/Mao/
Jestem szkolną gwiazdą. Dokładniej
kapitanem drużyny cheerleaderek. Jestem piękny, boski i bogaty.
Najpopularniejszy w szkole. Mam wszystko, o czym marzy każdy Licealista.
Oczywiście to ma swoje plusy i minusy. Najbardziej podoba mi się jednak
zjeżdżanie frajerów na korytarzu. No i dookoła mnie masa seksownych lasek,
które są pół nagie. Mówię wam, żyć nie umierać. A drużyna footballowa je mi z
ręki. Banda napakowanych facetów właściwie na moje skinienie palca. No oprócz
kilku dysydentów. Ale nie myślcie sobie, że jestem jakimś pustakiem tak jak
oni. Owszem zachowuje się tak jak mam ochotę, ale jeśli chodzi o naukę to
zawsze się przykładam i staram. Mam jedne z najlepszych ocen w całej szkole.
/Kouga/
Zawsze kochałem football, dlatego w
liceum już od pierwszej klasy zapisałem się do tej sekcji. Żeby chodzić do
szkoły w mieście musiałem przekonać moją ciocię żeby mnie przygarnęła, bo tak
zostałbym na wsi pod opieką babci i były by nici z kariery sportowej. Ma też
starszego brata, ale on rzadko mnie odwiedza. Ciocia niestety zmarła pod koniec 2 klasy
liceum, ale zostawiłam mi spadek, z którego żyję. Jeśli się on skończy będę
musiał znaleźć pracę, a jak wiadomo ciężko to połączyć z nauką. Chociaż moja
nie jest na tak złym poziomie. Ciężkie mam życie i jeszcze wkurza mnie ten dzieciak,
co tak się wozi po szkole. Nie pamiętam już jak on ma na imię, ale nie podoba
mi się jak gnębi młodszych i bezbronniejszych. Wyzywa ich głównie, bo nie jest
jakiejś mocnej postury, raczej taki drobny i wredny. Ale wiem, że kiedyś kos
trafi na kamień i dostanie nauczkę. Raz, kiedy chciałem pomóc jednemu
chłopakowi z mojej klasy wyśmiał mnie i nazwał frajerem, który przejmuje się
losem debili i wyrzutków.
K:
Sam jesteś debilem – odrzuciłem.
Zaśmiał mi się w twarz i odwrócił na
pięcie.
M:
Kretyn – rzucił w oddali.
Z chłopakami z drużyny trzymałem się,
jako tako. Nie była to wielka przyjaźń, ale też nie była to nic nieznacząca znajomość.
Chciałem z nimi iść raz na imprezę, bo powiedzieli, że będzie zajebiście. No to
po krótkiej namowie się zgodziłem. Kiedy stanąłem przed wielką willą z basenem
nie mogłem wyjść z podziwu. Byłem bardzo podekscytowany i ciekawy, kto tu
mieszka.
/Mao/
Zrobiłem mega melanż, jeszcze takiego
nikt nie widział. Dookoła pół nagie panienki i masa kumpli/znajomych. Tłum,
jakiego nigdy nie widziałem. Niedługo mieli wpaść chłopcy z drużyny
footballowej. Nie mogłem się doczekać, bo oni zawsze rozkręcają imprezę. Mam
nadzieję, że tym razem nie urwie mi się film. Wziąłem łyk piwa. Nagle zadzwonił
dzwonek do drzwi, to pewnie oni pomyślałem i poszedłem otworzyć drzwi. Kiedy
zauważyłem tego gościa, co mnie wkurzył w szkole, stanąłem w drzwiach.
M:
A ty tu czego?
K:
Przyszedłem na imprezę.
M:
Zaprosił Cię ktoś? – zrobiłem sarkastyczną minę.
K:
Koledzy z drużyny.
Wtedy Sam złapał mnie znacząco za ramię.
Spojrzałem na niego jakbym usłyszał jakiś niestosowny żart.
M:
To się musieli pomylić, bo ja Cię nie wpuszczę. –znów spojrzałem na niego.
K:
Czemu?
M:
Bo nie będę wpuszczał do domu Matki Teresy z Kalkuty, Żegnam. – zamknąłem mu
drzwi przed nosem.
