22.12.2013

„This Christmas i will give you my heart”

/Mao/
Jestem szkolną gwiazdą. Dokładniej kapitanem drużyny cheerleaderek. Jestem piękny, boski i bogaty. Najpopularniejszy w szkole. Mam wszystko, o czym marzy każdy Licealista. Oczywiście to ma swoje plusy i minusy. Najbardziej podoba mi się jednak zjeżdżanie frajerów na korytarzu. No i dookoła mnie masa seksownych lasek, które są pół nagie. Mówię wam, żyć nie umierać. A drużyna footballowa je mi z ręki. Banda napakowanych facetów właściwie na moje skinienie palca. No oprócz kilku dysydentów. Ale nie myślcie sobie, że jestem jakimś pustakiem tak jak oni. Owszem zachowuje się tak jak mam ochotę, ale jeśli chodzi o naukę to zawsze się przykładam i staram. Mam jedne z najlepszych ocen w całej szkole.

/Kouga/
Zawsze kochałem football, dlatego w liceum już od pierwszej klasy zapisałem się do tej sekcji. Żeby chodzić do szkoły w mieście musiałem przekonać moją ciocię żeby mnie przygarnęła, bo tak zostałbym na wsi pod opieką babci i były by nici z kariery sportowej. Ma też starszego brata, ale on rzadko mnie odwiedza.  Ciocia niestety zmarła pod koniec 2 klasy liceum, ale zostawiłam mi spadek, z którego żyję. Jeśli się on skończy będę musiał znaleźć pracę, a jak wiadomo ciężko to połączyć z nauką. Chociaż moja nie jest na tak złym poziomie. Ciężkie mam życie i jeszcze wkurza mnie ten dzieciak, co tak się wozi po szkole. Nie pamiętam już jak on ma na imię, ale nie podoba mi się jak gnębi młodszych i bezbronniejszych. Wyzywa ich głównie, bo nie jest jakiejś mocnej postury, raczej taki drobny i wredny. Ale wiem, że kiedyś kos trafi na kamień i dostanie nauczkę. Raz, kiedy chciałem pomóc jednemu chłopakowi z mojej klasy wyśmiał mnie i nazwał frajerem, który przejmuje się losem debili i wyrzutków.
K: Sam jesteś debilem – odrzuciłem.
Zaśmiał mi się w twarz i odwrócił na pięcie.
M: Kretyn – rzucił w oddali.
Z chłopakami z drużyny trzymałem się, jako tako. Nie była to wielka przyjaźń, ale też nie była to nic nieznacząca znajomość. Chciałem z nimi iść raz na imprezę, bo powiedzieli, że będzie zajebiście. No to po krótkiej namowie się zgodziłem. Kiedy stanąłem przed wielką willą z basenem nie mogłem wyjść z podziwu. Byłem bardzo podekscytowany i ciekawy, kto tu mieszka.

/Mao/
Zrobiłem mega melanż, jeszcze takiego nikt nie widział. Dookoła pół nagie panienki i masa kumpli/znajomych. Tłum, jakiego nigdy nie widziałem. Niedługo mieli wpaść chłopcy z drużyny footballowej. Nie mogłem się doczekać, bo oni zawsze rozkręcają imprezę. Mam nadzieję, że tym razem nie urwie mi się film. Wziąłem łyk piwa. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi, to pewnie oni pomyślałem i poszedłem otworzyć drzwi. Kiedy zauważyłem tego gościa, co mnie wkurzył w szkole, stanąłem w drzwiach.
M: A ty tu czego?
K: Przyszedłem na imprezę.
M: Zaprosił Cię ktoś? – zrobiłem sarkastyczną minę.
K: Koledzy z drużyny.
Wtedy Sam złapał mnie znacząco za ramię. Spojrzałem na niego jakbym usłyszał jakiś niestosowny żart.
M: To się musieli pomylić, bo ja Cię nie wpuszczę. –znów spojrzałem na niego.
K: Czemu?
M: Bo nie będę wpuszczał do domu Matki Teresy z Kalkuty, Żegnam. – zamknąłem mu drzwi przed nosem.
S: Źle robisz. Markus się wkurzy.
M: A co on mnie obchodzi. To mój dom i wpuszczam tu kogo chcę. – spojrzałem na niego krzywo i sobie poszedłem.
Nie będzie mi nikt mówił co mam robić. Poszedłem sobie trochę poplotkować z Suzie, dziewczyną Markusa, która jest cheearleaderką tak jak ja. Nie wiem co się potem działo bo bardzo się upiłem. Wiem , że w poniedziałek cała szkoła gadała o tej imprezie. Najbardziej jednak podobało mi się kiedy przechodziłem obok tego frajera i śmiałem się. On jako jedyny tam nie był. Wkurzało mnie też to że Marcus strasznie się do mnie pluł, że go nie wpuściłem i że za dużo gadałem z jego laską.
Mao: O boże nic takiego się nie stało. Plotkowaliśmy tylko – bagatelizowałem sprawę.
Mar: Tak? A plotkowanie obejmowało tez wsadzanie jej języka do ust? – uderzył pięścią w szafkę obok mnie.
Wzdrygnąłem się.
Mao: CO?! Nie pamiętam tego, to nie możliwe. Poza tym jak już to raczej ona mi by wpychała. Bo ja na nią w życiu bym nie poleciał. – uśmiechnąłem się do siebie, co zapewnie nie umknęło uwadze Markusa.
Mar: Nie przeginaj. Wiem dobrze, że to Twoja wina. Jeszcze zobaczysz na co mnie stać.
Mao: Tak? Proszę Cię. Nic mi nie możesz zrobić. – spojrzałem na niego z politowaniem.
Mar: Tak? To jeszcze się przekonamy. – poszedł sobie.
Boże, co za burak. Ale serio nie pamiętam kompletnie co tam się działo, może i nawet się z nią całowałem ale jakie to ma znaczenie.


/Kouga/
Owszem było mi bardzo przykro, że zamkną mi drzwi przed nosem, i że wszyscy tylko o tej imprezę teraz gadają. No i dodatkowo te jego wredne spojrzenia. Nie było mi przyjemnie, tym bardziej, że w szkole nie mam za dużej ilości znajomych. Właściwie tylko kumpli z drużyny. Nie jestem geniuszem , więc wiadomo. A ten koleś jeszcze to podkreśla. Ale cóż, musze z tym żyć i iść dalej, to tylko jakaś głupia impreza. Snułem się po korytarzu kiedy podszedł do mnie Markus.
K: CO jest?
M: Jak ten Mao mnie wkurwia.
K: Co się stało? – byłem ciekaw bo mnie przecież nie wpuścił na imprezę.
M: To nie widziałeś? Jak przez całą imprezę Mao kleił się do mojej laski? – zdziwił się.
K: Jak miałem widzieć, skoro mnie nawet nie wpuścił do domu.
M: CO? Jak to?
K: Normalnie, wyśmiał mnie i zamknął mi drzwi przed nosem.
M: Co za skurwiel. Już ja mu pokaże, wymyślę coś żeby mu uprzykrzyć życie.  – zrobił pauzę – już nawet wiem co. – uśmiechnął się złowieszczo i poszedł sobie.
Nie miałem pojęcia co mógł wykąbinować, bo mało go znałem. Ale to na pewno będzie coś mocnego.
Po szkole wróciłem do domu.

[Tydzień później…..]

