mi palec do ust – już
nic nie mów i chodźmy do domu.
Podał mi rękę i poszliśmy do naszego
domu. Weszliśmy przez bramę do białego domu, przez wielkie drewniane drzwi. W środku
na wieszaku siedziała Kim. Odleciała gdy zobaczyła jak wieszamy tam parasolkę i
przemoczony płaszcz Miku. Ja poszedłem przebrać się do sypialni, on poszedł za
mną. Żaden z nas się nie odzywał. Kiedy byłem nagi on przytulił się do mojego
ciała. Przejechał delikatnymi dłońmi po moich plecach, jakby badał każdy ich
fragment czy jest na miejscu. Potem przeszedł na moje ramiona, aż w końcu
twarz. Złączyliśmy się w namiętnym pocałunku. Byłem z dwa razy większy od
niego, więc wziąłem go na ręce i położyłem na łóżku. Kiedy już razem leżeliśmy
położyłem mu głowę na brzuchu. Zaczął przeczesywać moje krótkie czarne włosy
swoją małą delikatną ręką. Zasnąłem. Rano obudziłem się z nim u boku. Był we
mnie wtulony zupełnie jak dawniej. Wróciłem więc do snu, nie chcąc go zbudzić. Potem obudziłem się już sam. Zszedłem na dół
do kuchni a tam czekało na mnie śniadanie i Miku. Zjedliśmy razem.
M: Muszę już iść. – rzucił jedząc Tosta.
S: Jak to? – zdziwiłem się – nie
zostajesz?
M: Nie mogę zostać. Mikel i Koki
potrzebują mnie. A także moja matka. Ona... – Głos Miku zaczął się złamywać i
łzy zaczęły mu napływać do oczu. – ona..
Usiadłem obok niego i przytuliłem się do
niego.
S: Co jej się stało? – Zmartwiłem się.
M: Ona jest śmiertelnie chora i nie
zostało jej zbyt wiele życia. – Miku rozpłakał się.
S: Spokojnie. Nie może być tak źle. Mogę
jechać z Tobą i Ci pomóc. – próbowałem go jakoś pocieszyć i zaoferować mu
pomoc.
M: Nie, ona nie Cię niestety nie lubi i
tylko się zezłości jak Cię zobaczy, s to jej może zaszkodzić. – w głosie Miku
było słychać szczere zmartwienie o matkę.
S: No dobrze, ale jak co to pisz daj
znak.
M: Koki na pewno przyniesie Ci jakieś
wieści.
S: A nie możesz zostawić mi adresu, albo
numeru telefonu? - zapytałem z nadzieją
w głosie.
M: Niestety, na tyle Ci jeszcze nie
wybaczyłem.
To zabolało, ale w sumie miał rację.
Posiedział jeszcze trochę ze mną i
poszedł. Za dwa tygodnie dostałem list.
Kochany Steve,
Przyjedź proszę. Nie chcę być tu sam.
Za 3 dni będzie pogrzeb a ja potrzebuję wsparcia. Jesteś jedyną osobą której
mogę zaufać. Tu z tyłu koperty napisałem Ci adres nadawcy. Proszę Cię nie
zawiedź mnie.
Twój
Miku
Zmartwiłem się. Nigdy jej nie lubił, ale
jednak matka to matka. Spakowałem się i ruszyłem z Kim i Kokim pod adres podany
na odwrocie koperty. Zza drzew wyłonił
mi się dom. Był zbudowany z czerwonej cegły, miał wielki ogródek przy wejściu.
Zaparkowałem mój stary nieśmiertelny van.
Przeszedłem przez lekko zardzewiałą furtkę i przez ścieżkę z mnóstwa
kolorowych kafelków dostałem się do drzwi wejściowych. Zapukałem kołatką kilka
razy, po chwili otworzył mi Miku i wpadł w moje ramiona zapłakany. Kim z Kokim
polecieli w głąb domu. Ja wziąłem Miku na ręce i zaniosłem go do najbliższej kanapy,
jaką zobaczyłem. Usiadłem z nim i przytuliłem bardzo mocno.
M: Dobrze, że jesteś – zaczął mówić
przez łzy – zabrali ją 3 godziny temu. Była zimna, martwa.