S:
Źle robisz. Markus się wkurzy.
M:
A co on mnie obchodzi. To mój dom i wpuszczam tu kogo chcę. – spojrzałem na
niego krzywo i sobie poszedłem.
Nie będzie mi nikt mówił co mam robić.
Poszedłem sobie trochę poplotkować z Suzie, dziewczyną Markusa, która jest
cheearleaderką tak jak ja. Nie wiem co się potem działo bo bardzo się upiłem.
Wiem , że w poniedziałek cała szkoła gadała o tej imprezie. Najbardziej jednak
podobało mi się kiedy przechodziłem obok tego frajera i śmiałem się. On jako
jedyny tam nie był. Wkurzało mnie też to że Marcus strasznie się do mnie pluł,
że go nie wpuściłem i że za dużo gadałem z jego laską.
Mao:
O boże nic takiego się nie stało. Plotkowaliśmy tylko – bagatelizowałem sprawę.
Mar:
Tak? A plotkowanie obejmowało tez wsadzanie jej języka do ust? – uderzył
pięścią w szafkę obok mnie.
Wzdrygnąłem się.
Mao:
CO?! Nie pamiętam tego, to nie możliwe. Poza tym jak już to raczej ona mi by
wpychała. Bo ja na nią w życiu bym nie poleciał. – uśmiechnąłem się do siebie,
co zapewnie nie umknęło uwadze Markusa.
Mar:
Nie przeginaj. Wiem dobrze, że to Twoja wina. Jeszcze zobaczysz na co mnie
stać.
Mao:
Tak? Proszę Cię. Nic mi nie możesz zrobić. – spojrzałem na niego z
politowaniem.
Mar:
Tak? To jeszcze się przekonamy. – poszedł sobie.
Boże, co za burak. Ale serio nie
pamiętam kompletnie co tam się działo, może i nawet się z nią całowałem ale
jakie to ma znaczenie.
/Kouga/
Owszem było mi bardzo przykro, że zamkną
mi drzwi przed nosem, i że wszyscy tylko o tej imprezę teraz gadają. No i
dodatkowo te jego wredne spojrzenia. Nie było mi przyjemnie, tym bardziej, że w
szkole nie mam za dużej ilości znajomych. Właściwie tylko kumpli z drużyny. Nie
jestem geniuszem , więc wiadomo. A ten koleś jeszcze to podkreśla. Ale cóż,
musze z tym żyć i iść dalej, to tylko jakaś głupia impreza. Snułem się po
korytarzu kiedy podszedł do mnie Markus.
K:
CO jest?
M:
Jak ten Mao mnie wkurwia.
K:
Co się stało? – byłem ciekaw bo mnie przecież nie wpuścił na imprezę.
M:
To nie widziałeś? Jak przez całą imprezę Mao kleił się do mojej laski? –
zdziwił się.
K:
Jak miałem widzieć, skoro mnie nawet nie wpuścił do domu.
M:
CO? Jak to?
K:
Normalnie, wyśmiał mnie i zamknął mi drzwi przed nosem.
M:
Co za skurwiel. Już ja mu pokaże, wymyślę coś żeby mu uprzykrzyć życie. – zrobił pauzę – już nawet wiem co. –
uśmiechnął się złowieszczo i poszedł sobie.
Nie miałem pojęcia co mógł wykąbinować,
bo mało go znałem. Ale to na pewno będzie coś mocnego.
Po szkole wróciłem do domu.
[Tydzień później…..]
No nie. Chłopaki zostawili mi całe
sprzątanie boiska i sprzętu. A chciałem iść wcześniej do domu i się pouczyć. Z
godzinę mi to wszystko zajęło. Potem poszedłem prosto pod prysznic. Po
prysznicu kiedy wszedłem do szatni aż oniemiałem. Do ławki, przywiązany był
Mao. Cały nagi, zakneblowany i z opaską na oczach. Na plecach miał Kartkę,
podszedłem, żeby ją przeczytać: „Też
sobie poużywaj, Markus” . Przeszedł mnie dreszcz. Jak Markus mógł wymyślić
coś takiego okrutnego. Przełknąłem głośno ślinę.
K:
Żyjesz?