No nie. Chłopaki zostawili mi całe sprzątanie boiska i sprzętu. A chciałem iść wcześniej do domu i się pouczyć. Z godzinę mi to wszystko zajęło. Potem poszedłem prosto pod prysznic. Po prysznicu kiedy wszedłem do szatni aż oniemiałem. Do ławki, przywiązany był Mao. Cały nagi, zakneblowany i z opaską na oczach. Na plecach miał Kartkę, podszedłem, żeby ją przeczytać: „Też sobie poużywaj, Markus” . Przeszedł mnie dreszcz. Jak Markus mógł wymyślić coś takiego okrutnego. Przełknąłem głośno ślinę.
K: Żyjesz?
Mao cały się wzdrygnął, właściwie zaczął się trząść. Zdjąłem mi opaskę z oczu. Był przerażony, miał całe czerwone i opuchnięte oczy od płaczu.
K: Nie krzycz. Zaraz Cię rozwiążę. – powiedziałem jak najspokojniej potrafiłem.
Sam byłem przerażony jak on. Nie umiałem tego ogarnąć. W ogóle Markus jest jakimś psycholem.
Zacząłem go powoli rozwiązywać. Więzy były bardzo mocne, widać, że się ktoś postarał. Mao miał po nich czerwone , krwiste ślady. Nagle stał się taki mały i bezbronny. Cały się trząsł.
K: Idź pod prysznic, poczujesz się lepiej.
Boże co ze mną za debil, właśnie kilku gości go prawdopodobnie zgwałciło, a ja do niego, żeby poszedł i wziął prysznic bo, to mu pomoże. Spojrzał na mnie i chyba posłuchał, sam pewnie nie widział co ma robić. Kiedy on się kąpał, znalazłem jakieś moje stare ciuchy i mu przyszykowałem., bo jego chłopaki podarli na strzępy. Ubrał się w nie. Nic nie mówił. Wszyliśmy z szkoły. Czekając, na autobus, złapał mnie za rękaw kurtki.
M: Czy ja.., czy mogę? – zaczął mi coś szeptać, nadal trzęsącymi się wargami.
K: Tak , możesz u mnie zanocować. Nie ma problemu.
Opatulił się szalikiem. Kiedy przyjechaliśmy do mnie zrobiłem mu herbaty i usiedliśmy na kanapie. Wtulony w koc wyglądał strasznie bezbronnie, jak dziecko. W pewnym momencie spojrzał na mnie i zaczął mówić.

/Mao/
To mój najgorszy dzień w życiu. Markus powiedział, żebym po zajęciach zajrzał tam do nich do szatni. To było okrutne. Jak oni mogli. A teraz, teraz siedzę w domu, u człowieka który mnie uratował, któremu wcześniej zatrzasnąłem drzwi przed nosem i wyśmiewałem. Było mi strasznie głupio. Chciałbym go przeprosić, ale nie wiedziałem jak. W końcu się przemogłem i stwierdziłem , że najlepiej jak powiem mu wprost.
M: Jest mi strasznie głupio. Przepraszam. Ja… - nie, jednak nie wiedziałem co powiedzieć, oprócz głupiego przepraszam.
K: Nic się nie stało. Ważne, że Tobie chyba teraz nic poważnego nie jest. – uśmiechnął się.
M: Ale ja naprawdę przepraszam , byłem dla Ciebie nie miły, wredny i zamknąłem Ci drzwi przed nosem. A ty, ty zamiast mnie wykorzystać uratowałeś mnie. Jestem Ci bardzo wdzięczny – powiedziałem to, naprawdę.
K: Nie jestem taki jak Twoi kumple. I powiem Ci, że takie jest życie. A teraz, to chyba powinieneś iść spać. – zrobił pauzę – zaraz Ci pójdę pościelić moje łóżko.
M: Nie trzeba, mogę spać tutaj na kanapie.
K: Ale jesteś moim gościem.
M: Naprawdę. – nie chciałem nadwyrężać jego gościnności.
K: Okey, jak chcesz, to poczekaj przyniosę Ci pościel.
Poszedł na górę. Rozejrzałem się po domu. Był duży. Nie spodziewałem się że on tak mieszka. Ciekawe czy mieszka tutaj sam. Z rozmyślań wyrwał mnie widok Kougi z pościelą.
M: Mieszkasz tu sam? – zapytałem bezwiednie.
K: Tak.
M: yhm. Dziękuje za nocleg. – nieznacznie się uśmiechnąłem.
K: Mówiłem Ci spoko. – uśmiechnął się.
Poszliśmy spać. W taki oto dziwny spodów się z nim chyba zaprzyjaźniłem. A na pewno odciąłem kompletnie od poprzedniego towarzystwa. Rano zjedliśmy śniadanie i pojechałem do siebie.
W domu jak zwykle to samo. Ojca nie ma bo gdzieś jeździ po świecie w interesach, a ta wywłoka, jego nowa laska panoszy się i rozkazuje wszystkim.
L: Gdzie ty byłeś? Myślisz, że możesz sobie tak o w środku tygodnia nie nocować w domu? – zaczęła na mnie krzyczeć z pretensjami.
M: Daj sobie spokój Lady. Nie jesteś moją Mamą, jesteś tylko kolejną dupą mojego Ojca, więc mam Cię gdzieś.
L: Jak śmiesz się do mnie tak odżywać gówniarzu. Szkoda, że nie jesteś jak Twoi koledzy. Oni przynajmniej umieją się zachować.
M: Debilka – odburknąłem i poszedłem na piętro do swojego pokoju.
Cały czas tak jest. Ojciec poznaje jakieś debilki, a potem ja się muszę z nimi użerać w domu kiedy wyjeżdża. Chciałbym mieszkać tak jak Kouga. Sam. Rzuciłem się na łóżko. Tak bardzo brakuje mi mojej mamy. Rozpłakałem się.

/Kouga/
Nie spodziewałem się , że mnie przeprosi. Może nie jest taki zły, albo sytuacja to na nim wymogła. Ciekawy jestem co będzie w poniedziałek. Czy pójdzie powrotem do swoich wspaniałych znajomych. Jednak to dało mu do myślenia. W szkole nawet do nich nie podszedł.

[3 tygodnie do Wigilii]

Ale w sumie do mnie podszedł się tylko przywitać i tez sobie poszedł. Było mi go bardzo szkoda, bo był teraz jak taka zgaszona gwiazda, bez życia i znajomych. Oni go teraz gnębili tak samo jak on mnie wcześniej. Pomogłem mu. Nie spodziewałem się też, że ma takie dobre stopnie. Zaczęliśmy rozmawiać.

[2 tygodnie do Wigilii]

Moje oceny nie są zbyt dobre, dlatego poprosiłem go o pomoc w nauce. Okazał się bardzo dobrym nauczycielem. Wtedy zauważyłem, że przecież on jest starszy o rok. Wcześniej było mi to obojętne i nie wiedziałem o tym. Zaczęliśmy chodzić też razem na różne wypady. Typu kino, wspólne zakupy czy czasem nawet posiłki. Ale oprócz tamtego razu nie nocował już u mnie więcej.
M: Wyjeżdżasz na święta? – zapytał kiedy przechadzaliśmy się po jakimś centrum handlowym.
K: nie, zostaję tutaj. – odparłem.
M: Yhm.
K: A co?
M: Nic, bo ja mam nadzieję, że spędzę swoje wreszcie z Ojcem.
K: To znaczy?
Nie wiedziałem nic o jego rodzinie nigdy się nie uzewnętrzniał aż tak.