Jeszcze bardziej się rozpłakał. Przytuliłem
go bardzo mocno.
S: Już spokojnie, jestem tu z Tobą. Nic
złego więcej się nie stanie. – Próbowałem go uspokoić.
To jednak nic nie dawało. W końcu po
kilko godzinnym płakaniu zasnął z zmęczenia. Wtedy rozejrzałem się po domu i
zaniosłem go do którejś sypialni. Sam wróciłem do salonu, gdzie zauważyłem
Mikela. Siedział na krześle z spuszczoną głową. Kiedy mnie zobaczył podleciał i
przywitał się. Pogłaskałem go po piórkach na łebku. Przeniósł się z mojej ręki na ramię i
poszliśmy razem do kuchni. Była wielka i w włoskim stylu. Miała kafelki, dużą
kuchnię, piekarnik, nawet piec. Po szperałem po szafkach i lodówce. Próbowałem
znaleźć składniki do ulubionego dania Miku, które miałem nadzieję że poprawi mu
humor. Wyjąłem pomidory, duży kawał mięsa wołowego, jakieś przyprawy. W górnej szafce
na lewo od drzwi znalazłem ogromną patelnię o średnicy tak z pół metra. Była
strasznie ciężka, bo żeliwna. Nalałem na
nią odrobinę oliwy, zacząłem podgrzewać. Pokroiłem pomidory, znalazłem do nich
jakąś sałatę, przyprawy typu rozmaryn, bazylia. Dodałem jeszcze kapkę soku z
cytryny i kilka kawałków jabłka. Wymieszałem całą sałatkę. W tym momencie
patelnia była już nagrzana. Rzuciłem na nią kilka kawałków mięsa Ala stek.
Jeden kawałków pokroiłem i położyłem na talerzu na blacie dla Mikela. Posypałem
steki solą. Oczywiście spaliłem je na „podeszwę” tak jak lubi mój ukochany. Zacząłem
teraz poszukiwać wina, kiedy zauważyłem drzwi do piwnicy tuż obok lodówki.
Znalazłem tam małą półkę z różnymi winami. Po długim szukaniu wybrałem jakieś
Hiszpańskie, czerwone, wytrawne. Wróciłem na górę. Znalazłem sztućce i
przygotowałem wszystko do romantycznej kolacji. Z drugiej strony domu,
przeciwnej do wejściowej, był taras z dużym stołem. Tam przygotowałem naszą
strawę. Wróciłem na górę obudzić Miku. Tyle, że jego tam nie było. Przeszukałem
cały pokuj, zniknął. Zszedłem na dół, przeszukałem resztę pokoi, aż zobaczyłem
go. Siedział w kuchni na krześle obok Mikela i rozmawiał z nim. Miał jeszcze
lekko czerwoną i opuchniętą twarz, ale było widać, że z nim już lepiej.
S: Tu się schowałeś – rzuciłem.
Miku spojrzał na mnie i delikatnie się
uśmiechnął.
M: Tak, a co gotowałeś? – zaciekawił się
– bo tak ładnie pachnie.
S: Zrobiłem twoje ulubione danie na
poprawienie Ci humoru. – również się uśmiechnąłem – czeka na nas, na tarasie.
M: Dziękuje, zatem chodźmy – Miku wstał
od stołu, a Mikel usiadł mi na ramieniu.
Przeszliśmy razem na taras, Mikel
poszybował gdzieś daleko w przestworza, a my zasiedliśmy do jedzenia. Miku
wyglądał strasznie podniecająco, bo miał na sobie krótkie jeansowe spodenki i
czerwoną luźną koszulkę na ramiączka. A jego długie brązowe włosy opadały mu na
ramiona. Nagle jego niebieskie tęczówki spotkały się z moimi piwnymi. Zauważył,
że przyglądam mu się.
M: Co się stało? – zapytał.
S: Nic, ślicznie teraz wyglądasz. I
myślę nad tym jak bardzo mi Cię brakowało.
M: Mnie też, bardzo Ciebie brakowało.
Nie wiem czy mi uwierzysz, ale – zawahał się – codziennie prawie przeglądałem
twoje zdjęcia. Wyobrażałem sobie, że siedzisz obok – zrobił krótką pauzę - Ja
przytulam się do Ciebie, jesteś ciepły i – zamknął oczy i westchnął.