Mao cały się wzdrygnął, właściwie zaczął
się trząść. Zdjąłem mi opaskę z oczu. Był przerażony, miał całe czerwone i
opuchnięte oczy od płaczu.
K:
Nie krzycz. Zaraz Cię rozwiążę. – powiedziałem jak najspokojniej potrafiłem.
Sam byłem przerażony jak on. Nie umiałem
tego ogarnąć. W ogóle Markus jest jakimś psycholem.
Zacząłem go powoli rozwiązywać. Więzy
były bardzo mocne, widać, że się ktoś postarał. Mao miał po nich czerwone ,
krwiste ślady. Nagle stał się taki mały i bezbronny. Cały się trząsł.
K:
Idź pod prysznic, poczujesz się lepiej.
Boże co ze mną za debil, właśnie kilku
gości go prawdopodobnie zgwałciło, a ja do niego, żeby poszedł i wziął prysznic
bo, to mu pomoże. Spojrzał na mnie i chyba posłuchał, sam pewnie nie widział co
ma robić. Kiedy on się kąpał, znalazłem jakieś moje stare ciuchy i mu
przyszykowałem., bo jego chłopaki podarli na strzępy. Ubrał się w nie. Nic nie
mówił. Wszyliśmy z szkoły. Czekając, na autobus, złapał mnie za rękaw kurtki.
M:
Czy ja.., czy mogę? – zaczął mi coś szeptać, nadal trzęsącymi się wargami.
K:
Tak , możesz u mnie zanocować. Nie ma problemu.
Opatulił się szalikiem. Kiedy
przyjechaliśmy do mnie zrobiłem mu herbaty i usiedliśmy na kanapie. Wtulony w
koc wyglądał strasznie bezbronnie, jak dziecko. W pewnym momencie spojrzał na
mnie i zaczął mówić.
/Mao/
To mój najgorszy dzień w życiu. Markus
powiedział, żebym po zajęciach zajrzał tam do nich do szatni. To było okrutne.
Jak oni mogli. A teraz, teraz siedzę w domu, u człowieka który mnie uratował,
któremu wcześniej zatrzasnąłem drzwi przed nosem i wyśmiewałem. Było mi
strasznie głupio. Chciałbym go przeprosić, ale nie wiedziałem jak. W końcu się
przemogłem i stwierdziłem , że najlepiej jak powiem mu wprost.
M:
Jest mi strasznie głupio. Przepraszam. Ja… - nie, jednak nie wiedziałem co
powiedzieć, oprócz głupiego przepraszam.
K:
Nic się nie stało. Ważne, że Tobie chyba teraz nic poważnego nie jest. –
uśmiechnął się.
M:
Ale ja naprawdę przepraszam , byłem dla Ciebie nie miły, wredny i zamknąłem Ci
drzwi przed nosem. A ty, ty zamiast mnie wykorzystać uratowałeś mnie. Jestem Ci
bardzo wdzięczny – powiedziałem to, naprawdę.
K:
Nie jestem taki jak Twoi kumple. I powiem Ci, że takie jest życie. A teraz, to
chyba powinieneś iść spać. – zrobił pauzę – zaraz Ci pójdę pościelić moje
łóżko.
M:
Nie trzeba, mogę spać tutaj na kanapie.
K:
Ale jesteś moim gościem.
M:
Naprawdę. – nie chciałem nadwyrężać jego gościnności.
K:
Okey, jak chcesz, to poczekaj przyniosę Ci pościel.
Poszedł na górę. Rozejrzałem się po
domu. Był duży. Nie spodziewałem się że on tak mieszka. Ciekawe czy mieszka
tutaj sam. Z rozmyślań wyrwał mnie widok Kougi z pościelą.
M:
Mieszkasz tu sam? – zapytałem bezwiednie.
K:
Tak.
M:
yhm. Dziękuje za nocleg. – nieznacznie się uśmiechnąłem.
K:
Mówiłem Ci spoko. – uśmiechnął się.
Poszliśmy spać. W taki oto dziwny spodów
się z nim chyba zaprzyjaźniłem. A na pewno odciąłem kompletnie od poprzedniego
towarzystwa. Rano zjedliśmy śniadanie i pojechałem do siebie.
W domu jak zwykle to samo. Ojca nie ma
bo gdzieś jeździ po świecie w interesach, a ta wywłoka, jego nowa laska panoszy
się i rozkazuje wszystkim.
L:
Gdzie ty byłeś? Myślisz, że możesz sobie tak o w środku tygodnia nie nocować w
domu? – zaczęła na mnie krzyczeć z pretensjami.
M:
Daj sobie spokój Lady. Nie jesteś moją Mamą, jesteś tylko kolejną dupą mojego
Ojca, więc mam Cię gdzieś.
L:
Jak śmiesz się do mnie tak odżywać gówniarzu. Szkoda, że nie jesteś jak Twoi
koledzy. Oni przynajmniej umieją się zachować.
M:
Debilka – odburknąłem i poszedłem na piętro do swojego pokoju.
Cały czas tak jest.
Ojciec poznaje jakieś debilki, a potem ja się muszę z nimi użerać w domu kiedy
wyjeżdża. Chciałbym mieszkać tak jak Kouga. Sam. Rzuciłem się na łóżko. Tak
bardzo brakuje mi mojej mamy. Rozpłakałem się.
/Kouga/
Nie spodziewałem się
, że mnie przeprosi. Może nie jest taki zły, albo sytuacja to na nim wymogła.
Ciekawy jestem co będzie w poniedziałek. Czy pójdzie powrotem do swoich
wspaniałych znajomych. Jednak to dało mu do myślenia. W szkole nawet do nich
nie podszedł.
[3 tygodnie do Wigilii]
Ale w sumie do mnie
podszedł się tylko przywitać i tez sobie poszedł. Było mi go bardzo szkoda, bo
był teraz jak taka zgaszona gwiazda, bez życia i znajomych. Oni go teraz
gnębili tak samo jak on mnie wcześniej. Pomogłem mu. Nie spodziewałem się też,
że ma takie dobre stopnie. Zaczęliśmy rozmawiać.
[2 tygodnie do Wigilii]
Moje oceny nie są
zbyt dobre, dlatego poprosiłem go o pomoc w nauce. Okazał się bardzo dobrym
nauczycielem. Wtedy zauważyłem, że przecież on jest starszy o rok. Wcześniej
było mi to obojętne i nie wiedziałem o tym. Zaczęliśmy chodzić też razem na
różne wypady. Typu kino, wspólne zakupy czy czasem nawet posiłki. Ale oprócz
tamtego razu nie nocował już u mnie więcej.
M: Wyjeżdżasz na święta? – zapytał kiedy przechadzaliśmy się po
jakimś centrum handlowym.
K: nie, zostaję tutaj. – odparłem.
M: Yhm.
K: A co?
M: Nic, bo ja mam nadzieję, że spędzę swoje wreszcie z Ojcem.
K: To znaczy?
Nie wiedziałem nic o
jego rodzinie nigdy się nie uzewnętrzniał aż tak.
/Mao/
Opowiedziałem Koudze
o mojej rodzinie, Mamie, Tacie. O tym jaki Ojciec stał się teraz i jego
laskach. On tez mi o sobie opowiedział, że wcześnie stracił rodziców, ze ma
starszego brata i dom w którym mieszka należał do jego cioci. Wydawało mi się,
że z tego co opowiada to jego rodzina go bardzo kocha. Szkoda, że mój Ojciec
taki nie jest. Zawsze o mnie zapomina, a przypominam mu się tylko kiedy ktoś o
mnie zapyta, albo coś złego się stało. Posmutniałem.
K: Co jest? – zmartwił się.
M: Nic, Twoja rodzina musi Cie strasznie kochać, nie to co moja.
K: To się na pewno kiedyś zmieni zobaczysz. Twój Tata przejrzy na
oczy.
M: Wątpię, ale dzięki – nieznacznie się uśmiechnąłem.
K: Zobaczysz. Poza tym jak nie Twój Ojciec to ktoś na pewno Cię
pokocha.
M: Może….., ale dobra. Trzeba się zająć czymś innym, ważniejszym.
K: To znaczy? – zdziwił się.
M: Twoją nauką. Chodź, dzisiaj pójdziemy do mnie.
K: Spoko. – uśmiechnął się.
Przez całą drogę do
mnie myślałem nad tym co powiedział, ale to niemożliwe żebym znalazł kogoś kto
mnie pokocha. Albo przynajmniej kogoś kogo ja bym pokochał. Kouga jest
wspaniały. Nikogo takiego jak on nie ma na świecie. Kiedy weszliśmy na teren
posiadłości, stał tam motocykl Markusa. Nie wiedziałem czemu. Nie przejąłem się
tym zbytnio. Jednak kiedy szliśmy do mojego pokoju już wiedziałem o co chodzi.
Ta zdzira zdradza mojego Ojca za Markusem. To obrzydliwe. Wszedłem i zrobiłem
im zdjęcie tak żeby mnie nie widzieli. Koga nie był z tego zadowolony.
K: Zostaw ich. To nie jest dobry pomysł.
M: Jest, może Ojciec wreszcie wywali ja na zbity pysk. Nienawidzę
jej.
K: Ale wiesz, Markus może się zemścić. A wiesz co było ostatnio –
napomknął.
M: Wiem – wzdrygnąłem się. –
ale teraz będziesz mógł mnie obronić – zaśmiałem się.
K: Taaa, jak małą bezbronną księżniczkę. – wypalił.
Zrobiło się dziwnie
kiedy to powiedział.
M: eee ten to … - nie wiedziałem co powiedzieć, on zresztą też – to
ja wyślę to zdjęcie staremu i zaraz pójdziemy się do mnie uczyć, Okey?
K: Okey.
Weszliśmy na górę.
Wysłałem ojcu MMS’a. Chciałem się tej wiedźmy pozbyć już z domu. Zaczęliśmy się
uczyć.
K: Nie rozumiem tego.
M: Jak to? W zeszłym tygodniu umiałeś to.
K: Ale to co innego.
Spojrzałem na niego
jak na matoła. Podszedłem do biurka. I usiadłem mu na kolanach. Byłem od niego
mniejszy więc wszystko widział z nad mojego ramienia. Rozwiązałem tak kilka
zadań i dokładnie mówiłem co robię.
M: Teraz ty zrobisz te. – położyłem kartkę z przykładami na
zeszycie – a ja idę zrobić herbatę, też chcesz?
K: Poproszę.
Poszedłem do kuchni i
nastawiłem wodę w czajniku. Wtedy do kuchni wszedł Markus. Nie spodziewałem się
tego.
Mar: Co ty tu robisz? – bardzo się zdziwił.
Mao: Nie rżnij głupa, mieszkam tu. Lepiej powiedz co TY tu robisz.
– zapytałem, chociaż znałem odpowiedź.
Mar: nie twoja sprawa.
Mao: Moja, bo to Mój dom.
Mar: nie przeginaj pały. Robie to na co mam ochotę.
Mao: zresztą nie obchodzi mnie to. – wracałem do robienia herbaty.
Nie wiedziałem co
robi za moimi plecami. Nagle poczułem jak gwałtownie odwraca mnie przodem do
siebie i łapie za szyję. Zacząłem się lekko dusić.
Mar: A co powiesz o tym, żebym Cię teraz znów przeleciał, co? –
uśmiechnął się perfidnie.
Mao: Wal się. – burknąłem.
Ścisnął mnie mocnej,
ale nie dawałem za wygraną. Długo mnie musiało nie być, bo Kouga zaczął mnie
szukać.
K: Mao! Mao, gdzie jesteś?
Mar: a tylko mu odpowiesz to dostaniesz po ryju.
Mao: Tu jestem. – krzyknąłem patrząc prosto w oczy Markusa. Nie
bałem się, wiedziałem, że jakby cos się stało to Kouga mi pomorze.
Mar: ty mała gnido – już
chciał mnie uderzyć kiedy do kuchni wszedł Kouga.
K: co tu się dzieje? Markus co ty tu robisz?
Mar: nic. Lepiej ty mi powiedz co ty tu robisz. Przyszedłeś sobie
poruchać, tego debila. – mówiąc to puścił mnie.
Rozmasowałem szyję.
/Kouga/
K: Ja przyszedłem do Mao się uczyć. W porównaniu do Ciebie ja chce
zdać do następnej klasy.
Jak bym przyszedł
chwilę później to mogłoby być nieciekawie. Dobrze, ze się ruszyłem, bo jakoś
długo go nie było. Markus wyśmiał mnie i poszedł sobie.
K: nic Ci nie jest? – podszedłem do Mao.
M: Nie, dobrze że przyszedłeś.- uśmiechnął się – dokończę herbatę i
już idziemy na górę.
Jak powiedział tak
zrobił. Nie wiedzieliśmy czy Markus wyszedł, a Ojciec Mao nic mu nie odpisał na
wiadomość o zdradzie macochy. Uczyliśmy się jeszcze z 2 godziny.
M: Dobra na dzisiaj koniec nauki, bo się przepracujesz. –
uśmiechnął się.
K: Też tak myślę, bo mam już dość.
– zacząłem się pakować – to będę się już zwijał.
Wtedy Mao wstał i
podszedł do mnie.
M: Wiem, ze to głupio za brzmi, ale mógłbyś dzisiaj u mnie
zanocować. – był zawstydzony – Wiesz, boje się, że Markus….
K: Rozumiem, spoko. – przerwałem mu. – nie ma problemu.
M: Niestety nie mam kanapy w pokoju, więc będziemy spać w jednym
łóżku, Okey? – spuścił wzrok mówiąc to.
K: Nie ma problemu, naprawdę – uśmiechnąłem się.
Cieszyłem się, że
mogę mu pomóc.
[tydzień do Wigilii]
Święta już zapasem. A
między mną a Mao jakoś dziwnie się zrobiło, przynajmniej tak mi się wydaje. Teraz
już naprawdę często się widywaliśmy, mnie to pasowało, bo naprawdę go
polubiłem, ale nie wiem czy on na ten temat rozmyśla. Wiem, ze na głowie ma
masę różnych rzeczy, w tym Ojca. Apropo Ojca Mao to zerwał on z tą babą, ale
już miał chyba na oku inną więc Mao i tak nie jest zadowolony. A przez to
wszystko naprawdę się bardzo do siebie zbliżyliśmy. Widywaliśmy się teraz już
codziennie. Kiedy go nie ma obok aż dziwnie się czuję. Ale wydaje mi się, że
tak po prostu jest między przyjaciółmi.
[Wigilia]
Dzisiaj wigilia. Jak
zwykle spędzę ją sam. Albo pójdę gdzieś, nie wiem gdzie. Od wielu lat jest to
dla mnie raczej smutny niż wesoły dzień. Ale nie mówiłem o tym Mao. Nie
chciałem ażeby i on był smutny bardziej. Bo na zadowolonego i tak nie wyglądał.
/Mao/
Ostatnio strasznie
się zbliżyliśmy z Kougą. Normalnie zero tajemnic czy krępacji. O wszystkim
rozmawialiśmy, jak najlepsi przyjaciele. Ale przyznam, że strasznie lubię się
do niego przytulać. On jest taki duży i miękki. Szkoda, że Wigilii nie mogę
spędzić z nim. Będę musiał ją spędzać z „Rodziną”. Ciekawy jestem czy Ojciec
przyjedzie do domu czy znów będziemy mieli telekonferencję. Jak ja tego nie
cierpię. Spotkałem się rano z Kougą, życzyliśmy sobie Wesołych Świąt się
rozeszliśmy. Wróciłem do domu. Wtedy się zdziwiłem.
M: Co ty tu robisz?
L: Mieszkam. Nie uda Ci się mnie tak łatwo pozbyć.
M: Ojciec o tym wie? – chciałem ją zagiąć.
L: Tak. Nie uwierzył Ci. Powiedziałam mu, że to photo shop.
Uwierzył mi.
M: Świetnie. – byłem już super niezadowolony.
L: Pamiętaj, że kolacja jest na 19. Twój Ojciec zadzwoni do nas. –
rzuciła wychodząc z przedpokoju.
Świetnie, cudownie.
Nienawidzę jej i ja pierniczę jak mój własny Ojciec mógł mi nie uwierzyć. Tylko
uwierzyć takiej Lafiryndzie. To są najgorsze Święta jakie kiedykolwiek miałem.
Boje się tej kolacji, bo teraz to już mogę się wszystkiego spodziewać. Rzuciłem
się na łóżko i spojrzałem przez okno. Padał intensywny Śnieg. Kiedy rozstawałem
się z nim raptem z nieba spadało kilka śnieżynek. O odpowiedniej porze zszedłem
do jadalni. Siedziała tam już ta wywłoka, cała wypindrzona i szczęśliwa.
Ciekawe co planowała. Usiadłem przy stole. Patrzyła na mnie i perfidnie się
śmiała. Przed laptopem był pusty talerz, no tak. Będę w taki specjalny dzień
jak ten z nią, tylko. Po chwili wszystko się zaczęło. To było coś czego nigdy
nie wybaczę Ojcu. Zadzwonił.
O: Witaj Lady kochanie.
L: Witaj misiaczku.
O: Co on tu jeszcze robi? – pokazał głową na mnie.
Nie wiedziałem co się
dzieje, myślałem , ze żartuje miałem taką wielką nadzieję.
L: Wolałam, żebyś mu to osobiście powiedział.
O: W sumie masz rację, to mój pierworodny.
Nie wiedziałem co się
dzieje. Chciałem się rozpłakać. Nie mogłem się nawet odezwać, fizycznie nie
mogłem.
O: Mój drogi Synu, Mao. Nie będę utrzymywał dziwki jaką jesteś i
żądam abyś opuścił ten dom i nigdy do niego nie wracał. Lady mi powiedziała o
Twoich ekscesach seksualnych.
Chciałem powiedzieć „Co?”
, albo chociaż cokolwiek, ale nie umiałem mu tez przerwać tej tyrady.
O: Widziałem Twój filmik, Lady mi go podesłała.
M: Jaki filmik? – wreszcie coś z siebie wyrwałem.
Byłem na skraju załamania
się. Już miałem łzy w oczach , a ta małpa siedziała obok i się śmiała.
O: Ten w którym zabawiasz się jakimiś kolesiami, masz , zaraz Ci
przypomnę skoro nie pamiętasz. – na monitorze pojawił się filmik.
To był film który
Markus zrobił wtedy, gdy z kumplami mnie zgwałcił, chciałem to powiedzieć Ojcu,
ale nie dał mi dojść do słowa.
O: Zrobimy tak, że jeszcze przez jakiś czas będę dawał Ci pieniądze,
weź też spakuj swoje rzeczy w spokoju i zniknij. A teraz niestety musze kończyć
bo mam ważny telefon. – rozłączył się.
Tak po prostu się rozłączył.
Całe moje życie rozsypało się w drobne kawałki. Łzy ciekły mi ciurkiem po
policzkach. Przez chwilę nie mogłem nic zrobić, a chwilę później wybiegłem z
domu. Nie chciałem jej słuchać, bo coś mówiła do mnie ta suka. Biegłem przed
siebie. Biegłem do jedynego miejsca, osoby która mnie zrozumie, do Kougi. Kiedy
byłem na miejscu okazało się, że niema go w domu. Byłem załamany. Usiadłem na
ławeczce w ogródku. Podkuliłem nogi i przytuliłem się do nich. Było mi zimno.
Płakałem. Chciałem umrzeć. Nie mogłem tego zrozumieć, pojąć. Jak, jak on mógł.
Mój Ojciec. Gdyby moja mama żyła, wszystko było by inaczej. Wszystko jakoś by
się ułożyło. A Markus jak on mógł to w ogóle nagrać i jeszcze do Internetu wrzucić.
Było mi bardzo źle, wtedy zobaczyłem Kougę w furtce.
/Kouga/
Wracałem właśnie do
domu w tą zamieć kiedy go zobaczyłem .Mao siedział na ławce w moim ogródku. W
samym swetrze i spodniach. Płakał, nie wiedziałem co się dzieje. Kiedy byłem już
w furtce spojrzał na mnie. Chwile później rzucił się na mnie. Przytuliłem go,
był zziębnięty. Zdjąłem płaszcz i przykryłem go, jak najszybciej otworzyłem
drzwi i weszliśmy.
K: CO się stało? – spojrzałem w te czerwone , opuchnięte oczy.
M: on, on…. – nie mógł wykrztusić, ani słowa.