/Mao/
Opowiedziałem Koudze o mojej rodzinie, Mamie, Tacie. O tym jaki Ojciec stał się teraz i jego laskach. On tez mi o sobie opowiedział, że wcześnie stracił rodziców, ze ma starszego brata i dom w którym mieszka należał do jego cioci. Wydawało mi się, że z tego co opowiada to jego rodzina go bardzo kocha. Szkoda, że mój Ojciec taki nie jest. Zawsze o mnie zapomina, a przypominam mu się tylko kiedy ktoś o mnie zapyta, albo coś złego się stało. Posmutniałem.
K: Co jest? – zmartwił się.
M: Nic, Twoja rodzina musi Cie strasznie kochać, nie to co moja.
K: To się na pewno kiedyś zmieni zobaczysz. Twój Tata przejrzy na oczy.
M: Wątpię, ale dzięki – nieznacznie się uśmiechnąłem.
K: Zobaczysz. Poza tym jak nie Twój Ojciec to ktoś na pewno Cię pokocha.
M: Może….., ale dobra. Trzeba się zająć czymś innym, ważniejszym.
K: To znaczy? – zdziwił się.
M: Twoją nauką. Chodź, dzisiaj pójdziemy do mnie.
K: Spoko. – uśmiechnął się.
Przez całą drogę do mnie myślałem nad tym co powiedział, ale to niemożliwe żebym znalazł kogoś kto mnie pokocha. Albo przynajmniej kogoś kogo ja bym pokochał. Kouga jest wspaniały. Nikogo takiego jak on nie ma na świecie. Kiedy weszliśmy na teren posiadłości, stał tam motocykl Markusa. Nie wiedziałem czemu. Nie przejąłem się tym zbytnio. Jednak kiedy szliśmy do mojego pokoju już wiedziałem o co chodzi. Ta zdzira zdradza mojego Ojca za Markusem. To obrzydliwe. Wszedłem i zrobiłem im zdjęcie tak żeby mnie nie widzieli. Koga nie był z tego zadowolony.
K: Zostaw ich. To nie jest dobry pomysł.
M: Jest, może Ojciec wreszcie wywali ja na zbity pysk. Nienawidzę jej.
K: Ale wiesz, Markus może się zemścić. A wiesz co było ostatnio – napomknął.
M: Wiem – wzdrygnąłem się.  – ale teraz będziesz mógł mnie obronić – zaśmiałem się.
K: Taaa, jak małą bezbronną księżniczkę. – wypalił.
Zrobiło się dziwnie kiedy to powiedział.
M: eee ten to … - nie wiedziałem co powiedzieć, on zresztą też – to ja wyślę to zdjęcie staremu i zaraz pójdziemy się do mnie uczyć, Okey?
K: Okey.
Weszliśmy na górę. Wysłałem ojcu MMS’a. Chciałem się tej wiedźmy pozbyć już z domu. Zaczęliśmy się uczyć.
K: Nie rozumiem tego.
M: Jak to? W zeszłym tygodniu umiałeś to.
K: Ale to co innego.
Spojrzałem na niego jak na matoła. Podszedłem do biurka. I usiadłem mu na kolanach. Byłem od niego mniejszy więc wszystko widział z nad mojego ramienia. Rozwiązałem tak kilka zadań i dokładnie mówiłem co robię.
M: Teraz ty zrobisz te. – położyłem kartkę z przykładami na zeszycie – a ja idę zrobić herbatę, też chcesz?
K: Poproszę.
Poszedłem do kuchni i nastawiłem wodę w czajniku. Wtedy do kuchni wszedł Markus. Nie spodziewałem się tego.
Mar: Co ty tu robisz? – bardzo się zdziwił.
Mao: Nie rżnij głupa, mieszkam tu. Lepiej powiedz co TY tu robisz. – zapytałem, chociaż znałem odpowiedź.
Mar: nie twoja sprawa.
Mao: Moja, bo to Mój dom.
Mar: nie przeginaj pały. Robie to na co mam ochotę.
Mao: zresztą nie obchodzi mnie to. – wracałem do robienia herbaty.
Nie wiedziałem co robi za moimi plecami. Nagle poczułem jak gwałtownie odwraca mnie przodem do siebie i łapie za szyję. Zacząłem się lekko dusić.
Mar: A co powiesz o tym, żebym Cię teraz znów przeleciał, co? – uśmiechnął się perfidnie.
Mao: Wal się. – burknąłem.
Ścisnął mnie mocnej, ale nie dawałem za wygraną. Długo mnie musiało nie być, bo Kouga zaczął mnie szukać.
K: Mao! Mao, gdzie jesteś?
Mar: a tylko mu odpowiesz to dostaniesz po ryju.
Mao: Tu jestem. – krzyknąłem patrząc prosto w oczy Markusa. Nie bałem się, wiedziałem, że jakby cos się stało to Kouga mi pomorze.
Mar: ty mała gnido – już chciał mnie uderzyć kiedy do kuchni wszedł Kouga.
K: co tu się dzieje? Markus co ty tu robisz?
Mar: nic. Lepiej ty mi powiedz co ty tu robisz. Przyszedłeś sobie poruchać, tego debila. – mówiąc to puścił mnie.
Rozmasowałem szyję.


/Kouga/
K: Ja przyszedłem do Mao się uczyć. W porównaniu do Ciebie ja chce zdać do następnej klasy.
Jak bym przyszedł chwilę później to mogłoby być nieciekawie. Dobrze, ze się ruszyłem, bo jakoś długo go nie było. Markus wyśmiał mnie i poszedł sobie.
K: nic Ci nie jest? – podszedłem do Mao.
M: Nie, dobrze że przyszedłeś.- uśmiechnął się – dokończę herbatę i już idziemy na górę.
Jak powiedział tak zrobił. Nie wiedzieliśmy czy Markus wyszedł, a Ojciec Mao nic mu nie odpisał na wiadomość o zdradzie macochy. Uczyliśmy się jeszcze z 2 godziny.
M: Dobra na dzisiaj koniec nauki, bo się przepracujesz. – uśmiechnął się.
K: Też tak myślę, bo mam już dość.  – zacząłem się pakować – to będę się już zwijał.
Wtedy Mao wstał i podszedł do mnie.
M: Wiem, ze to głupio za brzmi, ale mógłbyś dzisiaj u mnie zanocować. – był zawstydzony – Wiesz, boje się, że Markus….
K: Rozumiem, spoko. – przerwałem mu. – nie ma problemu.
M: Niestety nie mam kanapy w pokoju, więc będziemy spać w jednym łóżku, Okey? – spuścił wzrok mówiąc to.
K: Nie ma problemu, naprawdę – uśmiechnąłem się.
Cieszyłem się, że mogę mu pomóc.

[tydzień do Wigilii]


Święta już zapasem. A między mną a Mao jakoś dziwnie się zrobiło, przynajmniej tak mi się wydaje. Teraz już naprawdę często się widywaliśmy, mnie to pasowało, bo naprawdę go polubiłem, ale nie wiem czy on na ten temat rozmyśla. Wiem, ze na głowie ma masę różnych rzeczy, w tym Ojca. Apropo Ojca Mao to zerwał on z tą babą, ale już miał chyba na oku inną więc Mao i tak nie jest zadowolony. A przez to wszystko naprawdę się bardzo do siebie zbliżyliśmy. Widywaliśmy się teraz już codziennie. Kiedy go nie ma obok aż dziwnie się czuję. Ale wydaje mi się, że tak po prostu jest między przyjaciółmi.

[Wigilia]


Dzisiaj wigilia. Jak zwykle spędzę ją sam. Albo pójdę gdzieś, nie wiem gdzie. Od wielu lat jest to dla mnie raczej smutny niż wesoły dzień. Ale nie mówiłem o tym Mao. Nie chciałem ażeby i on był smutny bardziej. Bo na zadowolonego i tak nie wyglądał.

/Mao/
Ostatnio strasznie się zbliżyliśmy z Kougą. Normalnie zero tajemnic czy krępacji. O wszystkim rozmawialiśmy, jak najlepsi przyjaciele. Ale przyznam, że strasznie lubię się do niego przytulać. On jest taki duży i miękki. Szkoda, że Wigilii nie mogę spędzić z nim. Będę musiał ją spędzać z „Rodziną”. Ciekawy jestem czy Ojciec przyjedzie do domu czy znów będziemy mieli telekonferencję. Jak ja tego nie cierpię. Spotkałem się rano z Kougą, życzyliśmy sobie Wesołych Świąt się rozeszliśmy. Wróciłem do domu. Wtedy się zdziwiłem.
M: Co ty tu robisz?
L: Mieszkam. Nie uda Ci się mnie tak łatwo pozbyć.
M: Ojciec o tym wie? – chciałem ją zagiąć.
L: Tak. Nie uwierzył Ci. Powiedziałam mu, że to photo shop. Uwierzył mi.
M: Świetnie. – byłem już super niezadowolony.
L: Pamiętaj, że kolacja jest na 19. Twój Ojciec zadzwoni do nas. – rzuciła wychodząc z przedpokoju.
Świetnie, cudownie. Nienawidzę jej i ja pierniczę jak mój własny Ojciec mógł mi nie uwierzyć. Tylko uwierzyć takiej Lafiryndzie. To są najgorsze Święta jakie kiedykolwiek miałem. Boje się tej kolacji, bo teraz to już mogę się wszystkiego spodziewać. Rzuciłem się na łóżko i spojrzałem przez okno. Padał intensywny Śnieg. Kiedy rozstawałem się z nim raptem z nieba spadało kilka śnieżynek. O odpowiedniej porze zszedłem do jadalni. Siedziała tam już ta wywłoka, cała wypindrzona i szczęśliwa. Ciekawe co planowała. Usiadłem przy stole. Patrzyła na mnie i perfidnie się śmiała. Przed laptopem był pusty talerz, no tak. Będę w taki specjalny dzień jak ten z nią, tylko. Po chwili wszystko się zaczęło. To było coś czego nigdy nie wybaczę Ojcu. Zadzwonił.
O: Witaj Lady kochanie.
L: Witaj misiaczku.
O: Co on tu jeszcze robi? – pokazał głową na mnie.
Nie wiedziałem co się dzieje, myślałem , ze żartuje miałem taką wielką nadzieję.
L: Wolałam, żebyś mu to osobiście powiedział.
O: W sumie masz rację, to mój pierworodny.
Nie wiedziałem co się dzieje. Chciałem się rozpłakać. Nie mogłem się nawet odezwać, fizycznie nie mogłem.
O: Mój drogi Synu, Mao. Nie będę utrzymywał dziwki jaką jesteś i żądam abyś opuścił ten dom i nigdy do niego nie wracał. Lady mi powiedziała o Twoich ekscesach seksualnych.
Chciałem powiedzieć „Co?” , albo chociaż cokolwiek, ale nie umiałem mu tez przerwać tej tyrady.
O: Widziałem Twój filmik, Lady mi go podesłała.
M: Jaki filmik? – wreszcie coś z siebie wyrwałem.
Byłem na skraju załamania się. Już miałem łzy w oczach , a ta małpa siedziała obok i się śmiała.
O: Ten w którym zabawiasz się jakimiś kolesiami, masz , zaraz Ci przypomnę skoro nie pamiętasz. – na monitorze pojawił się filmik.
To był film który Markus zrobił wtedy, gdy z kumplami mnie zgwałcił, chciałem to powiedzieć Ojcu, ale nie dał mi dojść do słowa.
O: Zrobimy tak, że jeszcze przez jakiś czas będę dawał Ci pieniądze, weź też spakuj swoje rzeczy w spokoju i zniknij. A teraz niestety musze kończyć bo mam ważny telefon. – rozłączył się.
Tak po prostu się rozłączył. Całe moje życie rozsypało się w drobne kawałki. Łzy ciekły mi ciurkiem po policzkach. Przez chwilę nie mogłem nic zrobić, a chwilę później wybiegłem z domu. Nie chciałem jej słuchać, bo coś mówiła do mnie ta suka. Biegłem przed siebie. Biegłem do jedynego miejsca, osoby która mnie zrozumie, do Kougi. Kiedy byłem na miejscu okazało się, że niema go w domu. Byłem załamany. Usiadłem na ławeczce w ogródku. Podkuliłem nogi i przytuliłem się do nich. Było mi zimno. Płakałem. Chciałem umrzeć. Nie mogłem tego zrozumieć, pojąć. Jak, jak on mógł. Mój Ojciec. Gdyby moja mama żyła, wszystko było by inaczej. Wszystko jakoś by się ułożyło. A Markus jak on mógł to w ogóle nagrać i jeszcze do Internetu wrzucić. Było mi bardzo źle, wtedy zobaczyłem Kougę w furtce.

/Kouga/
Wracałem właśnie do domu w tą zamieć kiedy go zobaczyłem .Mao siedział na ławce w moim ogródku. W samym swetrze i spodniach. Płakał, nie wiedziałem co się dzieje. Kiedy byłem już w furtce spojrzał na mnie. Chwile później rzucił się na mnie. Przytuliłem go, był zziębnięty. Zdjąłem płaszcz i przykryłem go, jak najszybciej otworzyłem drzwi i weszliśmy.
K: CO się stało? – spojrzałem w te czerwone , opuchnięte oczy.
M: on, on…. – nie mógł wykrztusić, ani słowa.
K: Spokojnie, ochłoń i mi zaraz powiesz. Zrobię Ci herbatę. Usiądź na kanapie i przykryj się kocem bo jesteś wyziębiony. – kiedy to mówiłem znów się do mnie przytulił.
Jak szedłem do kuchni nawet mnie ni puścił. Był w ogromnym szoku. Nie wiem co mogło się stać. Mam nadzieję, że to nic poważnego. Naprawdę się o niego boję.
K: Czemu nie zadzwoniłeś? Przyszedłbym szybciej. – chciałem jakoś zacząć rozmowę.
M: On wyrzucił mnie z domu – powiedział prosto z mostu – a ona wróciła.
K: Jak to ? – nie zrozumiałem go na początku.
M: Lady wróciła, zgadała się z Markusem – głos mu się łamał – i okazało się , okazało że – widać było że bał się powiedzieć – że Markus nagrał filmik wtedy.
K: Kiedy? – naprawdę nie wiedziałem o co mu chodzi.
M: Wtedy kiedy mnie zgwałcił. – wyrzucił z siebie – i Lady powiedziała mu, że jestem dziwką i on po prostu mnie wyrzucił – spojrzał mi teraz prosto w oczy.
Przytuliłem go.
K : Mao – szepnąłem.
Mao nadal płakał, ale już coraz mniej i mniej aż w końcu przestał. W środku nocy usiedliśmy na kanapie z herbatą i zaczęliśmy sobie rozmawiać. Do momentu, aż poruszyłem kwestię sfery uczuciowej. Właściwie to samo wyszło.
K: Wiesz Mao, nasza przyjaźń nie jest taka jakby to ująć typowa.
M: Wiem – odparł.
Nie ułatwia mi tej sprawy w ogóle, ale zebrałem się w sobie.
K: Będziesz teraz mieszkał u mnie , prawda?
M: Jeśli nie masz nic przeciwko, bo to jedyne miejsce gdzie mógłbym żyć. Jedyne takie na świecie.
K: Oczywiście, że nie mam nic przeciwko. A czemu jedyne takie na świecie? Przecież masz pieniądze, możesz mieszkać gdzie chcesz właściwie. – zauważyłem.
M: Jedyne na świecie, bo tylko tu jesteś ty. Wiem do czego zmierzasz. – oparł się głowa o moje ramię.
K: Wiesz? Zatem do czego zmierzam? – uśmiechnąłem się do siebie, bo już wiedziałem, ze się domyślił.
M: No ty wiesz i ja wiem - zawstydził się.
K: Ale chciałbym, żebyś mi to powiedział. – przytuliłem go.
M: No, że mamy się ku sobie. I …. – zrobił się czerwony – lubimy się w ten sposób. – odwrócił wzrok.
Poprawiłem się tak, że siedziałem teraz dokładnie naprzeciwko niego. Spojrzałem mu głęboko w oczy i powiedziałem te 3 proste słowa.
K: Kocham Cię Mao.
Znów się rozpłakał. Uśmiechnąłem się do niego i zaczęliśmy się całować. To były najpiękniejsze chwile w moim życiu. I jak to w takich przypadkach bywa poszliśmy się kochać do sypialni. Po mimo tragizmu tych Świąt, między mną i Mao zrodziło się coś pięknego.
Rano obudziliśmy się prawie równocześnie. Przez okno padały na nas promienie słoneczne, było nam ciepło i przyjemnie.
M: Kouga, śpisz?
K: Nie. – obróciłem się na bok żeby na niego popatrzeć.
Był piękny, nie umiałem nic innego wymyślić, jak to jedno słowo.
M: Jesteś wspaniały, mówiłem Ci to już kiedyś? – uśmiechnął się i również obrócił w moją stronę.
K: Tak, wiele razy.
M: Nigdy za mało. – przysunął się bliżej do mnie i szepnął mi do ucha – kocham Cie bardziej niż ty mnie.
K: O nie prawda ja bardziej.
M: Ja.

Śmialiśmy się tak do końca dnia. To były szczęśliwe święta, z miłością. Najpiękniejsze, jakie przeżyłem. 

7.01.2013

Więź


Kato (22) … (16)Zakochany w  Raizie
Raizo(30) … (22) – Zakochany w Kato
Ren (22)…  (16)była miłość Kato
Zuka(20) – młodszy bart Kato, chłopak Tao
Tao(28) – młodszy brat Raizo, chłopak Zuki
Sao(27) – młodszy brat Raizo, mąż Miki
Mika(27) – Żona Sao
Mao(42) – starszy brat Raizo, zauroczony w Kao
Kao(20) – członek gangu Mao
Hatei(29) – asystent Raizo
Mama(45) – mama Kato i Zuki