S: I ja co robię? – zapytałem z
ciekawością.
M: Cii, nie powiem Ci, może kiedyś –
Uśmiechnął się – zjedzmy i przejdźmy się na spacer, chciałbym Ci pokazać
posiadłość.
S: Zobaczysz jeszcze wyduszę z Ciebie tą
informacje – również się uśmiechnąłem – no dobrze, sam jestem ciekaw jak duża
jest.
Po jedzeniu przeszliśmy się, po całym
ogrodzie. Był bardzo duży więc zeszło się do późnego wieczora. Kiedy po
powrocie zasiedliśmy na kanapie i zaczęliśmy się całować, ojciec Miku wrócił do
domu. Z tego co pamiętam nazywał się Kato.
K: Co ta za facet? I dlaczego się z nim
migdalisz? – był wyraźnie zdenerwowany – Myślisz, że mamie by się to podobało?
M: Ale tato to jest Steve, mówiłem Ci o
nim. – Miku zaczął się bronić.
K: Aaaa tak. To ten co Cię zostawił i
wykorzystywał? – zabrzmiało jak oskarżenie.
M: Nie! – zaprotestował – On jest moim
kochankiem. Kocham go i jakbyś chciał wiedzieć – zrobił głęboki oddech – mama
go akceptowała! – zakończył z podniesionym głosem.
Ja natomiast wszystkiemu się
przyglądałem z lekkim zdziwieniem i małym niezadowoleniem z postawy taty Miku.
K: Nie będę teraz na ten temat z Tobą
rozmawiał – rzucił obrażony – rozmówimy się później.
Przeszedł przez salon do przedpokoju.
M: Nie przejmuj się nim. Cierpi z powodu
mamy.
S: Rozumiem go. – Westchnąłem- Mój
ojciec tak samo cierpiał kiedy moja mama zmarła.
M: Nie wiedziałem.
S: Ja nie pamiętam dokładnie
wszystkiego, bo miałem wtedy 5 lat. Ale tata bardzo cierpiał i dużo z tego
powodu pił – poczułem jak bolą mnie niektóre części ciała w które najczęściej dostawałem
- W sumie był zwykłym pijakiem. – Zrobiłem krótką pauzę – Ale i on odszedł ode
mnie dość szybko.
Miku miał przerażone oczy. Nie wiedział
o tym, bo nigdy mu o sobie nie opowiadałem, aż tyle. Ale miałem wrażenie, że
jest mu lżej przez to, że na chwilę może zapomnieć o swoim nieszczęściu.
S: Potem dorastałem w domu dziecka. Tam
poznałem też swoją żonę.
M: Co? Ty masz żonę? Jak to? – przerwał
mi gwałtownie.
S: Miałem. – oznajmiłem – rozwiodłem się
z nią zanim Cię jeszcze poznałem. Właściwie byłem w trakcie rozwodzenia z nią
kiedy Cię poznałem.
M: Nigdy mi o tym nie mówiłeś.
S: Wiem, nie chciałem po prostu poruszać
tego tematu. I nie chciałem już pamiętać też o Kevinie.
M: Kto to? Kochanek z którym zdradzała
cię żona? – zaczął myśleć Miku.
S: Nie – uśmiechnąłem się – to mój syn.
Ma teraz – zacząłem liczyć – 13 lat chyba.
M: Masz syna. To dlaczego się
rozstaliście, nawet mnie wtedy nie znałeś żeby – zamilkł.
S: To ja miałem małe problemy z
wiernością. To znaczy kiedy się z nią ożeniłem i Kevin już miał te 6 lat,
odkryłem że kobiety wcale mnie nie pociągają. Umawiałem się z jakimiś
chłopakami i ona to odkryła. Dlatego się rozwiedliśmy. Potem poznałem Ciebie i
się zakochałem.
Miku słuchał mnie z zaciekawieniem.
S: Dalszą część historii znasz. –
przytuliłem go i pocałowałem.
M: Tak. – odwzajemnił się tym samym.
Było już późno, wziąłem go na ręce i
zaniosłem do sypialni. Położyłem się obok niego i zasnąłem.