K: Spokojnie, ochłoń i mi zaraz powiesz. Zrobię Ci herbatę. Usiądź na
kanapie i przykryj się kocem bo jesteś wyziębiony. – kiedy to mówiłem znów się
do mnie przytulił.
Jak szedłem do kuchni
nawet mnie ni puścił. Był w ogromnym szoku. Nie wiem co mogło się stać. Mam
nadzieję, że to nic poważnego. Naprawdę się o niego boję.
K: Czemu nie zadzwoniłeś? Przyszedłbym szybciej. – chciałem jakoś
zacząć rozmowę.
M: On wyrzucił mnie z domu – powiedział prosto z mostu – a ona
wróciła.
K: Jak to ? – nie zrozumiałem go na początku.
M: Lady wróciła, zgadała się z Markusem – głos mu się łamał – i okazało
się , okazało że – widać było że bał się powiedzieć – że Markus nagrał filmik
wtedy.
K: Kiedy? – naprawdę nie wiedziałem o co mu chodzi.
M: Wtedy kiedy mnie zgwałcił. – wyrzucił z siebie – i Lady
powiedziała mu, że jestem dziwką i on po prostu mnie wyrzucił – spojrzał mi
teraz prosto w oczy.
Przytuliłem go.
K : Mao – szepnąłem.
Mao nadal płakał, ale
już coraz mniej i mniej aż w końcu przestał. W środku nocy usiedliśmy na
kanapie z herbatą i zaczęliśmy sobie rozmawiać. Do momentu, aż poruszyłem
kwestię sfery uczuciowej. Właściwie to samo wyszło.
K: Wiesz Mao, nasza przyjaźń nie jest taka jakby to ująć typowa.
M: Wiem – odparł.
Nie ułatwia mi tej
sprawy w ogóle, ale zebrałem się w sobie.
K: Będziesz teraz mieszkał u mnie , prawda?
M: Jeśli nie masz nic przeciwko, bo to jedyne miejsce gdzie mógłbym
żyć. Jedyne takie na świecie.
K: Oczywiście, że nie mam nic przeciwko. A czemu jedyne takie na
świecie? Przecież masz pieniądze, możesz mieszkać gdzie chcesz właściwie. –
zauważyłem.
M: Jedyne na świecie, bo tylko tu jesteś ty. Wiem do czego
zmierzasz. – oparł się głowa o moje ramię.
K: Wiesz? Zatem do czego zmierzam? – uśmiechnąłem się do siebie, bo
już wiedziałem, ze się domyślił.
M: No ty wiesz i ja wiem - zawstydził się.
K: Ale chciałbym, żebyś mi to powiedział. – przytuliłem go.
M: No, że mamy się ku sobie. I …. – zrobił się czerwony – lubimy się
w ten sposób. – odwrócił wzrok.
Poprawiłem się tak,
że siedziałem teraz dokładnie naprzeciwko niego. Spojrzałem mu głęboko w oczy i
powiedziałem te 3 proste słowa.
K: Kocham Cię Mao.
Znów się rozpłakał. Uśmiechnąłem się do niego i
zaczęliśmy się całować. To były najpiękniejsze chwile w moim życiu. I jak to w
takich przypadkach bywa poszliśmy się kochać do sypialni. Po mimo tragizmu tych
Świąt, między mną i Mao zrodziło się coś pięknego.
Rano obudziliśmy się prawie równocześnie. Przez okno
padały na nas promienie słoneczne, było nam ciepło i przyjemnie.
M: Kouga,
śpisz?
K: Nie. –
obróciłem się na bok żeby na niego popatrzeć.
Był piękny, nie umiałem nic innego wymyślić, jak to
jedno słowo.
M: Jesteś
wspaniały, mówiłem Ci to już kiedyś? – uśmiechnął się i również obrócił w moją
stronę.
K: Tak,
wiele razy.
M: Nigdy
za mało. – przysunął się bliżej do mnie i szepnął mi do ucha – kocham Cie
bardziej niż ty mnie.
K: O nie
prawda ja bardziej.
M: Ja.
Śmialiśmy się tak do końca dnia. To były szczęśliwe
święta, z miłością. Najpiękniejsze, jakie przeżyłem.