/Kato/
Pierwsza klasa gimnazjum. Wyjazd integracyjny, wieczór.
: Zagramy w butelkę?
: No, fajny plan.
R:To ja zaraz przyjdę, zaczynajcie.
Siedziałem cicho i bałem się, że szyjka butelki zaraz wskaże mnie. I tak też się stało.
: No, Kato. Prawda czy wyzwanie?
K:Prawda.
Nie chciałem wyzwania, bo uznałem, że na pewno każą mi zrobić coś głupiego.
: No dobra – pauza – Powiedz kto Ci się podoba z naszej klasy.
K: yyy…. Musze serio?
: No nie możesz się już wycofać.
K: No dobra – miałem duże obawy przed powiedzeniem tego. – Podoba mi się Ren.
Ren akurat wszedł do pokoju. Wszyscy zamarli.
R: Co ja? – zapytał bezwiednie.
: Podobasz się Kato, mrau…
Ren zaczął się śmiać, a wszyscy z nim. Zacząłem płakać i wybiegłem z pokoju. Na dworze padał śnieg. Biegłem przed siebie. Po jakiejś godzinie czy dwóch, wróciłem zziębnięty do ośrodka. Później w szkole wszyscy mnie omijali. Jednak w trzeciej klasie trochę się zmieniło. Ren przyszedł do mnie i przeprosił za tamto swoje zachowanie. Wtedy wszystko się zmieniło, ludzie zaczęli ze mną rozmawiać. Po jakimś czasie zacząłem się spotykać z Renem. To było jak marzenie, a on był taki szarmancki, uprzejmy, kochany. Jednak na krótko przed końcem szkoły, stało się to.  Poszliśmy do łóżka. Kiedy byliśmy w połowie, on mi wszystko powiedział. Chciałem się mu wyrwać, ale nie umiałem. Byłem zbyt słaby, żeby go odepchnąć. On to wykorzystał i zgwałcił mnie. Płakałem rzewnymi łzami. Biegłem od niego do siebie do domu ile sił w nogach. Po tym wszystkim już nie mogłem już wrócić, ani do szkoły, ani do życia tutaj. Spakowałem się i napisałem  list do rodziców i brata. Wyszedłem. Poszedłem na przystanek autobusowy.  Siedziałem tam już z dobra godzinę kiedy podjechał do mnie Duzy czarny samochód. Wyszedł z niego mężczyzna w czarnym garniturze.
R: Nic Ci nie jest? – zapytał zmartwiony.
Przestraszyłem się go. Tacy ludzie to głównie jacyś mafiosi, gwałciciela albo porywacze.
K: Nie nic, ja już sobie idę. – wstałem z ławki.
R: Spokojnie nic Ci nie zrobię. Jestem Raizo. – wyciągnął do mnie rękę.
Podałem mu swoją nadal z obawą.
K: Jestem Kato. Ale naprawdę nie wciągniesz mnie siłą do tego auta – wskazałem ręką samochód – nie zgwałcisz i nie zabijesz potem?  - zapytałem z przerażeniem.
Uśmiechnął się z lekką kpiną.
R: Przecież mówię, że nie.
Odetchnąłem, nie wiem dlaczego ale mu uwierzyłem. Wsiadłem z nim do auta. W taki sposób zacząłem również z nim mieszkać. Uznałem, że dzięki niemu nadal mam szansę na przyszłość i miałem rację. Zacząłem trenować boks, chodzić na siłownię. On dawał mi na wszystko pieniądze, w sumie nie chcąc za wiele w zamian. Moim zadaniem było tylko zająć się domem. Kupował mi wszystko, motocykl, pomógł mi z prawkiem na niego. Sfinansował studia. Tak zostałem nauczycielem WF-u.  Przywiązałem się do niego. Po studiach znalazłem prace w jakiejś szkole. Było wszystko tak pięknie przez sześć lat. Ponieważ pewnego dnia, w szkole w której uczyłem, przybył nowy nauczyciel. Byłem bardzo ciekaw kto to, więc z samego rana wbiłem do pokoju nauczycielskiego.
K: Witam, Jak . . .  – zabrakło mi słów.
R: Jestem Ren, a ty? – Wtedy i on zauważył. Stanął dęba podobnie do mnie.
K: Co ty tu robisz? – zacząłem go atakować.
R: Strasznie się zmieniłeś. Od dziś tu pracuję tak jak i ty .
Wkurzyłem się. Po odbębnieniu lekcji, wsiadłem na motor i wróciłem do domu. Byłem zły i nabuzowany. Od razu rzuciłem się na worek treningowy.

/Raizo/
Wróciłem do domu wcześniej niż zwykle. Byłem pewien, ze Kato przygotował już obiad. Uwielbiam jego kuchnię. W ogóle całego go uwielbiam. Obiadu jednak nie było. Za to  w pokoju treningowym zastałem śpiącego na podłodze Kato. Westchnąłem głęboko. Wziąłem go na ręce i zaniosłem do łóżka. Sam poszedłem potem coś zjeść i pooglądać telewizję. Spaliśmy od początku razem, w jednym łóżku. Pamiętam, pierwszej nocy on strasznie się bał być sam. Więc położyłem się obok niego i tak już zostało. Po jakimś czasie przyszedł do mnie.
K:Przepraszam, ale musiałem się rozładować.
Oparł swoją głowę na moim ramieniu, a ja go objąłem. Zachowywaliśmy się jak para mimo iż nią nie byliśmy.
R: A co się stało?
K: ON zaczął pracować w mojej szkole.
„ON” czyli właściwie pierwszy chłopak Kato, który go wykorzystał w obrzydliwy sposób.
R: Nie przejmuj się nim. On tam tylko jest, nic Ci przecież nie zrobi.
K: No chyba nie …
Przekręciłem się i spojrzałem mu w oczy.
R:Przecież nie rzuci się znów na Ciebie, a nawet jeśli – zrobiłem pauzę, żeby odetchnąć – to jesteś już na tyle silny że sobie poradzisz z nim bez problemu, nie?
Unikał mojego wzroku, bo patrzył wszędzie tylko nie na mnie.
K: To prawda, ale nadal będę się źle czuł.
Złapałem go za twarz i wreszcie na mnie spojrzał.
R: Kato, ty sobie nie poradzisz? Jak nie, to zmień pracę.
Złapał mnie za dłonie i się trochę zaczerwienił.
K: Masz rację, poradzę sobie. On już przecież dla mnie nic nie znaczy.
Boże jaki Kato jest uroczy. Wiedziałem, że  mu z tym ciężko, więc go przytuliłem.
K: Poradzę sobie, na pewno. – wtulił się we mnie.
R: Tak, - uśmiechnąłem się do siebie.
K: Idziemy zrobić obiad? – spojrzał na zegarek – w sumie to kolację?
R: Chodźmy.
Wstaliśmy z kanapy i poszliśmy do kuchni. Zrobiliśmy sobie jakieś kanapki i usiedliśmy przy stole w jadalni. On jadł i oglądał telewizję, a ja wpatrywałem się w niego. Możliwe, że się w nim zakochałem. Żyjemy razem już tyle lat. On  pewnie tego nie zauważył, szkoda. Po kolacji poszliśmy spać. Spaliśmy razem. Zawsze trzymał mnie za rękę. Jakby bał się że odejdę i zostawię go samego.

/Kato/
Czuje się bezpiecznie śpiąc obok Raizo. Trzymam go za rękę, żeby mieć pewność, że on będzie cały czas obok mnie. W pracy cały czas bałem się, że spotkam Rena. Nadal się zresztą boję, mimo iż wiem, że on nie może mi nic zrobić. Jest niegroźny. Po jakimś miesiącu, bądź dwóch Ren przyszedł do mnie na dużej przerwie.
R: Kato.
K: Hmmm…. – odwróciłem się i go zobaczyłem.
R: Chciałbym porozmawiać.
Nie wiedziałem co mu odpowiedzieć.
K: Okey – wykrztusiłem w końcu – kiedy?
R: Piątek wieczór ? Możemy gdzieś skoczyć na drinka albo co.
Nie za bardzo chciałem, ale się zgodziłem.
W piątek wieczorem poszliśmy do pubu, niedaleko jego mieszkania. Bałem się straszliwie. Weszliśmy do środka i wzięliśmy sobie po piwie. Wcześniej mówiłem o tym Raizo, więc jakby coś się działo to on mi pomoże. Wychodząc z szkoły ubrałem się od razu w kostium na motocykl. Skóra przylegająca do ciała z suwakiem na środku.
R:Chciałem Cię najpierw przeprosić za to co się stało wtedy. Wiem, że Cię bardzo okrutnie potraktowałem.
Okrutnie?! On chyba kpi. On mnie wykorzystał, po czym powiedział mi że mnie nie kocha i zaczął się śmiać. Okrutne to za delikatnie powiedziane.
R: Potem bardzo chciałem Cię przeprosić, ale tak nagle zniknąłeś. Twoi rodzice mówili że wyszedłeś z domu i zaginąłeś.
A co miałem zrobić? Nie chciałem go znów widzieć. Iść do szkoły gdzie wszyscy by o tym gadali, no i rodzina. A najgorsze to jakby zareagował mój Ojciec.
R: Co się z Tobą przez ten czas działo?
K: Uciekłem., a co miałem zrobić?
R: Zostać, przecież by się nic nie stało, niewiele osób o tym wiedziało.
Taa… Jasne.
R: Ale mniejsza o to bo chciałem o coś zapytać.
K: Tak? – nie chciałem go już słuchać.
R: Bo długo nad tym myślałem i wiem że nie wybaczysz mi tak od razu. Ale chciałbym to wszystko naprawić.
Co on chce zrobić? Zacząłem się zastanawiać.
R: Mam na myśli … - zawahał się – moglibyśmy spróbować jeszcze raz. Naprawdę się zmieniłem.
Chyba go porąbało. Po tym wszystkim on chce spróbować ze mną jeszcze raz? On myśli że ja się zgodzę?
R: Naprawdę ja … - spojrzał na mnie zmartwionym i umęczonym wzrokiem.
Spojrzałem na podłogę, byłem bardzo zły. Wkurzony na Maksa. Po zebraniu myśli głośno wypuściłem powietrze z ust i spojrzałem mu prosto w oczy. Już nie mogłem wytrzymać. Emanowała ode mnie złość i rozgoryczenie.
K: Chyba sobie żartujesz. Ja Ci nigdy nie wybaczę tego jak mnie potraktowałeś. I nigdy z Tobą nie będę. W ogóle jak taki głupi pomysł wpadł Ci do głowy – prawie zacząłem krzyczeć na niego – Nienawidzę Cię. Uciekłem, bo nie chciałem Cię nigdy więcej widzieć na oczy. – ludzie zaczęli nam się przyglądać – Poza tym mam kogoś. Kogoś kogo szczerze kocham i na pewno nie jesteś to Ty. Owszem kochałem Cię, ale to minęło bezpowrotnie. – zrobiłem pauzę na złapanie oddechu i wstałem – Nie odzywaj się do mnie więcej i nie pokazuj mi się nigdy więcej na oczy. – położyłem pieniądze za piwo na stoliku i już miałem wyjść.
R: Kato… ja… - nie wiedział co zrobić.
K: Nie obchodzi mnie to. Wychodzę.
R: Kato! Kato! – już go nie słuchałem, mimo że krzyczał za mną.
Założyłem kask na głowę, poleciało mi kilka łez po policzku i czym prędzej ruszyłem do domu. Kiedy tylko znalazłem się w mieszkaniu zacząłem szukać Raizo. Kiedy tylko go zobaczyłem wtuliłem się w niego i teraz już się totalnie rozkleiłem.
R: Co się stało? Znów cos Ci zrobił? – miał poważny głos.
Pociągnąłem nosem.
K: Nie, tylko . . . – odsunąłem się od niego – zdałem sobie z czegoś sprawę.
R: Z czego?
K:Chodź – złapałem go za rękę, postanowiłem postawić wszystko na jedną kartę.
Zaciągnąłem go do sypialni i rzuciłem na łóżko.
R: Kato, Co jest?! – zdenerwował się.
Położyłem się na nim.
K: Zdałem sobie sprawę, że … - zaczerwieniłem się – że w moim życiu od kilku lat jest jeden mężczyzna. On się mną opiekuje i ogólnie troszczy się o mnie.
R: Tak..?
Nie umiałem odczytać jego emocji.
K: I… - strasznie bałem się mu to powiedzieć.
Serce galopowało mi jak szalone, co na pewno nie umknęło jego uwadze.
R: I…?
K: I chciałem Ci w związku z tym powiedzieć, że… - nie chciało mi to przejść przez gardło.
R: No wykrztuś to wreszcie. – przytulił mnie.
Zacząłem znów płakać.
K: Zakochałem się w Tobie.
Powiedziałem to. Nie reagował, nic nie mówił. Wiedziałem, odrzucił mnie. Będę musiał się z nim rozstać. A tego nie przeżyję. Dlaczego? Dlaczego mu to powiedziałem, mogłem przecież zatrzymać to dla siebie.
R:
K: Przepraszam. Powinienem był to zatrzymać dla Siebie – zacząłem się wycofywać.
Chciałem wstać i uciec z tam tond jak najdalej i najszybciej. Już miałem wstawać, kiedy on złapał mnie za rękę i zmienił naszą pozycję. Teraz to on nade mną zawisł.
K:Proszę zostaw mnie, jeśli nic do mnie nie czujesz.
Uśmiechnął się.
R: Kto powiedział, że nic do Ciebie nie czuję?
Serce jeszcze mocniej zaczęło mi bić, zupełnie jakby zaraz miało wyskoczyć mi z piersi.
R: Nie odpowiadałem, bo jestem tak szczęśliwy, że nie wiem co powiedzieć.
Spojrzałem na niego swoimi czerwonymi od łez oczami.
R: Tak Kato. Ja Cię kocham od lat. Prawie od naszego pierwszego spotkania.
K: Raizo. – teraz to już płakałem jak bóbr.
Zaczęliśmy się całować no i dalej to już poszło. Rano obudziłem się wtulony w niego. To było naprawdę cudowne.

/Raizo/
Kiedy Kato mi to powiedział, byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, aż nie wiedziałem co powiedzieć. On przestraszył się tego i był już gotów żeby się wycofać. Nie mogłem mu na to pozwolić. Powiedziałem mu zatem i o moich uczuciach. Dzięki temu wszystko się ułożyło. Rano obudziłem się z nim u boku. Co prawda od kiedy ze mną mieszka zawsze tak było, ale tym razem on był wtulony we mnie, a nie jak zawsze trzymał mnie za rękę.  To było cudowne. Tak bardzo go kocham. Przekręciłem głowę na bok i czułem zapach jego włosów. Przy śniadaniu żaden z nas się nie odzywał. Ja także nic nie jadłem tylko na niego patrzyłem. On jakby nigdy nic sobie jadł. A ja patrzyłem nań uśmiechniętymi oczami, nie mogłem się napatrzeć i cały czas byłem w euforii od naszego wczorajszego wyznania. Jak tylko zauważył że mu się przyglądam, zrobił się cały czerwony.
R: Spokojnie, patrzę na Ciebie bo jesteś taki piękny.
K: Przestań – zrobił się jeszcze bardziej czerwony.
R: Nic na to poradzę, że tak Cię kocham. – uśmiechnąłem się.
Był już tak zawstydzony, że przestał odpowiadać. Lubię go wprowadzać w taki stan. Jest wtedy naprawdę uroczy. Wstałem od stołu i pocałowałem go. Spojrzał na mnie zdziwiony.
R: Idę do gabinetu, Hatei niedługo będzie.
K: Okey, ja jeszcze chyba sobie trochę pośpię, a później na zakupy pójdę. Potem zrobię coś na kolację.
R: Dobrze – jeszcze raz go pocałowałem i poszedłem do gabinetu.
Hatei jest moim sekretarzem w firmie którą prowadzę. Przychodzi czasem do mnie do domu i mi pomaga. Jest też moim wieloletnim przyjacielem. To on mi poradził, żebym nie naciskał na Kato z moimi uczuciami. Kiedy on przyszedł zasiedliśmy w biurze przy nowym projekcie, chociaż  zanim to zrobiliśmy musiałem mu opowiedzieć wszystko o wczorajszym wydarzeniu z Kato. Wtedy zadzwonił telefon. Znów od Kao. Kao ponownie mi groził, że jak nie będę płacił haraczu jego gangowi to będzie ze mną źle. Szkoda, że on nie wie ze liderem jego grupy jest mój starszy brat, Mao. Miał cos z nim zrobić, ale nie mógł dać sobie rady. Wieczorem kiedy Hatei już miał ode mnie wychodzić, Kao zjawił się w moim domu.
K: Witaj, tym razem na pewno mi nie odmówisz. – rozsiadł się na fotelu w moim gabinecie.
R: Tak? Niby dlaczego? – zainteresowałem się.
K:Mam go. – zaczął się bawić figurką na moim biurku.
R: Kogo?
K:Niejakiego Kato. – uśmiechnął się.
Serce zabiło mi mocniej, zdenerwowałem się.
R: Wypuść go. n
K: To mi zapłać. – cieszył się z mojego zdenerwowania.
R: Ile?
K:Tyle co Ci mówiłem. – dalej uśmiechał się perfidnie.
Zacisnąłem zęby. Hatei patrzył na mnie równie zdenerwowany. Kiedy już miałem mu przelać pieniądze na konto, drzwi od gabinetu otworzyły się z impetem.
Kat: Nie płać mu nic. Ze mą wszystko w porządku tylko … - nie dokończył zdania, bo zemdlał.
Kao poczuł, że usuwa mu się grunt pod nogami, bo powoli zaczął udawać się w kierunku drzwi. Zatrzymałem go i obezwładniłem. Zadzwoniłem po Mao, który przyjechał osobiście zabrać Kao ode mnie.  W tym czasie kiedy Hatei pilnował Kao przed przyjazdem mojego brata ja zaniosłem Kato do łóżka. Obudził się kiedy go opatrywałem.
K: Co się dzieje?
R: Napadli Cię, ale udało Ci się uciec. Przyszedłeś do domu i padłeś.
K: Tak, pamiętam – westchnął – gdybym nie trenował to na pewno bym sobie nie poradził. A w ogóle o co chodziło?
R: Widzisz, mój starszy brat, Mao, jest gangsterem. Ma tam swoją grupę, a Kao jest jednym z członków. Kao chce żebym płacił haracz mojemu bratu. Nie wie po prostu że jego lider to mój brat.
K:Nie wie? To mu powiedz. Poza tym co na to Twój brat? Nie może mu powiedzieć jak sytuacja wygląda?
R: No może, ale trochę on nie chce. Boi się że przez to więź jaką udało mu się nawiązać z Kao może się zerwać, a on skradł mu serce że tak powiem.
K:Yhmm… - zawstydził się.
Pocałowałem go.
R: Ty wypoczywaj a zrobię coś do jedzenia.

/Kato/
Cała sprawa z Kao i Mao minęła. Jednak pewnego dnia Raizo wrócił z pracy bardzo smutny.
K: co się stało? – zaniepokoiłem się.
R: Moja Firma zaraz zbankrutuje. Mam wielkie długi. To już koniec. – prawie że płakał.
K: Raizo, - od razu go przytuliłem – nie martw się. Znajdę sobie lepszą pracę i coś poradzimy. Nie załamuj się proszę.
Szlochał dalej.
K:Serio nie bój się, wszystko będzie dobrze. Pomogę Ci. Razem przez to przejdziemy.
Przytulił mnie.
R: Spokojnie nie musisz zmieniać pracy, ani nic. Nie mam kryzysu, chciałem tylko coś sprawdzić.
Odsunąłem się od niego jak oparzony.
K: Jak to?
R: Hatei poradził mi, żebym sprawdził czy mnie kochasz, czy jesteś ze mną dla pieniędzy.
K:Przesadziłeś . Nie ufasz mi? Za co ty masz moje uczucia? – byłem bardzo zły, wręcz wkurzony, ale i smutny.
Wstałem i chciałem wyjść z mieszkania.

/Raizo/
Obraził się. Wiedziałem, że tak będzie. Złapałem go za rękę.
R: ja przepraszam Kato, ja…
Chciałem go pocałować, ale dał mi w twarz. Wyszedł z domu, zamykając trzasnął drzwiami, że mało się nie rozleciały. To był najgorszy z moich pomysłów w życiu. Postanowiłem, że go przeproszę jak najlepiej będę mógł.

/Kato/
Jak on mógł. Jak mógł pomyśleć, że moja miłość jest do jego pieniędzy a nie do niego. Byłem zły, smutny właściwie zdruzgotany. Gnałem motocyklem przez miasto. Kiedy ochłonąłem z wszystkich emocji, wróciłem do domu. Był środek nocy. Raizo już spał, położyłem się obok niego, wahałem się czy złapać go za rękę czy nie. Jestem na niego wkurzony, ale mimo wszystko go kocham. Złapałem go za dłoń, ale i odsunąłem się na drugi koniec łóżka. Rano obudziłem się sam. Złość z poprzedniego wieczora zaczęła wracać, on ma zamiar mnie przeprosić? Usiadłem na łóżku, wtedy zauważyłem. Na białej pościeli porozrzucane były płatki czerwonych róż. Uśmiechnąłem się i złość momentalnie mi przeszła. Wstałem i podążyłem dróżką z usypanych płatków. Zaprowadziła mnie ona do kuchni. Tam czekał na mnie Raizo z śniadaniem i wielkim bukietem róż. Był tak duży, że go prawie całego zasłaniał. R: Kato, ja bardzo Cię przepraszam. Kocham Cię i wiem że ty mnie też. Niezależnie od wszystkiego.
K:Oh, Raizo… - westchnąłem.
Wziąłem od niego kwiaty i położyłem je na stole, zacząłem go całować. Takim o to sposobem znów wróciliśmy do łóżka. Potem zjedliśmy wspólne śniadanie. Boże, jak ja go kocham. Cały dzień spędziliśmy razem w domu. Zrobiliśmy małe porządki i załatwiliśmy inne domowe sprawy, a wieczorem wyszliśmy na kolację do restauracji.

/Raizo/
W biurze, w poniedziałek ochrzaniłem Hateia, za to co mi doradził. Trochę się zmieszał i przeprosił. Wróciłem po rozmowie z nim do pracy.  Ma przecież tyle roboty, a za tydzień już jadę. Mam nadzieję że Tao i Sao się ucieszą, że ich w USA odwiedzę.

/Kato/
Raizo wyjeżdża na dwa miesiące do USA. Będzie mi tu smutno bez niego. Chyba jedzie tam biznesowo, ale nie wiem , bo nie pytałem w końcu. To pewnie jakaś duża sprawa.

[2 miesiące później…]

Wrócił. Byłem z tego powodu niesamowicie szczęśliwy. Jak tylko go zobaczyłem to się na niego rzuciłem. Tak dawno go nie widziałem.
R: Kato. – pocałował mnie.
K:Nie wyjeżdżaj więcej, proszę.
R: Niestety za miesiąc znów jadę. Przepraszam.
Posmutniałem.
R: nie smutaj, krótko mnie nie będzie.
Sytuacja z jego wyjazdami zaczęła się powtarzać. Zacząłem podejrzewać, że on tam w USA kogoś ma. Kogoś takiego jak ja tutaj, kogoś kto też go kocha i cierpi gdy go nie ma. Zasmuciłem się jeszcze bardziej. Jak wróci muszę z nim o tym koniecznie porozmawiać. Jak już był na dłużej, powiedziałem mu że musimy porozmawiać.
R: Coś się stało Kato? – zaniepokoił się.
K:Masz tam kogoś w USA? Kogoś takiego jak ja? – starałem się być poważnym i nie rozpłakać.
Bałem się tez jego odpowiedzi i nie byłem na nią do końca przygotowany, ale chciałem wiedzieć.
R: Widzisz.. – zaczyna się tłumaczenie, tego się bałem. – mam w USA dwóch braci.
K: Jak to? Ja myślałem… - odetchnąłem z ulgą.
R: Nie mówiłem Ci o nich bo nie było okazji.
K:Ufff… Bo ja już się bałem, że masz kogoś nowego.
R: No co ty?! Za bardzo Cię kocham.
K: Raizo – przytuliłem się do niego.
R: Musiałem im pomóc w kilku sprawach i zaprosiłem ich oczywiście tu do nas. Powiedziałem im, że koniecznie muszą Cię poznać.
K: Raizo – zawstydziłem się.
R: Niedługo przylecą, jakoś tak przed gwiazdką.
Uśmiechnąłem się i ucieszyłem, że Raizo chce abym poznał jego rodzinę. Szkoda, że ja nie mogę go zapoznać z moją. Zaczął się zbliżać okres świąteczny. Raizo ustalił datę naszego obiadu zapoznawczego. Pierwszy przyszedł najmłodszy brat Raizo, Sao z swoją żoną Miką. Razem wyglądali bardzo uroczo, jeszcze Mika z brzuszkiem w piątym miesiącu ciąży. Muszę przyznać  całkiem nieźle się trzymała. Drugi młodszy brat Raiza, Tao, spóźnił się z dwie godziny. Podobno on po prostu tak ma, że zawsze się spóźnia. Przyszedł z swoim chłopakiem Zuką. Tao jest i tak niewiele starszy od Sao, ale najdrobniejszy z nich wszystkich. Jego chłopak parkował samochód i miał zaraz przyjść. Kiedy wszedł zapadła cisza, spojrzeliśmy się na siebie.
K:Zuka? – miałem łzy w oczach.
Z: Kato? To ty?! – złapał mnie za ramiona.
Przytuliłem go i rozpłakałem się, zresztą on też. Raizo wszedł do przedpokoju.
R: Co się stało? – zdziwił się.
Odwróciłem się do niego i teraz przytuliłem doń.
K: To mój młodszy brat Zuka. Mówiłem Ci o nim tyle razy. Wiesz ile lat się z nim nie widziałem? Całe wieki.
Teraz Tao do nas dołączył i też zainteresowała się sytuacją.
Z: Tao, to mój starszy brat Kato. To oni Mci mówiłem że wyszedł z domu i nie wrócił.
T: To on?
Z:Tak. – Zuka uśmiechał się niemiłosiernie i leciały mu z oczy łzy szczęścia.
Zuka podszedł do Tao i przytulił go, po czym pocałował w czółko.
To było niesamowite, przecież tyle lat się z Zuką nie widziałem.

/Raizo/
Byłem bardzo wesoły i zadowolony z powodu Kato. Odnalazł, nie w sumie został odnaleziony przez brata. Ja nie wyobrażam sobie życia bez moich braci.  Kato i Zuka cały czas okupowali kanapę i rozmawiali. W końcu maja sześciu- letnią lukę. Poczułem się w pewnym momencie sam. Kiedy Kato to zauważył, przerwał rozmowę i przyszedł do mnie.
K: Co się stało? – pocałował mnie w czoło i usiadł mi na kolanach.
R: Nic, tylko czuję się lekko samotny tu.
K: Przepraszam, ale wiesz nie widziałem go tyle lat. Ale oczywiście jeśli potrzebujesz mnie tu, to zostanę z Tobą. – przytulił mnie.
R: Spokojnie, ja Cię dobrze rozumem. Idź rozmawiać z nim dalej – uśmiechnąłem się – Ja przecież będę miał Cię przez resztę życia.
Zawstydził się lekko, ale i uśmiechnął. Przytuliłem go jeszcze raz, pocałowałem w nosek i poszedł. Spotkanie skończyło się bardzo późno w nocy. Kato i ja byliśmy bardzo zmęczeni, tyle że on był jeszcze nakręcony tym spotkaniem Zuki. Ostateczni dopiero nad ranem znaleźliśmy się w łóżku.
K: Raizo? – zapytał przewracając się na drugi bok, przytulając się do mojego ramienia.
R:Tak?
K:Rozmawiając z Zuką, on zapytał mnie czy mógłbym na wigilię przyjechać do domu.
R: Rozumiem. Ale jak dobrze wiesz ja również chciałbym spędzić te święta z Tobą.
K:Wiem i wymyśliliśmy, że zrobimy jedną wielko wigilię. W moim starym domu, bo tam jest dużo miejsca. Wiesz, ja ty, Twoi bracia, mój braciszek, moja mama.
R: To dobry pomysł – pocałowałem go w czółko.
Wtulił się we mnie i zasnęliśmy.

/Kato/
Zostały trzy dni do wigilii.  Nie mogłem się żeby zobaczyć mamę. Ojca już raczej nie, bo z nim nigdy nie miałem dobrego kontaktu, a poza tym zmarł jak mi Zuka powiedział wcześniej. Zapewne po mojej ucieczce był smutny, bo w jakiś sposób go zawiodłem. Mam nadzieję, że chociaż mama będzie szczęśliwa jak mnie zobaczy. Na wszelki wypadek poprosiłem brata, żeby  nic jej nie mówił, chciałbym żeby miała niespodziankę.  A pomysł o Wigilii poddali jej Zuka i Tao.  Ucieszyła się na wiadomość, że pozna braci Tao i ich rodziny. Niestety Raizo i jego bracia dość wcześnie pożegnali się z rodzicami. Właściwie sami się wychowywali no i Mao im pomagał jako najstarszy. Dlatego to buł najlepszy moment, aby nasze rodziny się połączyły.

[Wigilia]

Wszystko już było gotowe. Jechaliśmy z Raizo na miejsce. Kiedy zobaczyłem z daleka swój ogródek, chciałem się rozpłakać. Tyle wspomnień, tyle lepszych i gorszych momentów z mojego dzieciństwa. Starałem się jednak trzymać twardo. Zauważyłem, ze Tao wyszedł nam naprzeciw. Przywitał się z nami i wprowadził na do środka. Nagle kolejna fala wspomnień uderzyła mi do głowy. Wtedy ja zobaczyłem. Moja mama. Miała na sobie tą samą chustkę co na każde święta. Nie zauważyła mnie na początku, ale ja i tak zacząłem płakać. Normalnie zalewałem się łzami. Wtedy mnie zauważyła. Ona też zalała się łzami, odziedziczyłem to zdecydowanie po niej. Podszedłem do niej i przytuliłem ją jak najmocniej potrafiłem.
K: Mamo. – chlip, chlip, pociągnąłem nosem.
M:Kato, mój mały Kato.
Odsunęliśmy się od siebie i zaczęliśmy ocierać łzy.
M: CO się z Tobą działo przez ten czas? Gdzie ty byłeś? Dlaczego uciekłeś? Mam tyle pytań do Ciebie i jednocześnie tak wiele chciałabym Ci opowiedzieć. – miała wiele pytań.
Rozumiem ją.
K: Mamo, mamy czas. Teraz na pewno będziemy się częściej widywać i rozmawiać. – uśmiechnąłem się do niej.
Sam wiele tez chciałem  jej opowiedzieć. Tyle razy w głowie układałem plan żeby przyjść tu i ją odwiedzić. Nie umiałem jednak wcześniej tego zrobić.
K: O tym dlaczego uciekłem jeszcze Ci kiedyś opowiem – dalej zwracałem się do niej – Ale nie masz pojęcia jak się cieszę, że Cię widzę.
M: Oh, Kato. – westchnęła tak jak tylko ona potrafi.
K: A tak w ogóle to Tao, chłopak Zuki to brat mojego ukochanego – wskazałem na Raizo. – Mamo to jest Raizo. – zwróciłem się teraz do niego. – Kochanie to moja mama.
Przywitali się. Później mama zaprosiła nas do salonu gdzie stał stół z wszystkim, no i wszyscy już byli.
Był nawet Mao z Kao. Poczułem się tak jak kiedyś. Tak jakby cała rodzina była w komplecie.  Rozejrzałem się po pokoju, było jak zwykle, jakby zatrzymał się tu czas. Choinka przy kominku, na kominku skarpetki na prezenty. Musze przyznać że po cichu, wewnątrz siebie cieszyłem się z tego. Te święta uznałem za najlepsze jakie kiedy kolwiek się odbyły.

/Raizo/
Kiedy zobaczyłem ta radość na twarzy Kato sam stałem się pogodny, bo gdy tu zmierzaliśmy czułem się lekko spięty i zestresowany. Tak naprawdę przez sześć ostatnich lat to ja byłem jego rodziną, a teraz można powiedzieć powrócił na matczyne łono. Był teraz z swoimi najbliższymi, no i ja mogłem wreszcie moimi braćmi świętować. Byliśmy teraz jak jedna wielka rodzina, to było niesamowite.
K: Zostaniemy u mamy na noc, dobrze?
R: Jak chcesz. Ale gdzie będziemy spać?
K: W moim starym pokoju. Chciałbym Ci go pokazać, jeśli nie masz nic przeciwko.
R: Oczywiście, że nie. Wszystko co jest związane z Tobą jest dla mnie ważne. – uśmiechnąłem się szczerze.
Zawstydził się. Weszliśmy po schodach na piętro. Skręciliśmy w drugie drzwi po prawej. Był przed nami pokój Kato, weszliśmy. Kiedy byłem już w środku miałem wrażenie, że to nie jego pokuj. Wszędzie było dużo plakatów i naklejek z jakimiś gwiazdami muzycznymi, aktorami, aktorkami, artystami i innymi ludźmi. Kiedy go poznałem nic o tym nie mówił, ani jednego słowa o jego zainteresowaniach. To trochę jakby tamten Kato przestał istnieć. A ten który stoi tu przede mną to zupełnie inny człowiek. Możliwe że te zmiany były konieczne i naturalne. Oby tylko nie były spowodowane pod jakimś moim naciskiem. Teraz z tego delikatnego chłopca na zdjęciach zrobiła się prawdziwa maszyna do zabijania. Nadal był delikatny, ale w inny sposób.
K: Co tam przyglądasz się tym plakatom?
R: Nigdy nie mówiłeś, ze się tym interesujesz. – zauważyłem.
K: Bo to było bardzo dawno temu i po prostu mi przeszło. Tak bywa. Teraz wolę trenować – usiadłem na łóżku, o on mówił dalej – lubię to i jednocześnie to jest praktyczne. – usiadł za mną i przytulił się do moich pleców – A dzięki temu mogę cię obronić, jakby ktoś chciał Cię skrzywdzić.
Uśmiechnąłem się do siebie. To były najwspanialsze święta jakie mi się przydarzyły, każde inne też bym tak chciał spędzać. Z moja i Kato rodziną. Kocham go  w końcu.