Nad ranem obudziłem się pierwszy.
Poszedłem więc przygotowywać śniadanie. Zszedłem do kuchni po wielkich starych
drewnianych schodach. Wszedłem do kuchni i natknąłem się na ojca Miku.
S: Dzień Dobry – powiedziałem chyba
najmilej jak potrafiłem.
K: Dzień dobry – rzucił.
Podszedłem do lodówki. Chyba zrobię
jajka sadzone.
S: Robię jajka sadzone, czy dla... – nie wiedziałem jak się do niego zwrócić.
K: Nie jesteśmy na ty, więc na razie mów
do mnie proszę pana – przerwał mi i był nieprzyjemny – i tak poproszę dwa. A do
nich najlepiej tosty.
Poczułem się jak służący, ale okey. Nie
chcę go wkurzać. Wolałbym, żeby mnie po prostu zaakceptował. Wyjąłem patelnie i
zacząłem smażyć jajka. Dla niego dwa, dla mnie też, a dla Miku trzy. Zrobiłem
do tego tosty, jakieś kanapki i ułożyłem wszystko na stole.
S: Dla Pana Herbata czy Kawa? – Dla pana
specjalnie podkreśliłem, żeby nie było.
K: Dla mnie Kawa, ale z łyżką cukru i
śmietanką. – odrzekł.
S: Dobrze, już się robi. – czułem się
jak kelner.
Zrobiłem mu kawę taką jak chciał,
natomiast dla Miku zrobiłem mocną herbatę, a sam wziąłem wodę. Postawiłem
wszystko na stole i poszedłem budzić Miku. Położyłem się obok i pocałowałem go
w czoło.
S: Czas wstawać. – już prawie południe.
M: Jeszcze pięć minut – powiedział
zaspany.
S: 5 minut mówisz? – uśmiechnąłem się.
Po pięciu minutach z zegarkiem w ręku,
moje ręce zaczęły wędrować pod kołdrą. Powoli przejechałem wzdłuż jego pleców,
bo leżał tyłem do mnie. Apotem zacząłem go łaskotać. Od razu się przewrócił na
drugi bok przodem do mnie.
M: Już wstaje spokojnie – zawahał się –
albo nie. Wstanę jak coś dla mnie zrobisz.
S: Co mam zrobić? – zaciekawiłem się.
M: Musisz mnie przytulić, tu pod kołdrą.
S: No dobrze.
Wszedłem pod kołdrę i dopiero teraz
zauważyłem, że on jest nagi. Trochę mnie to onieśmieliło.
M: No przytul mnie. – szepnął Miku.
Zawisłem nad nim pod kołdrą, a on
przewrócił się na brzuch i zaczął swoim małym zgrabnym tyłkiem, pocierać o moje
krocze. Trochę się podnieciłem i przytuliłem go tyle, że moja ręka powędrował
na jego sutki, które zacząłem lekko podszczypywać. Drugą ręką przejechałem po
wewnętrznej stronie jego prawego ucha. Zamruczał.
S: A śniadanie – zapytałem szeptem.
M: Może poczekać – teraz jesteśmy tu
tylko my i – Miku mocniej potarł tyłkiem o moje krocze – ja mam ochotę.
Uśmiechnąłem się i przejechałem palcem
po trzonie jego penisa. Jęknął. Nagle wyrwał mi się i odwrócił. Poczułem jak
schodzi niżej i niżej i zaczyna siłować się z paskiem u moich spodni. Aż w
końcu rozporkiem i bokserkami. Wtedy przejechał językiem po główce mojej
nabrzmiałej męskości. Potem wrócił do poprzedniej pozycji. Już nie musiał
czekać na mnie i pocierać tyłkiem, bo sam wziąłem jego biodra w ręce i
delikatnie wszedłem w niego. Jęknął.
S: Boli? – zapytałem z troską w głosie.
M: Trochę, w końcu dawno tego nie
robiliśmy.
Zacząłem się poruszać. Jego jęki bólu
powoli z każdym pchnięciem zamieniały się w odgłosy doznawanej rozkoszy. Po wszystkim
opadliśmy obok siebie. Leżałem na plecach, a jego głowa na moim torsie.
S: W sumie to mieliśmy zjeść śniadanie z
Twoim tatą – przypomniałem sobie.
M: Chcesz powiedzieć, że on tam czeka? –
Miku się zaniepokoił.
S: Chyba tak – oznajmiłem.
Miku szybkim ruchem chciał wstać, co
niestety mu się nie udało. Jak tylko stanął na nogach, od razu upadł z powrotem
na łóżko.
S: Co się stało? – teraz ja byłem
zaniepokojony.
M: Nic, tylko bolą mnie dolne partie
pleców. – uśmiechnął się – pomożesz mi się ubrać?
Wstałem i pomogłem, po czym sam się
ubrałem i zeszliśmy na dół do kuchni. Tata Miku siedział tak jak go zostawiłem
jakiś czas temu. Kiedy weszliśmy, spojrzał na nas.
K: Co tak długo? – był zły.
M: Byłem śpiący i nie chciało mi się za bardzo
wstawać.
K: Tak, owszem. Słyszałem te twoje jęki
– westchnął głęboko.
M: Aż tak głośno było?
K: Tak. I jak chcesz się bzykać z tym
twoim chłoptasiem to nie pod tym dachem, bo Ciebie i jego wyrzucę. – oznajmił
to nam bardzo spokojnie.
M: Dlaczego?! Dlaczego nie możesz
zaakceptować tego, że się w kimś zakochałem?! – Miku zaczął wrzeszczeć.
Ja wszystkiemu się przyglądałem.
K: Bo to Facet. Kobieta to jeszcze
rozumiem, ale to jest mężczyzna, większy i silniejszy od Ciebie. – Ojciec Miku
również podniósł głos.
M: No właśnie większy i silniejszy,
dzięki temu czuje się bezpieczny w jego ramionach. – Miku był zły.
K: Tak, ale zauważ on ma żonę i syna.
M: Świetnie, jeszcze podsłuchiwałeś! I
jakbyś chciał wiedzieć, nie utrzymuje z nimi kontaktu od dłuższego czasu. Poza
tym jest ze mną! – Miku krzyczał na siedzącego przy stole swojego ojca.
S: Miku spokojnie. Na pewno da się
rozwiązać ten problem pokojowo. – chciałem go uspokoić.
K: Widzisz, nawet on nie może Cię
znieść. Mama by Cię z domu wyrzuciła za to.
M: Nie mieszaj w to mamy! – Krzyknął Miku,
miał już łzy w oczach.
K: To moja żona i mogę robić co chcę. – prawie
krzyknął.
M: nie możesz, bo to moja mama! – znów
krzyknął.
K: Może
. . . – chciał chyba zażartować, ale mu nie wyszło.
Miku podszedł do niego i dał mu w twarz.
On znieruchomiał i był bardzo zaskoczony.
M: Mam Cię dość! – krzyknął, podszedł do
mnie i wybiegliśmy z domu.
M: Mikel! Koki!
S: Kim!
Zawołaliśmy zwierzaki i poszliśmy z nimi
na spacer. Miku nadal był nabuzowany.
S: Już spokojnie. Jesteśmy sami, więc
się nie złość.
M: Ale on mnie strasznie wkurza. Jak
może w to plątać mamę? – Westchnął, próbując powstrzymać się od płaczu.
Przytuliłem go.
M: Chodźmy pokaże Ci pewne miejsce. –
wziął mnie za rękę i zaczął prowadzić.
Po pewnym czasie dotarliśmy do małego
domku, a raczej szopy.
M: Jak byłem mały to była to moja baza.
– oznajmił Miku.
S: To ty tu mieszałeś wcześniej, jak
byłeś mały? – zdziwiłem się, bo jak poznałem Miku to mieszkał gdzie indziej. W
mieście.
M: To był dom mojej babci od strony
Mamy. Jak byłem mały to spędzałem tu każde wakacje. Kiedy Babcia umarła, po
poukładaniu wszystkiego przeprowadziliśmy się tu. – Miku uchylił drzwi szopy – chodź.
Weszliśmy do środka. Była tam stara
rozkładana kanapa, jakaś pościel, mała lodówka. Taki trochę pokuj gościnny.
S: Mieszkałeś tu? – zapytałem, widząc to
wszystko.
M: Nie, znosiłem tu tylko moje skarby. –
zaśmiał się i wyciągnął jakiś medalik z fotela naprzeciwko kanapy. – Dostałem
go od mamy na 7 albo 6 urodziny. Szukałem go. Zapniesz? – Miku podszedł do mnie
tyłem z zamknięciem od wisiorka.
S: Yhm. – zrobiłem to, o co prosił. –
Śliczny – skomentowałem, gdy odwrócił się przodem.
Spędziliśmy tam cały dzień i noc. Rano
wróciliśmy do dużego domu i przygotowywaliśmy się do pogrzebu. Pojechaliśmy tam
na miejsce. Przez całą ceremonię Miku płakał mi na ramieniu, a ja przytulałem
go i pocieszałem. Jego ojciec co jakiś czas się na przyglądał. Był bardzo smutny.
Nie tylko z powodu śmierci żony, ale i tego, że jego syn płacze do ramienia
jakiegoś obcego faceta, a nie jego. Musiało go to bardzo dotknąć. On w końcu
nie miał na kim się oprzeć. Dla kogo być silnym. Po wszystkim mieliśmy wracać
moim samochodem. Miku wsiadł pierwszy, a jego ojciec przeszedł obok naszego
samochodu. Wyszedłem z auta.
S: Jedzie pan z nami? – zapytałem.
Spojrzał na mnie bardzo zdziwiony, a
Miku spojrzał na mnie co najmniej jak bym kogoś zabił. Pociągnął mnie do
samochodu.
M: Zgłupiałeś? – był zły.
S: No weź, to twój ojciec, mieszkamy w
jednym domu. A ty pozwolisz, żeby w taki dzień wracał sam, autobusem? –
zapytałem go tak żeby wyszło, że on z tym swoim nie to chyba żartuje.
M: Jak chcesz! – i odwrócił się.
Znów wyjrzałem z auta.
S: Jedziemy? – ponownie zapytałem.
K: Tak, dziękuje. – uśmiechnął się
nieznacznie i usiadł z tyłu auta.
Jechaliśmy tak w ciszy do samego domu. Wsiedliśmy
i zaparkowałem. Miku i jego ojciec nie odzywali się do siebie przez tydzień. W
końcu zmusiłem ich, żebyśmy wszyscy we trójkę zjedli sobotni obiad. Usiedliśmy.
Po pewnym czasie podczas drugiego dania ojciec Miku odezwa się.
K: Steve. Po przemyśleniu wszystkiego,
mów do mnie proszę po imieniu. Jestem Kato. – mówił to średnio chętnie, ale ja
uznałem to za duży postęp.
S: Dobrze, Kato. – uśmiechnąłem się.
Spojrzałem na Miku, by wyraźnie
zdziwiony zachowaniem swojego taty. Zauważyłem, że ich spojrzenia się spotkali.
To był odpowiedni moment. Wstałem i poszedłem do łazienki. Nie było mnie przez
dłuższy czas. Kiedy wróciłem, przy stole było gwarno. Rozmawiali normalnie,
uśmiechali się. Usiadłem przy stole i włączyłem się do rozmowy.
Pogodzili się. Po obiedzie wszyscy
zasiedliśmy w salonie i zaczęliśmy snuć plany, co będziemy robić dalej.
S: Miku, mam pewien pomysł. – zrobiłem pauzę
na głęboki oddech – Już dawno Ci to obiecałem, ale nie dawno dopiero wymyśliłem
jak to zrobić.
M: Hmmm? – nie wiedział, co dokładnie
mam na myśli.
Jego ojciec zaczął się nam przyglądać.
S: Mam na myśli hodowlę ptaków. Wiem, co
zrobić i możemy taką założyć, tak jak Ci kiedyś obiecałem.
M: Naprawdę? – powiedział to z wielką
radością chociaż zabarwioną lekkim zdziwieniem.
S: Tak – odparłem spokojnie – Przecież
Ci to obiecałem, nie?
Miku stanęły łzy w oczach i od razu
wtulił się we mnie ze szczęścia. Ja sam czułem się od razu lepiej, bo spełniam
wreszcie jego wielkie marzenie. Wreszcie coś mu dałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz