24.12.2012

DEFENCE - Oneshot


Witajcie, jestem Kato i opowiem wam dzisiaj swoją historię. Zaczyna się ona w momencie gdy zmarła moja mama, a dokładniej kilka miesięcy później.

/Kato/
Siedzieliśmy przy stole i jedliśmy obiad we trójkę. Ja, mój starszy brat Tao i tata.
K: Musze wam o czymś powiedzieć.
Tao: No to mów.
K: Tylko ja się boję jak to odbierzecie.
Tat: Nie martw się jesteśmy rodziną, nic złego Ci przecież nie zrobimy.
Odetchnąłem głęboko i powiedziałem im.
K: Bracie, Tato. Ja jestem gejem.
Mój brat wytrzeszczył oczy.
Tao: Co?! Co kurwa powiedziałeś?
Tat: No właśnie? To jakiś kiepski żart prawda?
K: Nie , to prawda i . . .
Nie zdążyłem dokończyć, bo Ojciec wstał i wyszedł z pokoju a Tao.
Tao: Nie no kurwa pięknie. Moja mama nie żyje i jeszcze mój brat jest Pedałem.
K: Tao, to nic takiego, nie jestem zły, ani nic ja…
Tao wstał, spojrzał na mnie i rzucił „Spierdalaj”, po czym również wyszedł z swego rodzaju jadalni. Zostałem sam. Odchyliłem głowę do góry, próbując się nie rozpłakać. Głęboko oddychałem, ale jednak poleciały. Łzy spłynęły po moich policzkach. Wszystko zepsułem, mogłem im nie mówić, tez bym żył. A teraz wszystko się zmieni.

Tak z dnia na dzień było gorzej, najpierw się do mnie nie odzywali. Potem zaczęli i kazali mi robić wszystkie prace domowe. Nie ważne że nie miałem czasu, ale bo musiałem się uczyć. Wszystko miało być zrobione. Musiałem im usługiwać. Zdarzało mi się że zasypiałem na lekcjach, ale iw domu podczas np. zmywania. Byłem w ostatniej klasie liceum. Niedługo miałem egzamin, męczyłem się. Wiem, że kiedyś jak zasnąłem przy zmywaniu, to obudziłem się w łóżku. Nie miałem zielonego pojęcia jak się tam znalazłem, ale byłem szczęśliwy.

/Tao – brat Kato/
Ja pierdolę, nie mogę, nie przeżyje. Mój starszy brat gejem. Mam nadzieje, że nikt się nie dowie a na pewno nie moi kumple. Przecież oni go zabiją. A nie mogę mu tez pomóc bo stary. Nie ma opcji, będę go gnębił jak on nie mam wyjścia. Ale kurcze jak zrobię teraz z moją nauką, bo on mi pomagał w nauce, bo orłem nie jestem. A 2 klasa liceum to nie przelewki. Fuck.

Ej, nawet spodobało mi się robienie z niego swojego sługi. Ale cholera on ma zaraz egzamin i powinien się uczyć. Wtedy wszedłem do kuchni i zobaczyłem, że zmywa naczynia. Ale nagle poleciał jak długi do tyłu. Złapałem go , a on spał. Dobrze, że starego nie ma w domu, bo by mnie za to zabił. Wziąłem go na ręce i zaniosłem do jego sypialni. Wróciłem do kuchni i pozmywałem do końca, mam nadzieje że pomyśli że to on a nie ja, bo byłby problem.

/Kato/
Wstałem rano do szkoły chyba pierwszy raz od dłuższego czasu wyspany. Spakowałem się i poszedłem. U mnie w klasie nikt nie wie, że jestem gejem, oprócz mojego najlepszego przyjaciela Kowu. Usiadłem z nim w jednej ławce.
Ko: Dzisiaj jakiś wyspany jesteś, co się stało? Zaakceptowali Cie w końcu?
K:To nie jest śmieszne Kowu. Ale nie, nie zaakceptowali nadal tylko… zresztą nie ważne. A co u Ciebie po weekendzie?
Ko: Zaliczyłem 3 hot laski. Było mega, ale do żadnej nie mam numeru. Chociaż będą lepsze.
K: Tobie to tylko jedno w głowie.
Ko: A ty kiedy przestaniesz być prawiczkiem czy w sumie dziewicą? – zaczął się smiać.
K: To nie jest śmieszne, wiesz że ja się tym przejmuję. A zrobię to tylko z osobą do której będę żywił uczucie.
Ko: to takie urocze, a wiesz już kto to jest?
K: nie, ale na pewno go kiedyś poznam. – Uśmiechnąłem się.
Ko: a może już go znasz?
K: nie, jeszcze nie. To nie ten moment.
Ko: hmmmmmm – zamyślił się.
K: A co, masz już dla mnie kandydata. – znów się uśmiechnąłem i poprawiłem kosmyk długich brązowych włosów.
Ko: nie tylko tak się zastanawiam. – spojrzał na tablicę.
Lekcja się już zaczęła. Biologia, jeden z moich ulubionych przedmiotów. I nasz nauczyciel Kuruma. Wysoki brunet z niebieskimi oczami, mój typ. Szkoda tylko, że jest tak bardzo niedostępny dla mnie. W życiu by nie chciał ze mną być. Wiem to. Ale kiedyś go zapytam, może jak skończę szkołę. Czterdzieści pięć minut minęło bardzo szybko. Tak właśnie rozpoczął się wf, nie cierpię tego przedmiotu. Mieliśmy siatkówkę. Razem z Kowu byliśmy w jednej drużynie. Kiedy się zagapiłem dostałem piłką w głowę.

/Kowu – najlepszy przyjaciel Kato/
Kiedy odwróciłem się do tyłu zobaczyć gdzie mój przyjaciel poda piłkę, zobaczyłem że pada jak długi na ziemię po oberwaniu w czaszkę. Zrobiłem wielkie oczy i nie wiedziałam co dalej. Nasz wf-ista podbiegł do niego i wziął go na ręce. Kazał nam zostać i oznajmił, że zabiera Kato do pielęgniarki.

/Chisato Sao – Nauczyciel WF/
Ehhh. Kolejny nieuważny. Jako, że był drobnej budowy wziąłem go na ręce i zaniosłem do  pielęgniarki, a reszcie kazałem zostać na Sali i nie wychodzić do dzwonka. Natomiast ta ofiara piłki, Kato wyglądał jakby spał i nawet coś mamrotał przez sen, kiedy szedłem z nim korytarzem.
K: Kuruma…… Ku….Kuu…. Kuruma.
Dziwne, majaczy o Renie. Może z nim kręci? Co za debil z Rena, już go z jednej szkoły wywalili za związek z uczniem. Ciekawe co by było jakby się jego żona o wszystkim dowiedziała. W gabinecie pielęgniarki położyłem go na łóżku. Pielęgniarka musiała niestety wyjść na chwilę, więc z nim zostałem. Zacząłem się mu przyglądać i zrozumieć co Ren w nim widzi. Wtedy on nagle, zupełnie nieświadomi, pocałował mnie i opadł powrotem na łóżko. Nie wiedziałem co się stało. Byłem w dużym szoku. Chciałem już tylko żeby pielęgniarka przyszła. Kiedy tylko weszła, ja wyszedłem. Stanąłem oparty o ścianę obok drzwi i próbowałem ochłonąć. Dotknąłem dłonią ust. Nie, to było dziwne. Zadzwonił dzwonek. Udałem się do pokoju nauczycielskiego. Zauważyłem Rena siedzącego przy biurku.
Ch: Ren, mam do Ciebie pytanie, chodź na papierosa.
R: Już idę.
Wstał i ruszyliśmy do palarni dla nauczycieli. Wyjąłem swoje niebieskie Lucky Strike. Ren błękitne Camele. Jego wybór ja wolę Lucky.
Ch: Kręcisz teraz z jakimś uczniem z swojej klasy?
Spojrzał na mnie jak na jakiegoś nienormalnego.
R: Chyba Cię głowa boli. Żeby mnie wywalili? Zresztą skąd Ci to przyszło do głowy.
Ch: No bo jeden z moich uczniów miał mały wypadek na lekcji i kiedy niosłem go do pielęgniarki majaczył o Tobie.
R: O mnie? – był zdziwiony
Ch: tak.
R: Który? To może się za niego wezmę.
Westchnąłem.
Ch: Kato Fuji. Tylko go nie skrzywdź.
R: Czy ja kiedyś komuś zrobiłem krzywdę?
Ch: Nie wiem, ale ostrzegam.
R: Okey, to się postaram.
Ch: a co na to Twoja żona?
R: Zostaw ja w spokoju. Ona o niczym się nie dowie.
Ch: Jak chcesz.
Zadzwonił dzwonek na lekcję.

/Kato/
Obudziłem się w gabinecie pielęgniarki. To było dziwne, bo nie wiem jak się tu znalazłem. Wiem tylko, że wydawało mi się, że rozmawiam z panem Kurumą od Biologii , no i moim głównym wychowawcą i wybrankiem mojego serca. Może to on mnie tu zaniósł? Mało prawdo podobnie, ale może. Nagle do pokoju wszedł Kowu.
Ko: nic Ci nie jest? Martwiłem się.
Ka: Spoko przeżyłem. Zaraz mnie pewnie zwolnią już do domu, więc wracamy razem?
Ko: Spoko.
Ka: Proszę pani – zwróciłem się do pielęgniarki – mogę już iść?
P: Tak proszę, tylko jutro zgłoś się jeszcze do mnie na kontrolę.
Ka: Okey.
 Wyszliśmy z gabinetu i przez szatnię wyszliśmy z szkoły. Mieszkam bliżej szkoły niż Kowu, więc pożegnałem się z nim przy furtce i ruszyłem do drzwi frontowych. Jak tylko pod nie podszedłem i już miałem je otwierać, gdy nagle usłyszałem kłótnię Ojca i Brata. Wydawało się że są pijani. Spojrzałem jeszcze raz na klamkę, odwróciłem się i wybiegłem pospiesznie przez furtkę. Kowu nadal był w zasięgu mojego wzroku. Zacząłem krzyczeć.
Ka: Kowu! Kowu!
Zatrzymał się i odwrócił. Pobiegłem do niego i zdyszany zapytałem czy mogę dzisiaj u niego nocować.
Ko: Jasne że możesz. Tylko czemu taka nagła zmiana decyzji?
Ka: Tao i Ojciec znów się kłócą.
Ko: aaaa. Okey. To zapraszam. Ale ostrzegam, że mam młodszego brat. Zresztą wiesz, więc musimy spać obaj w moim łóżku.
Ka: Spoko.
Nie przeszkadzało mi spanie obok Kowu. Wiedziałem, że mi nic nie zrobi, bo jest playboyem. Odrobiliśmy lekcję i poszliśmy spać. Było mi strasznie zimno więc się wtuliłem w Kowu.

/Kowu/
Kato śpi dziś u mnie. Będziemy spać w JEDNYM łóżku. Ja tego nie przeżyję, rzucę się na niego jak jakaś bestia, ja to wiem. Dobra wybiła 23 i położyliśmy się. Kato było zimno więc się wtulił we mnie. Czułem jak coraz bardziej się podniecam. Kiedy zaczął się wiercić miałem nadzieję, że dotrwam do rana. Gdybym go tak bardzo nie kochał. Nie miałbym problemu, bo nie chcę zepsuć naszej przyjaźni wyznając mu swoje uczucia. Dlatego tak cierpię. Rano wstałem pierwszy i udałem się do łazienki. A potem na dół pomóc rodzinie z śniadaniem.


/Kato/
Kiedy się rano obudziłem, Kowu nie było obok mnie. Wstałem zatem sam i wziąłem prysznic. Ubrałem się w ciuchy Kowu i zszedłem na dół, na śniadanie. Tata Kowu robił jajecznice,  mama herbatę, młodszy brat bawił się w salonie, a mój przyjaciel siedział przy stole. Szczęśliwa rodzina, szkoda, że moja taka nie jest. Westchnąłem i wszedłem do kuchni.
Ka: Pomóc w czymś?
Kowu spojrzał na mnie.
Ko: nie, już prawie wszystko gotowe i musze przyznać, że uroczo wyglądasz w mojej koszulce.
Uśmiechnąłem się.
Ka: Dzięki i na którą dzisiaj mamy?
Ko: na 10.
Ka: Okey, bo musze jeszcze wpaść do domu po parę rzeczy.
Ko: Spoko, to po drodze więc luz.
Przytaknąłem.
Zjedliśmy śniadanie i wyszliśmy. Kiedy wszedłem do własnego domu, brat i ojciec jeszcze spali. Załatwiłem, więc cicho wszystko co potrzebowałem i wyszedłem. Pierwszą lekcją była matematyka, potem polski i dwie ostatnie to biologia i godzina wychowawcza z panem Kurumą. Który jest moim ideałem. Przed zajęciami z biologii powiedziałem Kowu, o moich uczuciach do Kurumy.
Ko: Ale ty tak na serio?
Ka: No tak i nie wiem co mam z tym zrobić.- westchnąłem – prawdopodobnie też nigdy mu o tym nie powiem.
Ko: To nie jest odpowiedni facet dla Ciebie. Jest dużo starszy i jest też nauczycielem.  A pyzatym to na pewno nie jest „to”.
Ka: Skąd to możesz wiedzieć?
Wkurzyłem się na Kowu, wstałem z ławki na korytarzu i poszedłem do Sali.

/Kowu/
Kurcze, ale się wkurzył. Dla mnie to po prostu jest chore, żeby tak uczeń i nauczyciel. Chociaż z drugiej strony jestem jego przyjacielem. Dodatkowo jest osoba którą kocham , więc powinienem go wspierać. Cholera. Przeproszę go przy następnej okazji.
Kiedy weszliśmy do Sali nawet ze mną nie usiadł. Za to zauważyłem, że gość od biologii cały czas się mu przygląda. A najbardziej wkurzyło mnie, że ten facet po chamsku gapił się na jego tyłek gdy pisał po tablicy. Myślałem, że mu przywalę. Kiedy zadzwonił dzwonek wyszedłem nabuzowany z Sali i poszedłem na dach szkoły.

/Kato/
Kiedy zadzwonił dzwonek wychowawca poprosił mnie abym został w Sali na chwilę, ponieważ chciałby ze mną porozmawiać. Stanąłem obok niego.
Ku: Proszę zamknąć Drzwi.
Któryś z moich kolegów zamknął drzwi. Przełknąłem ślinę. Byłem lekko przerażony i podenerwowany.
Ku: Doszły mnie pewnie słuchy, że….  – zrobił krótko przerwę i spojrzał mi w oczy – Ci się podobam.
Spuściłem wzrok i wpadłem w panikę. Skąd on to wie?! Kto mu to powiedział? Kowu? Przecież on był temu przeciwny.  Znów przełknąłem ślinę i już chciałem zaprzeczać, wytłumaczyć mu, że to nieprawda i w ogóle. Kiedy on zaczął mówić dalej.
Ku: Bo widzisz mnie to nie przeszkadza, a nawet powiem Ci, że ja również jestem Tobą zainteresowany.
Jeszcze bardziej mnie zaskoczył. Nie wiem nawet czy zauważył to, bo nawet nie patrzył już na mnie. Ja z kolei nie umiałem już nic powiedzieć.
Ku: Więc…. – pokazał gestem ręki abym do niego podszedł – może byśmy się umówili jakoś niedługo?
Podszedłem, a on posadził mnie na swoich kolanach. Kiedy powiedział spotkać, nagle powiedziałem na głos : „Randka?”.
Ku: Tak, randka, co o tym myślisz?
Ka: Ja … - zawahałem się  - Ja nie wiem. Ja jestem nieśmiały.
Ku: Nie szkodzi – uśmiechnął się – kiedy masz wolny wieczór?
Ka: Pewnie w piątek, albo sobotę dopiero. – byłem cały zestresowany.
Ku: Hmmmm….. – spojrzał na mnie – Piątek wieczór, kino? – podniósł brew pytając.
Ka: Dobrze, tylko… - przestałem mówić gdy dotknął ręka mojego policzka i spojrzał mi w oczy.
Dobra, teraz już nic nie mogłem powiedzieć, pocałował mnie. To był krótki, ale namiętny pocałunek. Kiedy jego usta odsunęły się od moich, klepnął mnie w pupę.
Ku: Dobra, czas iść na przerwę.
Wstaliśmy i skierowaliśmy się ku drzwiom, już bez słowa. Nagle jednak kiedy Kuruma dotknął klamki,, zatrzymał się. Spojrzał na mnie.
Ku:  I jeszcze jedno, mów mi Ren. Bo Kuruma to takie oficjalne jak dla ucznia i nauczyciela. Ale w szkole Kuruma, Okey? – uśmiechnął się.
Ka: Dobrze Ku….. Ren. – również się uśmiechnąłem.
Wyszliśmy z Sali i od razu zacząłem szukać Kowu. Ciekawe czy to on mu powiedział, czy Kur… Ren, usłyszał naszą rozmowę.

/Ren Kuruma – nauczyciel Biologii, wychowawca Kato i Kowu./
Ha! Jestem z siebie dumny. Udało mi się uwieść ucznia. To chyba znaczy, że nadal mam ten urok co za czasów Liceum. Musze koniecznie powiedzieć o tym Chisato. Ciekawe co powie.

/Kowu/
Siedziałem sobie w spokoju na dachu i już przysypiałem, kiedy nagle Kato mnie przestraszył.
Ka: Buuuuu~~~~ .
Ko: mój boże! Co się stało?
Ka: nigdy nie zgadniesz.
Ko: No to mów.
W sumie kiedy go zobaczyłem takiego uśmiechniętego od ucha do ucha to cała złość mi przeszła.
Ka: Umówiłem się z Re…. Kurumą – zrobił krótką pauzę – na Randkę. Nie masz pojęcia jak strasznie się cieszę.
No teraz to mnie zagiął. Jak on to zrobił?! Przecież jest nieśmiały.
Ko: Jak to zrobiłeś?
Ka: On wiedział. Nie wiem skąd, ale wiedział, że mi się podoba. To było tak, że kazał mi zostać po lekcji w Sali.  Powiedział, że też mu się podobam, no i żebyśmy się umówili.
Ko: A ty na to „tak”? Tak po prostu?
Ka: No nie, ja nie wiedziałem co z siebie wykrztusić. W sumie tak właśnie ostatecznie się to powiedziałem: „tak”.
Ko: Odważniak. – uśmiechnąłem się.
Kato klepnął mnie w ramię.
Ka: Oj, weź przestań.
Ko: Dobrze, dobrze. To na kiedy się umówiliście?
Ka: na piątek wieczór. W czwartek mam potwierdzić czy na pewno. A ten, wiesz co oznacza „wieczór” – Kato zaczął unosić jedną brew – w pewnym sensie.
Ko: Tak wiem. Tylko miej wszystko co będzie wam potrzebne. Mam na myśli np. kondomy.
Ka: No tak, ale myślisz, że on nie ma takich rzeczy w domu?
Ko: Myślę, że nie. Chociaż kto wie….
Ka: Zakładam, że ma i wiesz. Strasznie się boję.
Ko: Czego?
Ka: To będzie mój PIERWSZY RAZ.
Ja zawsze chciałem być tym pierwszym dla niego. Więc próbowałem zachowywać się tak, żeby tego nie zauważył.
Ko: No to chyba powinieneś się cieszyć.
Cały czas starałem się mieć pogodną minę, żeby nie zauważył.
Ka: Tak, ale znasz mnie.
Ko: No tak.
Zadzwonił dzwonek i wróciliśmy do Sali na godzinę wychowawczą. Oczywiście z Kurumą. Kato usiadł teraz ze mną i cały czas się uśmiechał. A ten debil (wychowawca nasz) w ogóle się tym nie przejął, nawet na niego nie patrzył tylko prowadził lekcję.

/Ren/
R: Chisato, nie uwierzysz – zaczepiłem go wchodząc do pokoju nauczycielskiego – normalnie nigdy nie zgadniesz.
Ch: No pewnie nie, a co się stało?
R: Umówiłem się z tym małolatem z mojej klasy. Wiesz z tym o którym mi mówiłeś.
Ch: Serio? – zapytał z nutką niezadowolenia w głosie.
R: Serio. A co nie podoba Ci się to?
Ch: Wiesz, jesteś nauczycielem, a on Twoim uczniem. I zauważ jeszcze, że on jest nieletni, a ty masz żonę i dziecko.
R: Oj, przestań. Mogę się przecież czasem zabawić, nie?
Ch: Możesz, ale nie tak i nie z kimś takim. Poza tym myślę, że skoro ty mu się bardzo podobasz to na pewno będzie chciał stałego związku.
R: Wątpię. To uczeń Liceum, w tym wieku nie szuka się raczej takich związków.
Ch: A co jeśli on jest inny?
R: To trudno. Złamie mu serce najwyżej.
Ch: Jesteś okrutny.
R: Niestety takie jest życie.

/Chisato/
Ch: Wiesz co, ….  – już chciałem mu powiedzieć jak wielkim debilem jest i żeby zostawił Kato w spokoju, ale zadzwonił dzwonek.
R: Mówiłeś coś?
Ch: Nie, już nie ważne. Albo….. – zawahałem się -  Tylko nie zrób mu krzywdy.
R: Spokojnie, będę dla niego delikatny. A teraz spadam, bo mam z nimi godzinę wychowawczą.
Ch: a idź już i mnie nie wkurzaj – uśmiechnąłem się.

/Kato/
Po lekcji pomachałem Renowi i wróciłem z Kowu do domu.
Ka: Dzisiaj wracam prosto do domu, bo muszę się przygotować.
Ko: No dobra, ale jak by co  pamiętaj że zawsze możesz do mnie wpaść.
Ka: Dzięki. – Dałem mu buziaka w policzek i zniknąłem w furtce do swojego domu.

/Kowu/
Kiedy dał mi całusa w policzek, od razu podskoczyła mi temperatura. Zrobiłem się cały czerwony. Kiedy zakręcił i wszedł na swoje podwórko, zacząłem szybko oddychać. Kurcze, tak niewiele i może miałbym z nim swój pierwszy pocałunek. Kiedyś wyznam mu swoje uczucia, na pewno. Tak oszołomiony wróciłem do domu.

/Kato/
Wróciłem do domu i od razu zacząłem obmyślać w co się ubrać, co zrobić i jak to w ogóle będzie wyglądać. Przecież to tylko jeszcze 2 dni. Tak strasznie się boję. Bo coś może nie wyjść, a najgorsze, że mogę mu się przestać podobać. A co gorsza on może chcieć mnie tylko zaliczyć, a tego bym nie przeżył.  Liczę na coś więcej, bo potrzebuje kogoś kto da mi wsparcie i mnie pokocha. Wiem, że mam Kowu ale mnie nie chodzi o przyjaźń tylko o miłość. I … . Nagle z rozmyślań wyrwał mnie Tao.
T: Masz iść zrobić kolacje, pozmywać, zrobić pranie itd. – wymieniał – Nie było Cię całą noc. Nie będę pytał co robiłeś, ale masz obowiązki domowe. Już raz raz.
K: Dobrze, już idę. – posmutniałem.
T: Teraz …. Pedałku. – uśmiechnął się i wyszedł z mojego pokoju.
Wkurza mnie tym. Co ja mu do cholery przeszkadzam? Dres jeden. Zszedłem na dół do kuchni i wziąłem się za swoje obowiązki.

/Kowu/
Wróciłem do domu i byłem przybity prze cały wieczór. To takie niesprawiedliwe. Ja powinienem być z Kato, a nie ten Kuruma cały. Poza tym to nie etyczne, żeby oni… O Boże! Co za koszmar, dlaczego to przydarza się właśnie mnie?

/Chisato/
Ren mnie dzisiaj trochę wkurzył. Ja on może wykorzystywać w zasadzie jeszcze dziecko.  Rozmyślałem o tym samotnie jedząc kolację. Tak, jestem samotny i dobrze mi z tym. Mieszkam niedaleko Rena więc zawszę mogę do niego wpaść. A tak , nie musze na nikogo czekać, o nikogo się martwić. Spłynęła mi samotna łza po policzku. Kogo ja oszukuję. Nigdy nie miałem nikogo na zbyt długo, a Ren ma co chwila kogoś nowego, a do tego żonę i dziecko. On ma tak dużo a ja nic. Znów się dołowałem, nie umiem inaczej. Zawsze tylko czekam, przyglądam się biernie i w ostateczności tylko ja cierpię. A Kato jest całkiem przystojny, tyle że Ren go zniszczy. Biedny chłopak, gdybym był gejem to może i nawet bym z nim spróbował, ale nie jestem. Poza tym to jest mój uczeń , o czym ja myślę.  Eh, do końca życia będę samotny.

/Kato/
Po zrobieniu wszystkiego wróciłem do pokoju i poszedłem spać. Rano za to obudziłem się nakręcony. O bo  to już jutro. O Boże! Nie mogę się doczekać. Ciekawe czy Ren jest bardzo namiętny.  Przyłożyłem rękę do twarzy, bo zrobiłem się cały czerwony. Cholera, o czym ja myślę. Lepiej się spakuję do szkoły, bo mam dzisiaj dwa wf-y. Nie cierpię wf-ów, ani sportu, chociaż wista przyjaźni się z Renem. Mam nadzieję, że nie jest jego Ex. Oby nie. Ubrałem się, zjadłem śniadanie i zadzwoniłem do Kowu.

/Kowu/
Podniosłem głowę z poduszki i spojrzałem na telefon. Wyświetlacz niemiłosiernie pokazywał te 4 litery „Kato”. Odebrać czy nie? No i co mam mu powiedzieć? Jak co rano, że będę pod jego domem za 20 min? A w rzeczywistości za 30? Eh… Płakać mi się chce, ale odbiorę, bo on i tak by dzwonił w nieskończoność. Nawet po czasie by tu przyjechał, sprawdzić czy nic mi nie jest. Kochany.
Ko: Halo?
Ka: Cześć to ja. – Jakbym nie wiedział – za ile u mnie będziesz?
Zastanowiłem się chwilę.
Ko: Nie idę dzisiaj. Trochę kiepsko się czuję i miałem właśnie w tej sprawie do Ciebie dzwonić.
Ka: Wiesz – zrobił krótką pauzę – jeśli to przez wczoraj. Całą ta kłótnię i … - nie dałem mu dokończyć, bo wiedziałem, że będzie mu smutno, że to prawda. Wiec gdybym nawet chciał nie mogłem mu  powiedzieć.
Ko: Ni no spoko. Nie o to chodzi. Ja się serio źle czuje i mam sensacje żołądkowe. Jutro będę więc luz – uśmiechnąłem się do słuchawki. Gdybym mógł sprawił bym żeby i on się uśmiechnął.
Ka: Spoko, bo już się bałem. To pewnie do jutra, albo odwiedzę Cię po szkole.
Ko: Spoko. Papa.
Ka: papa.
Rozłączył się. Zawsze czekał, aż ja to zrobię a teraz on. Już nawet takie drobnostki mnie dobijają. Wróciłem do spania.

/Chisato/
Trzecia lekcja. Mam nadzieję, że tym razem nie będzie ofiar. Jestem również ciekawy jak się będzie zachowywał Kato. Bo Ren jeszcze nic nie zrobił. Dobra, zaraz dzwonek. Musze iść do kanciapy po dziennik. Dzisiaj im chyba koszykówkę zrobię. Wróciłem z dziennikiem na salę, sprawdziłem listę. Dziwne, nie ma Kowu, a on uwielbia Wf. No dobra , czas zacząć.
Ch: No dobra panienki, Dzisiaj będzie koszykówka.
Wszyscy: Nieeeeeeeeee.
Ka: A nie może być siatkówka?
Ch: Taa, żeby znowu dostał w głowę? – przypomniałem sobie co się stało wtedy w gabinecie pielęgniarskim.
Ka: No, ale – nie dałem mu dokończyć.
Ch: Następnym razem.
Ka: Czyli na następnej godzinie?
Ch: A niech wam będzie, ale najpierw kosz.
: No, Okey.
Ch: To wy róbcie rozgrzewkę, a ja zaraz wrócę.
Poszedłem sprawdzić gdzie jest Ren. Zajrzałem do Sali od biologii. Siedział tam, na tym swoim wygodnym fotelu i straszył odpytywaniem uczniów. Eh… sadysta. Zapukałem i wszedłem.
R: Co się stało?
Ch: Mam pytanie, masz może chwilkę?
R: Tak, już. – odwrócił się do ucznia. – nie wysilaj się już, i tak dostajesz jedynkę. Naucz się na następną lekcję.
: Ale to niesprawiedliwe. Nawet mnie pan nie słuchał.
R: Bzdur po prostu nie słucham. Bo jeśli według Ciebie szyszynka znajduje się w brzuchu, to może zamiast mózgu w czaszce masz siano – klasa wybuchnęła śmiechem – naucz się na jutro.
Uczeń zrobił wkurzoną minę i usiadł w ławce.
R: Przeczytajcie rozdział o układzie nerwowym jeszcze raz, wszyscy. Zaraz wrócę – Ren podszedł do drzwi – a jak zadam komuś pytanie z tego i nie będzie wiedział to jeden bez możliwości poprawy – wyszliśmy na korytarz.
Ren jest surowym nauczycielem, ale biologia to jednak przedmiot oparty na szczegółach.
R: No więc, co się stało?
Ch: Chciałem zapytać jak twój status z młodym? Bo mam z nim teraz lekcję, no i mam wolną chwilkę.
W sumie oszukałem Rena, bo jestem po prostu ciekaw jak się sprawy mają.
R: Nie, stoi nadal na tym co było. Ale jutro się trochę zmieni – Ren zaczął poruszać brwią i miał ten błysk w oku.
Ch: Co masz na myśli?
R: No zgadnij, - zaśmiał się – mamy randkę.
Ch: Uuuu… i co? Zamierzasz iść na całość?
R: Oczywiście, jak zawsze.
Ch: Jak zawsze? Czyli potem go tak po prostu porzucisz? Jak wszystkich poprzednich? – byłem już lekko zdenerwowany.
R: tak, a miałbym niby zrobić? Przecież mam żonę i dziecko.
Ch: Nie bawić się w to? – zaczęła mnie już krew zalewać, ale nie dawałem po sobie tego poznać – zostawić romanse w spokoju i zająć się rodziną? Dobra, ja wracam do chłopaków.
R: Okey, poza tym w sumie nie wiem jeszcze jak to wyjdzie, ale nie odpuszczę. On ma takie boskie ciało.
Ch: Jak chcesz. – poszedłem sobie.
Wf był wyjątkowo nudny i potworny. Nikomu się nic nie chciało tak jak i mnie.



/Kowu/
Obudziłem się o godzinie czternastej. Za półtorej godziny kończą się lekcje w szkole. Ciekaw jestem czy Kato odwiedzi mnie, czy może z całej tej ekscytacji Renem znów o mnie zapomni. Słyszałem też kiedyś pogłoski, że koleś od Wf-u jest jego bardzo bliskim przyjacielem, może nawet ex. Ciekawe jakby Kato zareagował gdyby się dowiedział.

/Ren/
Nie rozumiem Chisato, co mu przeszkadza, że kręcę z jakimś małolatem. No wiem, że to uczeń mój i jego, ale to ja jestem jego wychowawcą.
Dzięki bogu lekcje się już skończyły. Mogę wrócić do domu  i iść spać, bo jutro zapowiada się ciekawy wieczór, co oznacza, że musze być wypoczęty.

/Kato/
No, ostatnia lekcja się wreszcie skończyła. Teraz wszystko musi być idealne, od teraz na zawsze, a w szczególności kiedy jestem z Renem. Prawdopodobnie tej nocy będę nocował u Kowu, bo  w domu może się coś wydarzyć, a tego bym nie chciał. Najpierw zajdę do domu a potem do Kowu. Całe szczęście, że nie jest już na mnie zły, co oznacza że pomoże mi z strojem na jutro. Wróciłem do domu. Wykonałem wszystkie zadania domowe. Spakowałem trochę rzeczy, odrobiłem lekcje i ruszyłem do Kowu.

/Kowu/
Nie przyszedł po lekcjach, to już inny człowiek. Zapomina o mnie z każdą chwilą. O mnie. O swoim przyjacielu. To ja jestem jedyną osoba która zna jego sytuację w domu, jedyna która zna go od tak małego, jedyna która wie o nim praktycznie wszystko. Rodziców jeszcze nie było w domu więc wziąłem z lodówki piwo i wróciłem do pokoju. Jak się okazało to było za mało, bo po około trzech godzinach było w moim pokoju już 5 pustych butelek. A jedyna myśl jaka przychodziła mi do głowy to: „Dlaczego on to robi?”. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.  To na sto procent był ojciec z mamą, no i moim młodszym bratem. Otworzyłem im drzwi. Starałem się stać prosto i jak najmniej odzywać. Ale moja mama jak to matka, zauważyła od razu, że coś jest nie tak.
-Kowu, coś się stało?
K: nie mamo. Spokojnie – zachwiałem się lekko
- więc może tata Cię odprowadzi do pokoju i z Tobą chwilę porozmawia – powiedziała to z wielką troską w głosie.
K: No dobrze.
Poszedłem z tata na górę.  Zauważył on butelki jak tylko weszliśmy do pokoju.
-Kowu, co się stało? Byłeś dzisiaj w szkole? – zapytał zdenerwowany.
K: Chyba się nieszczęśliwie zakochałem, ale ta osoba kompletnie nie odwzajemnia moich uczuć, zapomina o mnie i kocha kogoś nieodpowiedniego dla niej.
- no cóż może to nie jest ta jedyna.
K: właśnie. To kolejny problem, bo to nie ona tylko on. – spojrzałem w ziemię.
Tata usiadł na moim łóżku, podniósł brwi do góry i spojrzał na mnie.
- To znaczy, że jesteś gejem, tak?
K: Wydaje mi się, że tak. Nie umiem po prostu tego stwierdzić tak na sto procent i …. – zawahałem się.
- Czy ten chłopak to Kato?
Już miałem odpowiedzieć, gdy Kato wszedł do pokoju.
Ka: Co ja? – zapytał nie wiedząc zupełnie co się dzieje.
-Nic, pytałem tylko czy przyjdziesz dzisiaj, bo Kowu się upił.
Ka: Upiłeś się? Przecież źle się czułeś, oszalałeś? – zdenerwował się lekko.
Mój stary wiedział już co się stało.
- Wiesz, on miał też skurcz, a jak wiadomo alkohol działa rozkurczowo, no i się napił trochę. Trochę za dużo.
Ka: Głupku, a co by było jakby Ci się coś stało? – rzucił się na mnie.
Stałem tylko i się nie ruszałem. Szlak mnie trafiał. Jak on może taki być? Że niby mu na mnie zależy. Delikatnie go odsunąłem i spojrzałem nań surowo.  Zdziwił się. Spojrzałem na Ojca i wyszedłem z domu.  Szedłem wzdłuż ulicy oświetlonej jedynie lekkim światłem latarni. Kato wybiegł za mną.
Ka: Kowu! Kowu! Kowu! Zatrzymaj się!
Biegł i już strasznie dyszał, więc zatrzymałem się. Dobiegł do mnie. Oparł się o moje ramie i próbował złapać oddech.

/Kato/
Nie rozumiem dlaczego  mnie odepchnął i skarcił wzrokiem. A potem jak gdyby nigdy nic wyszedł. Dosłownie chwilę później wybiegłem za nim. Próbowałem go dogonić, ale szybko się zmachałem. Krzyczałem, żeby się zatrzymał, ale to trochę trwało. Kiedy się zatrzymał, oparłem się na jego ramieniu żeby złapać oddech.
Ka: O co Ci chodzi, Kowu? – zapytałem jeszcze z zadyszką.
Ko: O co mnie chodzi? O co Tobie raczej chodzi?
Ka: Mnie? – zdziwiłem się – To ty jesteś na mnie zły, i  nie wiem kompletnie dlaczego.
Ko: Pomyśl – rzucił oschle.
Ka: Chodzi Ci o naszą kłótnię? I o Rena?
Złapał mnie nagle za szyję i ścisnął rękami, jak w imadle. Zacząłem się dusić. Chciałem się wyrwać, ale nie umiałem.
Ko: Nie mów jego imienia przy mnie – puścił mnie.
Krztusiłem się.
Ko: Przepraszam, mam teraz bardzo zły czas. I mam do Ciebie prośbę.
Ka: Kowu, dlaczego? – jeszcze odrobinę się krztusiłem i zaczęła mi lecieć pojedyncza łza po policzku.
Ko: Chciałbym, oprócz dzisiaj, bo wiem, że na pewno będziesz nocował, przestał utrzymywać ze mną kontakt na takim poziomie jak teraz. Powinniśmy wrócić do relacji kolegów z klasy.
Łzy ciekły mi już ciurkiem po policzkach. A on mówił to z taką kamienną twarzą.
Ka: Dlaczego Kowu?! Dlaczego?! – padłem na kolana i schowałem twarz w dłoniach. Nie mogłem przestać płakać, nawet gdybym tego bardzo chciał.

/Kowu/
Wiedziałem. Wiedziałem, że Kato zrobi scenę. Rozumiem też, że to dla niego wielki cios, ale inaczej nie mógłbym z nim nocować, rozmawiać normalnie, ponieważ bym mu powiedział. A to zakończyło by naszą znajomość na pewno.
Ko: Spokojnie, jak się wszystko uspokoi to na pewno znów będziemy przyjaciółmi. – chciałem go pocieszyć i dać mu nadzieję.
Ka: A kiedy to będzie? – powiedział przez łzy.
Ukucnąłem i poklepałem go po ramieniu.
Ko: Na pewno przed końcem liceum. Czyli za jakoś rok, a to nie tak długo wcale. – musiałem trochę nazmyślać, bo nie wiem czy przejdzie mi za rok, czy w ogóle się od tego uwolnię.
Ka: Ale to tak dużo czasu, a ja Ciebie potrzebuje, naprawdę!
Ko: Tak? A jako kogo? – pomyślałem, że jednak może cos czuje.
Ka:  Jako bratnią duszę, jako – przełknąłem ślinę, bo on może to zaraz powie – jako najlepszego przyjaciela.
To był cios. Bo miałem jednak jeszcze jakąś małą, nikłą nadzieję. A jednak nie. Odetchnąłem więc i pomogłem mu wstać. Jego twarz, chociaż niewiele oświetlona była cała czerwona i napuchnięta.
Nasze rozmowy teraz, o ile tak je można nazwać były bardzo krótką wymianą zdań typu: „Co chcesz na śniadanie?” i „Mogę już wejść?”. Kiedy poszliśmy do szkoły nasze drogi przyjaźni naprawdę się rozeszły.

/Kato/
Po powrocie do domu, cały czas była cisza i tylko niezbędne wymiany zdań. Kowu spał na kanapie a ja w jego łóżku. Sam w jego pokoju, a dookoła unosił się jego zapach. Brakowało mi go tu w łóżku, bo od zawsze z nim spałem. A teraz mi tu samotnie i zimno. Czuje się porzucony i pozostawiony sam sobie. A do tego wszystkiego nie rozumiem dlaczego. Wiem na pewno, że chodzi o mój związek z Renem. Może on tez cos czuje do niego, bo do mnie to wątpię. Jestem okropny i cud, że Ren  mnie w ogóle zauważył. Myślałem też, że Kowu mi dzisiaj pomoże z ta jutrzejszą randką, ale widzę, że to kompletnie nie wypali. Sam się jutro będę musiał z wszystkim uporać.
Rano wstaliśmy, zjedliśmy śniadanie, tyle że tym razem inaczej niż zwykle.  Panowała okropna cisza, tylko brat Kowu cokolwiek mówił. A jego rodzice również dziwnie milczeli jak sam Kowu.  Ja też milczałem i czułem się coraz bardziej samotny. Po ósmej rano poszliśmy do szkoły. W szkole już w ogóle byliśmy daleko od siebie. Zero rozmów, nic. Z tego powodu byłem jeszcze bardziej sam niż zwykle.  Mam mało znajomych w szkole. Do tego Kowu był moim łącznikiem z reszta ludzi. Teraz znów się weźmie za jakąś laskę i o mnie zapomni. Ciekawi mnie tylko dlaczego? Naprawdę nie rozumiem co mu zrobiłem. Nagle z rozmyślań wyrwał mnie Ren. Siedziałem na ziemi, a on ukucnął tuż przede mną.
R:Co się tak smucisz? – poprawił mi kosmyk włosów, nikogo akurat nie było na korytarzu.
K: A nic, pokłóciłem się z Kowu i smutno mi.
R: O co się z nim pokłóciłeś? Ma jakąś nową laskę? – przekręcił głowę na bok, zupełnie jak kot.
K: Nie wiem, nagle powiedział, że z naszą przyjaźnią musimy sobie zrobić przerwę, przynajmniej na rok. Nie rozumiem tego i jeszcze nie nocował ze mną.
R: Hmmm…. To wy śpicie ranem w jednym łóżku?
K: Tak – zawstydziłem się.

/Ren/
Tak słuchając co mówi Kato, doszedłem do wniosku, że Kowu się po prostu w nim zakochał. Kato tego nie widzi co daje mi duże pole działania. Ale z drugiej strony, jak go porzucę to on będzie całkiem sam. No ma jeszcze rodzinę, to chyba jakoś sobie poradzi. Nagle w korytarzu pojawił się Chisato. Gwałtownie wstałem, lekko przestraszyłem tym Kato. Chisato spojrzał na mnie jakbym komuś zrobił krzywdę. A ja nic nie robiłem, tylko słuchałem.
K: No i o to mniej więcej mi chodzi, zresztą na biologii mi pan to wyjaśni, tak? – Kato próbował uratować sytuację.
R: Tak,  na lekcji, akurat to będzie powtórzenie do sprawdzianu. Zatem do lekcji.
Ch: O czym tak gawędzicie? – jakby nigdy nic Chisato włączył się w konwersację.
K: nie rozumiem jednej rzeczy z biologii i Re….. – ykhm – I pan Kuruma mi tłumaczył.
Ch: Właśnie Ren, mam do Ciebie sprawę, masz wolny wieczór?
R: Niestety, dzisiaj nie – ukradkiem spojrzałem na Kato, który był bardzo zainteresowany naszą rozmową. Poza tym, Chisato wie, że dzisiaj z Kato idę na randkę do kina. Testował mnie przed Kato. A on pewnie teraz myśli, że jak mówią w plotkach Chisato jest moim Ex. Ja chyba zagram na tą kartę.
R: Wiesz Chi – podniosłem brew – ja teraz jestem zajęty.
Kato dalej nas podsłuchiwał ,a Chisato się speszył.
Ch: Szkoda Ren, Myślałem, że nadal jesteś sam. Idziemy? To teraz Ci coś opowiem.
Spojrzałem na średnio zadowoloną minę Kato, mimo to poszliśmy sobie.
R: Co chcesz? – zapytałem już znudzony.
Ch: Ja chce Cię odciągnąć od młodego.
R: Oj przestań, nie przesadzaj i – zrobiłem krótką pauzę – Ale i tak musisz przyznać że jest strasznie seksowny.
Ch: Gdybym był gejem pewnie byłby dla mnie boski, ale nie jestem.
R: Nigdy nie chciałeś spróbować?
Ch: Tak, oczywiście, zawsze i wszędzie. No i tylko tobą. – sarkazm z pięknym uśmiechem.
R: mruu… - może kiedyś bejbe, a wtedy plotki będą miały w sobie ziarnko prawdy - również się uśmiechnąłem.
Ch: taaa… - chyba się lekko zdenerwował na wspomnienie o plotce.
R: Dobra trzeba iść na kolejna lekcję bo – zadzwonił dzwonek – no właśnie.

/Chisato/
Te plotki to tylko pomówienia, bo nie mógłbym być z Renem. Ciekawe czy Kato w to wierzy, dlatego się tak zachowuje.  Szkoda mi tego chłopaka. Zapewne jutro Ren, zadzwoni do mnie i opowie jak to było wspaniale i żebym cierpiał, że nie widziałem twarzy małolata, kiedy powie mu że ma żonę i syna. No i jak mu powie w twarz że był dla niego jednorazowym numerkiem. Strasznie mi szkoda tych wszystkich chłopaków których wykorzystał.
Wf-y, są naprawdę nudne z punktu widzenia nauczyciela. Tylko patrzysz na uczniów i nic nie robisz. Za to oni tylko biegają po boisku grając w coś. Po ostatnim wf-ie wróciłem do domu, jak zwykle przywitała mnie samotność.  

/Kato/
Po ostatniej lekcji, przebrałem się, żeby wyglądać ładnie w kinie. Wiem, że tam jest ciemno, ale zawsze trzeba. No i jak już będzie mnie rozbierał to… Uuuu…. O czym ja myślę, chociaż tak naprawdę na to też liczę. Eh, nie ważne, idę w umówione miejsce.

/Kowu/
Wystroił się jak nie wiem co. A niech idzie, powinno mnie to w ogóle przestać interesować. Poza tym idę dzisiaj na jakąś większą imprezkę, na pewno się upiję. Zapomnę o nim i znów jakaś laska wyląduje w moim łóżku. Mam nadzieję jednak, że Kato nie przyjdzie do mnie z płaczem, a nawet jeśli to…

/Ren/
Przebrałem się w pokoju nauczycielskim i byłem już gotowy na randkę z Kato. Ciekawe czy przebrał się czy jest w tym co w szkole. Wyszedłem z szkoły i wsiadłem do samochodu. Pojechałem w umówione miejsce, on już tam czekał. Wyglądał olśniewająco. Wsiadł do samochodu i pojechaliśmy do kina. Poszliśmy na jakąś komedię romantyczną. W kinie cały czas go przytulałem, czułem ciepło jego ciała spowodowane ekscytacją oraz skokiem adrenaliny. Zapewnie bardziej niż na film czeka na to co będzie po nim. A po filmie zabrałem go do domu i uraczyłem kieliszkiem wina.

/Kato/
Ren podjechał po mnie samochodem i ruszyliśmy do kina. W kinie też było niesamowicie. Cały czas mnie obejmował, przez co było mi strasznie gorąco, bo się podnieciłem. A film swoją drogą był Okey. Potem pojechaliśmy do niego. Usiadłem na kanapie, on podał mi kieliszek wina i również usiadł. W pewnym momencie, podczas rozmowy, osunąłem się na jego ramie, a on mnie objął. Wtuliłem się w niego.  Było mi gorąco i strasznie kołowało mi się w głowie. To był ten moment. On mnie pocałował. A dalej to już wylądowaliśmy w łóżku. To było wspaniałe, nigdy nie zapomnę tej nocy.

/Ren/
Dzieciak był całkiem niezły. Zupełnie jakby robił to nie pierwszy raz. Po wszystkim, kiedy leżeliśmy sobie w łóżku, jakby nigdy nic powiedziałem mu, żeby sobie już poszedł.
K: Już? Dlaczego? – w jego głosie było słychać zdziwienie i niezadowolenie
R: No, Moja Żona z synem jutro wracają no nie mogą Cię zobaczyć. – powiedziałem to spokojnie, jakby to była oczywista oczywistość.
Przestał się odzywać i usiadł w pionie. To był pewnie dla niego wielki szok, no ale co ja mam z nim zrobić? Kocham swoją żonę i synka. A gdyby się dowiedzieli, że jestem gejem i do tego, że sypiam z swoimi uczniami, których wiek jest zbliżony do wieku mojego syna. Oni by mnie zabili.

/Kato/
Było wspaniale do momentu w którym on to powiedział. Aż usiadłem. On ma żonę i syna. Dlaczego nic nie powiedział o tym wcześniej? Teraz już rozumiem. Jestem dla niego zapewne jednorazowym numerkiem. Łzy zaczęły mi spływać po policzkach. Kowu miał rację, on nie jest dla mnie.
R: Więc, zwijaj się, porozmawiamy w poniedziałek, ok.? – Zapytał jakby nic się nie stało.
K: Jesteś dupkiem! Mogłeś mi wcześniej powiedzieć! – powiedziałem już przez łzy.
Wstałem i zacząłem szukać swoich ubrań, nadal byłem lekko pijany.
R: Nie powiedziałem Ci, bo inaczej bym Cię nie uwiódł i nie było by Cię teraz tu ze mną – powiedział spokojnie.
K: Nienawidzę Cię – ryczałem już nie miłosiernie.
Znalazłem ubrania, a on dalej leżał w łóżku. Ubrałem się i wyszedłem trzaskając drzwiami. Zszedłem na dół. Kompletnie nie wiedziałem gdzie jestem. Szedłem ledwo oświetloną ulicą przed siebie.  Byłem rozbity.  Nagle jakaś grupka dresów ruszyła w moją stronę.  To był Fran ze swoją grupą. Fran Kao to jeden z kumpli mojego brata, dres i kibol. Strasznie zawistny. Patrząc jak się szybko zbliżają, zacząłem się bać.
F: Się masz pedale.
Spiąłem się. Fran jest strasznie napakowany.
K: Hey – już mniej szlochałem, ale jednak.
F: Oh! Pewnie się z nikim dzisiaj nie pieprzyłeś i dlatego płaczesz, nie? – uśmiechnął się perfidnie.
K: Ja… - nie dokończyłem, bo mnie przycisnął do muru.
F: Pozwoliłem Ci się odezwać Cioto? – powiedział mi prosto do ucha.
Przełknąłem ślinę. On znów się uśmiechnął i przyłożył mi z pięści w brzuch. Osunąłem się na ziemię i zwinąłem. Inni też zaczęli mnie okładać. Zamknąłem oczy. Kopali mnie, cały czas krzyczałem. Nagle przestali. Otworzyłem oczy. Fran patrzył na mnie i nad czymś myślał. Po chwili ukucnął przede mną i wytarł mi krew z policzka, śmiejąc mi się w twarz. Zrobiłem wielkie oczy.
F: Skoro brakuje mu seksu to my mu go damy. Chłopaki, przygotujcie mi go.
Próbowałem wstać i uciec, ale nie miałem siły. Kiedy tylko wstałem dostałem solidnego kopniaka w brzuch.
F: Spokojnie, będzie – zrobił krótką pauzę – bardzo bolało.
Krzyczałem, nie przerwanie krzyczałem.

/Chisato/
Kładłem się spać kiedy usłyszałem pod oknem  jakieś krzyki.  Za chwilę wszystko umilkło. Stwierdziłem, że to młodzież się wygłupia, chociaż było już po drugiej w nocy. Po dłuższej chwili znów było słychać te krzyki, więc zerknąłem przez okno. Jakaś grupka katowała kogoś pod moją klatką. Wkurzyłem się, ubrałem i wyszedłem na zewnątrz.
Ch: Co tu się dzieje? Spierdalać stąd! – zacząłem krzyczeć, kiedy dotarłem na dół.
Zobaczyłem grupę napakowanych facetów stojących nad jakimś chłopcem. Kilku go trzymało i chyba chcieli go zgwałcić. Jednym z nich był mój były uczeń, Kao.
Ch: Kao, ja wiem gdzie ty mieszkasz i tym razem się nie wywiniesz.
Spojrzał na mnie, podciągnął spodnie i dał wszystkim znak do ucieczki. Chłopak leżący na ziemi prawie w ogóle się nie ruszał, oddychał strasznie ciężko.  Podszedłem do niego i chciałem mu pomóc wstać, wtedy zobaczyłem kim on jest.
Ch: O boże Kato? Żyjesz?
K: Tak, jeszcze tak, kim… - wtedy na mnie spojrzał – pan Sao? Co pan tu… auć – opadł znów.
Ch: Już nic nie mów, chodź to Cię opatrzę. Poza tym ja tu mieszkam, kilka pięter wyżej.  Wziąłem go na barana i zaniosłem do mieszkania. Położyłem go na łóżku i zacząłem szukać apteczki i jakiegoś telefonu. Kiedy wszystko znalazłem wróciłem do niego do sypialni. Zacząłem go opatrywać.
Ch: Musze zadzwonić do twojego taty.
K: Nie, auć… - ruszył się gwałtownie.
Ch: To chociaż do Tao, bo ktoś musi wiedzieć. – miałem bardzo poważną minę.
K: A może lepiej do … - zawiesił się.
Ch: Do Kowu? – dokończyłem za niego.
K: No właśnie do niego nie mogę dzwonić, bo się w sumie z nim pokłóciłem. Do Tao niech pan zadzwoni.
Ch: Dobrze, już dzwonię a ty się nie ruszaj.
Zadzwoniłem do Tao i wszystko mu wyjaśniłem. Bardzo się zdenerwował i powiedział, że przyjedzie z samego rana. Kato nie był zadowolony, ale moim zdaniem ktokolwiek z jego bliskich znajomych, rodziny powinien wiedzieć co się stało i zabrać go do domu. Poszedłem do kuchni odłożyć telefon, a kiedy wróciłem on już spał.

/Kowu/
Ten piątek wieczór był zwykłą smutną popijawą. Zatapiałem smutki z ludźmi, których ledwie co poznałem.  Laski same go mnie legły jak do magnesu. Szkoda, że on tak nie robił. Teraz pewnie się świetnie bawi z tym przeklętym biologiem. Już miałem wychodzić z imprezy, kiedy go zobaczyłem. Był trochę ładniejszy od Kato i ukradkiem spoglądał właśnie na mnie. Byłem wstawiony dlatego bez problemu do niego podszedłem.
K: Cześć. Jestem Kowu, a ty?
Spojrzał na mnie i spalił buraka. Próbował cos powiedzieć.
M: Ja… ja… - strasznie się jąkał – ja się wcale….. wcale się nie gapiłem na Ciebie. – spuścił wzrok na podłogę.
K: Spoko, ale jak masz na imię? – powtórzyłem się.
M: Jestem Mao – stał się odważniejszy, bo zauważył, że nie o to mi chodzi.
K: Miło mi. I  tak, zauważyłem, że na mnie patrzysz dlatego podszedłem.
Znów się zawstydził.
K: Spokojnie, nie przyszedł bym gdybym nie był zainteresowany.
Wtedy to już w ogóle się odwrócił i chciał uciec. Złapałem go za rękę.
K: Spokojnie, porozmawiajmy. – pomyślałem chwilkę – Więc tak. Wersja pierwsze (A), naszej znajomości to siadamy tam na kanapie – wskazałem miejsce palcem – wersja druga (B), również puszczam twoją rękę a ty idziesz sobie i nigdy więcej z sobą nie rozmawiamy.
Wziąłem głęboki oddech i Puściłem go.

/Kato/
To był najgorszy dzień w moim życiu, Rem, Fran. Tak się cieszę, że Chisato mnie znalazł. Dobry z niego człowiek, a ja o nim tak źle myślałem. Boje się już tylko ja zareaguje Tao. CO on zrobi? Pewnie pogratuluje Franowi. Chisato wszedł nad ranem do swojego salonu i mnie obudził.
Ch: Musisz zjeść śniadanie, Tao zaraz po Ciebie przyjedzie i zabierze Cię do domu.
K: Ale, ja nie chcę. – oburzyłem się – nie chcę tam wracać. I … - zawahałem się, ale jeśli nie spróbuję to się nie dowiem – I czy mógłbym u pana przez jakiś czas pomieszka? Proszę, bo ja nie mogę tam wrócić. – już chciałem się rozpłakać.
Ch: Dlaczego nie chcesz wracać?
K: Powiedzmy, że przez moją orientację mam problemy w domu. – chciałem mu już oszczędzić słuchania, że jestem tam sługa i że nie ma dnia, żeby Ojciec albo Brat mnie nie wyzywali.
Ch: no.. no dobrze.  Ale i tak musze z Tao porozmawiać.
K: Ale on pewnie będzie się tylko cieszył. – spuściłem wzrok.
Ch: Nieprawda. Bardzo się przejął jak z nim rozmawiałem wczoraj przez telefon. On jest inny niż Twój Ojciec czy Fran.
K: Skąd pan wie?
Ch: Eh nie mów do mnie pan. Jak już do Kurumy mówiłeś Ren, to ja jestem Chisato. I znam twojego brata bo go uczyłem.
Wiem, że on jest Chisato, ale i tak mi głupio to mówić.
K:yhm. – nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.
Tao wszedł do pokoju.
T: Nic Ci nie jest Kato? Zrobił Ci coś złego? – był naprawdę zdenerwowany.
On naprawdę się o mnie martwi, Chisato ma rację. Ucieszyłem się z tego.
K: No poobijali mnie, to nic takiego.
Ch: Chcieli go zgwałcić, znaczy Kao – wtrącił.
T: CO?! – wkurzył się.
K: Ale nie zrobili tego , więc nieważne.
T: A tak apropo to co tu robiłeś?
K: Umówiłem się na randkę, ale nie wyszło i wracałem – powiedziałem mu tyle bo więcej nie powinien już wiedzieć o tym.
T: uhm, to jaj już sobie  Franem porozmawiam jak tylko go zobaczę. – westchnął – no dobra młody, to wracamy do domu.
K: Ale ja zostaje. Nie chcę wracać do domu.
T: Jak to? Dlaczego? – zdziwił się.
K: Nie chcę wracać, bo Ojciec … - spuściłem wzrok.
T: Chisato, czy on może zostać?
Ch: Tak, nie przeszkadza mi to, przez trochę przynajmniej nie będę sam.
T: Okey, ale Kato – spojrzał na mnie – Odzywaj się. W sensie dzwoń z raz na 2 dni czy coś bo ja się martwię.
K: Dobrze – uśmiechnąłem się.
To miłe, że jednak Tao się martwi, nie wiedziałem, że taki jest. Tylko nie rozumiem dlaczego w domu jest inny.

/Tao/
Jak tylko Chisato zadzwonił i powiedział co się stało to zarazem się zmartwiłem ale i wkurzyłem. Fran sobie nagrabił, ja nie wiem czy jak go zobaczę to go nie zabije. Jak on mógł, przecież to mój brat. Z samego rana następnego dnia pojechałem po Kato do Chisato. Nie wrócił ze mną, bał się Ojca. Nie dziwię mu się. On by mu jeszcze większa krzywdę zrobił.

/Chisato/
No i został u mnie Kato.
K: Ja przez ten tydzień zostanę w domu, dobrze? Bo bardzo nie chciałbym iść do szkoły. Mogę, bo nie wiem czy mógłbym sam zostać w twoim mieszkaniu.  – zapytał niepewnie.
Ch: Oczywiście, że możesz. Nie wiedze problemu. Tylko mam powiedzieć Kowu o tym wszystkim? – zapytałem, bo nie wiedziałem co zrobić.
K: Możesz mu powiedzieć, to już dla mnie nie istotne. – zasmucił się.
Ch: W każdym razie ja idę teraz pobiegać, wrócę za jakieś dwie godziny. A ty się rozgość i coś zjedz najlepiej – powiedziałem wychodząc.
Będzie mi się z nim dziwnie mieszkać.

/Kato/
Zostałem sam w domu Chisato. Poszedłem się wykąpać, coś zjadłem.  Usiadłem na kanapie i owinąłem się kocem. Już zasypiałem, kiedy wrócił. Miał słuchawki i chyba mnie nie zauważył, bo zaczął się rozbierać. Zdjął koszulkę, był bardzo umięśniony, miał budzącą pożądanie klatę, aż się zawstydziłem i schowałem głowę pod koc.
Ch: Co robisz? – wszedł do pokoju bez koszulki.
K: Nic, próbuję zasnąć. – mówiłem z pod koca.
Ch: Okey, a zjadłeś coś?
K: tak, i wykąpałem się.
Ch: Okey, to teraz ja idę. – Poszedł do łazienki

[ . . . ] Podobnie miną cały weekend [ . . . ]

Początek tygodnia. Popołudniu już zacząłem się nudzić, sam w domu.  Postanowiłem więc coś ugotować. Po czym wyszło na to że codziennie robiłem śniadania, obiady i kolacje. Potem zacząłem sprzątać dom itd. Jednym słowem, zadomowiłem się u niego. Od następnego poniedziałku szedłem już do szkoły. Jak tylko mnie Kowu zobaczył to od razu do mnie podbiegł.
Ko: Boże Kato. – przytulił mnie – Wszystko z Tobą już w porządku? Bo ja słyszałem że …. – zamknąłem mu usta.
Ka: Spokojnie, nie tu. – Przenieśliśmy się w cichsze miejsce.
Ka: Tak, już dobrze ze mną.
Ko: Ja chyba zabije Rena i tego Kao czy jak mu tam – buchała od niego złość.
Ka: Spokojnie, wszystko jest już Okey i – Ren akurat szedł korytarzem. – nie ma potrzeby się złościć.
W jednym momencie, Kowu rzucił się na Rena. Dzięki Bogu szedł Chisato i ich rozdzielił. Ren miał rozcięta wargę, a Kowu podbite oko. Ja natomiast miałem bardzo niezadowoloną minę i poszedłem sobie do domu, znaczy do Chisato.

/Ren/
Jak ten gówniar śmiał mnie uderzyć, jeszcze z tak błahego  powodu. Przecież to było wiadome, że porzucę Kato. Mam żonę i syna, więc nie będę się bawił w dłuższe romanse.

/Kowu/
Wkurwił mnie. Ale Kato jest nie lepszy. Nie odzywał się przez tydzień, a jedyne co o nim wiedziałem to od Pana Sao. Musze z nim porozmawiać na spokojnie, mniej emocjonalnie. I powiedzieć mu.

/Chisato/
Biedni Kowu i Kato. Gdyby się nie pokłócili teraz by było lepiej. A Ren  to kawał drania, sam powinienem był mu przywalić, a nie Yafamura. Później już nie widziałem w szkole Kato. Za to kiedy wróciłem do domu czekał na mnie wspaniały obiad. On jak dla mnie mógłby mieszkać tu już na zawsze.
K: Siadaj do stołu bo wystygnie – zawołał z kuchni.
Ch: Już idę. – rozebrałem się w przedpokoju i ruszyłem do dużego pokoju.
Tak minął cały tydzień. W weekend jednak, nie wiem dlaczego ja i Kato kupiliśmy sobie po kilka browarków i postanowiliśmy się napić.  W pewnym momencie zaczęło się robić dziwnie, kompletnie nie mój klimat. Jednak niezaprzeczalnie picie z młodym to był błąd. Powinienem jako odpowiedzialny człowiek wyjść gdzieś z Renem i się napić, jak normalni dorośli ludzie do Pab-u bądź baru.
Rano obudziłem się nagi z Kato u boku. Zrobiłem dokładnie to co Ren. Byłam na siebie strasznie i niewyobrażalnie zły. Wstałem tak aby się nie obudził i poszedłem biegać. Musiałem trochę pomyśleć. Kiedy wróciłem brał właśnie prysznic. Po nim ja. Przy śniadaniu obaj nie umieliśmy się do siebie odezwać. Jako ten starszy postanowiłem, że jednak zacznę.

/Kato/
O Boże! Przespałem się z kolejnym moim nauczycielem. Jestem okropny, chociaż bardzo mi się podobało. Było niesamowicie, dużo lepiej niż z Renem. Przy śniadaniu miałem spuszczony wzrok i bałem się odezwać.
Ch: Kato, to co się wczoraj stało … - przerwałem mu.
K: Wiem, źle zrobiliśmy, ale … - teraz on mi przerwał.
Ch: Tak, źle zrobiliśmy i … - spojrzał na mnie smutnym wzrokiem – trzeba coś z tym zrobić.
K: Wyprowadzę się niedługo, spokojnie – byłem bardzo smutny i nie zadowolony z tego, ale jeśli on nie chce to nie. Jedyne co mogę zrobić przed wyjazdem to mu powiedzieć, że mi się podoba i coś do niego czuję i tyle. To jedyne co mogę zrobić. – daj mi jeszcze tydzień, Okey?
Ch: Spoko, dziękuję za śniadanie, bardzo dobre było. – nieznacznie się uśmiechnął.
Przez cały tydzień ledwo się do siebie odzywaliśmy. W sobotę Tao miał mnie zabrać do domu, ale z powodu mojego wyjazdu napiłem się z Chisato. Znów straciliśmy kontrolę.

/Kowu/
Zadzwoniłem do Mao, bo chciałem się z nim spotkać. Mój śliczny, kochany Mao. Chciałbym o nim opowiedzieć Kato, pewnie by się ucieszył. Umówiłem się z Mao, pod jego szkołą. Kiedy wyszedł przez furtkę od razu się na mnie rzucił. Uwielbiam te momenty. Później poszliśmy do mnie, gdzie spędziliśmy cudowne popołudnie. Jedynym jednak naszym zmartwieniem jest ojciec Mao. On jako jedyny nie akceptuje naszego związku, nie lubi mnie, chociaż mnie nigdy nie poznał. Ciekawe czy po nim Mao ma urodę czy bardziej  po mamie.
/ Kato/
Po raz drugi obudziłem się u jego boku. Z jednej strony bardzo się z tego cieszyłem , bo kocham Chisato, ale i się smuciłem bo właśnie przez to musze się od niego wyprowadzić.  Spojrzałem na zegarek. Tao będzie tu za dwie godziny. Posmutniałem jeszcze bardziej i wtuliłem się w Chisato.
Ch: . . .
K: Hmmm?
Ch: Nic – przytulił mnie mocniej – nie chciałbym po prostu żebyś odchodził.
K: Chisato… - Uśmiechnąłem się, serce zaczęło mi bić szybciej – też nie chciałbym odchodzić.
Ch: To zostań. – poruszył się.
K: Chciałbym, ale chyba nie mogę.
Ch: Dlaczego?
K: jesteś moim nauczycielem  - sam sobie zacząłem zaprzeczać.
Ch: No i?
Usiadłem i spojrzałem na niego.

/Chisato/
Chciałbym żeby ze mną pozostał. To śmieszne, ale zakochałem się w mężczyźnie. I to jeszcze własnym uczniu. A najciekawsze jest to, że ja nie jestem gejem.
Ch: To zostaniesz? – miałem nadzieję, że odpowie tak.
K: No nie wiem, wiesz że my nie powinniśmy. – zrobił pauzę – chociaż ja tak bardzo chciałby.
Również usiadłem na łóżku i go przytuliłem.
Ch: To zostań, proszę.
Zauważyłem, że się uśmiecha. Odwrócił się i mnie pocałował.
K: Tak, zostanę.
Od razu i ja się uśmiechnąłem i obaj byliśmy rozpromienieni. Tak się cieszę, że został. Tao się trochę zdziwił, ale nie miał nic przeciwko. Nawet stwierdził, że to dużo lepiej, że Kato nie wróci do domu. Mówił też, że spotkał Kao i mu porządnie wklepał. Ale wracając, cieszę się, że wreszcie nie będę sam.

/Kowu/
Kiedy się dowiedziałem o Kato i Chisato, najpierw byłem w wielkim szoku. A po przemyśleniu wszystkiego zacząłem się cieszyć. Opowiedziałem potem od razu Kato o Mao. On też się uśmiechnął i życzył mi szczęścia.

/Chisato/
Byłem z Kato już dobre dwa miesiące. W któryś weekend wpadł do nas Ren. Był wkurzony i koniecznie musiał się wygadać.  Wparował od razu do kuchni i nalał sobie mojej whisky.
Ch: Co robisz? – wkurzyłem się lekko.
R: Musze  koniecznie się napić i z Tobą porozmawiać – był naprawdę zdenerwowany.
Ch: No dobrze, ale co się stało? – usiadłem na krześle w kuchni.
Kato wszedł do pokoju i lekko się skrzywił widząc Rena.
R: Mój syn spotyka się z jakimś chłopakiem!
Kato uśmiechnął się.
K: Co? Przeszkadza Ci to, że jest gejem jak tatuś? – zjadliwy komentarz.
R: Bardzo śmieszne, ale ten chłopak nie jest odpowiedni dla niego. Rozpija go.
Ch: Yhm … w tym problem. A kto to?
R: No właśnie nie wiem. Dlatego przenoszę go na wszelki wypadek do naszej szkoły bo boję się że on jest z jego.
K: No dobra, jestem ciekawy jak to wyjdzie.

/Mao/
Myślałem że uduszę mojego starego. Jak on może mi zmieniać szkołę? To jak ja będę się z nim widywał?

/Chisato/
Syn Rena jest wreszcie w naszej szkole. Wyglądał na bardzo zadowolonego z tego. Ciekawe dlaczego. Po trzeciej bądź czwartej lekcji wiedziałem już dlaczego. Kato mi powiedział. Aż poszedłem z nim, żeby to zobaczyć. Jak się dość ciekawie okazało nowy chłopak Kowu to właśnie syn Rena, Mao. Ren tylko im ułatwił kontakt. Jak mu to powiedziałem to aż się zalał kawą.
R: To niemożliwe. Kurcze – teraz to już się załamał.
Ch: Oj, już nie przesadzaj. Kowu to porządny chłopak – próbowałem go pocieszyć.
R: Może, ale mnie chodziło o to by ich rozdzielić, a ja ich jeszcze bardziej zbliżyłem i teraz już w ogóle nie mają barier w kontaktowaniu się.
Ch: Będzie dobrze. Zaakceptuj ich tylko.
R: To jest Kowu. Pamiętam jeszcze jak on mi rozciął wargę z powodu Kato. To wątpię, żeby naprawdę kochał Mao.
Ch: Kowu i Kato są przyjaciółmi to logiczne, że Kowu się na Ciebie rzucił po tym co zrobiłeś Kato.
Ren przemilczał to.
Ch: Wiesz,  ja też chciałem Ci za to przywalić, ale głupio by wyszło, bo jeszcze nie byłem wtedy z Kato.
R: No tak, ale jak ja spojrzę na Kowu?
Ch: Normalnie – zacząłem generalizować – Nie bój się, On Cię nie zabije, tylko zaopiekuje się Mao.
Ren spojrzał na mnie wzrokiem mordercy, jakbym co najmniej zabił milion ludzi.
Ch: Spokojnie, ja już nic nie mówię. Chociaż może spotkamy się wszyscy w jakiś weekend u mnie i Kato, hmmm?
R: Masz na myśli imprezę czy obiad?
Ch: Raczej imprezę, bo Kato i tak już masę rzeczy mi gotuje. Nie chciałbym żeby  się przemęczał.
R: Okey to powiem Rin i powinniśmy być z Mao. – zrobiłem Duzy wdech – Ta Sobota, tak?
Ch: Może być – obaj poszliśmy na lekcje, gdyż zadzwonił dzwonek.

/Kato/
Sobota. To Chisato wymyślił. Przecież oni się tylko bardziej pożrą. Ale, no dobra zawsze będzie coś się działo. Pierwszy przyszedł Ren z Żoną. Wreszcie ją poznałem, była bardzo ładna, to po niej pewnie Mao odziedziczył urodę. Niedługo potem pojawili się Kowu i Mao. Jak Ren ich zobaczył to od razu zrobił się cały czerwony i zły. To było świetnie widać. Mama Mao natomiast patrząc na męża przewróciła tylko oczami do góry. Usiedliśmy przy stole. Chisato próbował nie wybuchnąć śmiechem, ja się już jakoś opanowałem. Podałem zacny obiad, którego nota bene przygotowanie zajęło mi kilka godzin. Po jedzeniu Ja, Ren , Chisato i Kowu wzięliśmy sobie po piwie i usiedliśmy w salonie. Żona Rena wróciła do domu a Mao położył się spać do łóżka mojego i Chisato. Kiedy już trochę wypiliśmy, atmosfera zaczęła się rozluźniać i przenieśliśmy rozmowę do głównego tematu.
R: Kowu, nie podoba mi się to, że przyczepiłeś się do Mao.
Ko: Ale ja Kocham Mao, nie bawię się nim jak ty wcześniej Kato.
Ka: Ej – to wyglądało jakbym był jakiś głupi.
R: To był wypadek przy pracy – próbował się bronić.
Ch: Ta jasne.
Nie chciałem już tego słuchać, więc poszedłem spać obok Mao.

/Kowu/
Kiedy Kato wyszedł, próbowałem Renowi spokojnie wytłumaczyć, że kocham Mao i ja nigdy go nie porzucę. Nie chciał mi wierzyć. Wstałem i chciałem go uderzyć, ale Chisato mnie powstrzymał

/Ren/
Ten gówniarz chciał mnie uderzyć, rzucił się na mnie. Kiedy Chisato go powstrzymał, chciałem to wykorzystać i przywalić Kowu, ale trafiłem w Chisato. On nagle upadł na ziemię jak długi. Moje uderzenie musiało być za mocne i jeszcze go w głowę trafiłem. Przestraszyliśmy się i zaczęliśmy go cucić. Ocknął się po dłuższej chwili.
Ch: Kim jesteście?
R:  No to my Ren i Kowu. – on musi nas wkręcać.
Ch: Ja was znam? – spojrzał podejrzliwie.
Ko: No znasz przecież – Kowu spojrzał na mnie – Ren, trzeba zawołać Kato i Mao.
Ch :Kogo chcecie zawołać? Gdzie ja w ogóle jestem? – mówił to tak jakby cała jego pamięć zniknęła, kompletnie.
Pokiwałem twierdząco głową do Kowu i poszedłem po nich. Kato był przerażony. Normalnie wbiegł do salonu, był bardzo zdenerwowany.

/Chisato/
Ren przywalił mi strasznie mocno. Kiedy się ocknąłem zacząłem ich wrabiać, że straciłem pamięć. Jednak kiedy Kato zaczął płakać siedząc obok Mie już nie mogłem dłużej. Przytuliłem go.
Ch: Już nie płacz Kato – cmoknąłem go w policzek.
Spojrzał na mnie z takim niezidentyfikowanym wyrazem twarzy, nie mogłem odczytać jego emocji, czy się śmieje czy jest zły.
Ka: Jesteś głupi! -  wstał i pobiegł do sypialni.
Ch: Kato! Kurcze -  wstałem – idę go przeprosić, a wy sobie pogadajcie i wyjaśnijcie co macie wyjaśnić.
Ren spojrzał na mnie krzywo i sobie poszedłem. Stanąłem przed zamkniętymi drzwiami.
Ch: Kato! Ja naprawdę przepraszam, chciałem dobrze,  miałem … nieważne! Kato proszę ! – wołałem jak głupi do zamkniętych drzwi. Sam już chciałem się rozpłakać. Westchnąłem ciężko i już znów miałem wołać jego imię kiedy on otworzył drzwi. Spojrzał na mnie zaczerwienionymi oczami i uśmiechnął się.
K: I tak Cię Kocham głuptasie – przytulił mnie.

/Mao/
Patrzyłem jak Kowu i Tata skaczą sobie do gardeł. Nie mogłem już tego wytrzymać. Zacząłem płakać i pobiegłem do łazienki w której się zamknąłem. Kiedy to zauważyli zaczęli dobijać się do drzwi. Krzyczeli na siebie i na drzwi. Chciałem wtedy umrzeć.

/Kowu/
Krzyczeliśmy tak na Mao. W pewnym momencie uświadomiłem sobie, że to bez sensu. On jest przerażony i płacze. Przestałem więc krzyczeć i próbowałem namówić Rena na to samo, ale o n nie słuchał. On krzyczał dalej, a ja spokojnie zapukałem i nie krzycząc poprosiłem Mao żeby wyszedł do mnie. Ren wyśmiał mnie i powiedział, że Mao tak się nie da, bo to uparty dzieciak. W tym momencie zamek w drzwiach łazienki szczęknął, drzwi się otworzyły. Przed nami stanął Mao, miał czerwoną opuchniętą twarz i oczy.
Ko: Mao . . . – spojrzałem na niego.
M: Kowu. – przytulił się do mnie.
Ren kompletnie nie wiedział co powiedzieć. Widać było teraz jak mało wie o swoim synie.
Ko: Chodź Mao, my też chyba będziemy się zbierać.
Ren już chciał coś zrobić, złapał Mao za rękę i pociągnął go.
R: Nie wracasz z nim.

/Ren/
Jak mój własny syn może mi coś takiego robić.
M: A właśnie że wracam – próbował wyrwać mi swoją rękę.
R: Nie, wracasz ze mną do domu. Teraz! – powiedziałem stanowczo.
Mao spojrzał na Kowu. Kowu spojrzał na niego smutno.
K: Idź z nim i tak nas nie zrozumie. – miał bardzo smutny głos.
Mao przestał się wyrywać i spojrzał w ziemie. Akurat przyszedł Chisato.
Ch: Źle robisz Ren, ale to twoja sprawa. – zwrócił się teraz do Kowu – Nocujesz u nas czy wracasz?
K: A mogę w ogóle nocować?
Ch: Tak, to pójdę Ci przygotować kanapę. – Chisato poszedł do salonu.
Spojrzałem na Mao i Kowu, którzy zaczęli się żegnać. Kowu się jakoś trzymał, ale Mao znów zaczął płakać. Zrobiło mi się ich żal.

/Mao/
Płakałem żegnając się z Kowu, tak bardzo chciałem z nim zostać. Boli mnie to, że mój ojciec tego nie rozumie. A gdyby tak dziadek zabronił mu się spotykać z mamą, to co on by zrobił? Wtedy stało się coś nienormalnego. Mój ojciec podszedł do mnie i przytulił mnie.
R: Tylko wróć jutro jakoś popołudniu, bo będę chciał z Toba porozmawiać. – powiedział spokojnie, poczym ubrał się i wyszedł.
Moja radość nie miała granic, od razu przytuliłem się do Kowu. Akurat znów przyszedł Chisato, nie zwrócił na nas uwagi.
Ch: Pościel na kanapie gotowa – rzucił , po czym spojrzał na nas. – A gdzie Ren?
K: Poszedł do domu.
Ch: Pozwolił Ci zostać? – zwrócił się do mnie.
M: Tak – Uśmiechnąłem się od ucha do ucha – tylko jutro będę musiał z nim porozmawiać.
Ch: Będzie dobrze, tylko – zrobił pauzę i uśmiechnął się – nie hałasujcie za bardzo w nocy.
K: Chisato! – obaj się zawstydziliśmy.
Ch: W sumie Kato i tak będzie głośniej.
Wtedy dokładnie Kato pacnął Chisato w głowę. Nie zauważyliśmy nawet jak wszedł do przedpokoju.
Ka: Dzisiaj nic nie będzie – pokazał język Chisato.
Ch: Ta jasne.
I zniknęli w swojej sypialni, my za to poszliśmy do salonu, gdzie spędziliśmy cudowną noc na kanapie. Rano wstałem jako pierwszy z wszystkich. Pocałowałem Kowu i zostawiłem mu liścik, potem wyszedłem. Jedyne czego się teraz bałem to rozmowy z tatą.

/Ren/
Mao wrócił do domu przed pierwszą. Bałem się tej rozmowy. Jeśli się zgodzę będzie źle, a jak się nie zgodzę to będzie gorzej. Mao położył się jeszcze na trochę spać. Pewnie miał wyczerpującą noc, skrzywiłem się. Później zawitałem do jego pokoju.
R: Śpisz? – zapytałem szeptem.
M: Już nie.
R: Wiesz po co przyszedłem?
M: Tak – nakrył się cały kołdrą.
R: Nie bój się. Powiem Ci kilka rzeczy.
Mao wystawił głowę z pod kołdry.
R: Tylko nie mów o tym mamie. – spojrzałem na niego – to zostaje tylko między nami.
Mao usiadł na łóżku i jego klatka piersiowa odsłoniła się. Była cała w malinkach.
R: Weź się przykryj – odwróciłem wzrok.
M: Przepraszam – zakrył się.
Od tego momentu zacząłem opowiadać mu co się stało z Kato jakiś czas temu. O tym jak Kowu mnie pobił i jak Chisato został parą z Fujim. Mao zrobił wielkie oczy.
M: Jak to ?! Dlaczego?
R: Byłem głupi i w sumie to jest część powodu dla którego nie chce żebyś był z Kato.
M: Tato. . .  – Nie wiedział co zrobić. Jego wzrok błądził po kołdrze.
Przytuliłem go.
R: Przepraszam Mao, To tak naprawdę moja wina, ja naprawdę . . .
Mao spojrzał na mnie, nie był ani zły, ani zadowolony.
M: Dobrze tato. Przeżyję, tylko jakby to powiedzieć, muszę to „przetrawić” teraz – delikatnie się uśmiechnął.


/Kowu/
Obudziłem się z liścikiem na poduszce obok. Kochany Mao. Założyłem spodnie i poszedłem do kuchni. Tam z kolei Kato robił śniadanie, a Chisato mu pomagał. Usiadłem na krześle i zacząłem się im przyglądać. Wyglądali uroczo. Kompletnie mnie nie zauważyli, zajmowali się całkowicie sobą. Chisato był ubrany w koszulę hawajską i jakieś spodenki, a Kato miał koszulę i majtki. W pewnym momencie ręka Chisato powędrowała na pupę Kato. Jemu się to podobało.
K:Ykhm…. – chciałem zwrócić ich uwagę, że tu jestem.
Obejrzeli się do tyłu.
Ch: Sorry, nie wiedziałem, że tu jesteś.
Kato zawstydził się i wrócił do robienia śniadania.
Ka: Gdzie Mao? – chciał zmienić temat.
Ko: Wrócił do domu, bo ma z Renem pogadać. Boje się tego trochę, ale jestem dobrej myśli.
Ch: Yhm…, a co chcesz na śniadanie? – kolejna zmiana tematu.
Ko: Jeśli można to Jajecznicę na szynce.
Po śniadaniu i rozmowie wróciłem do siebie.  Z Mao widziałem się dopiero w poniedziałek.

/Kato/
Kiedy Kowu poszedł, mogłem wreszcie trochę odetchnąć.
K:Mam nadzieję, że Ren nie powie czegoś głupiego Mao.
Ch: Spokojnie Ren jest dorosły i wydaje mi się że myśli.
K: Miejmy nadzieje.
W poniedziałek rano zobaczyłem, że Mao i Kowu siedzących na korytarzu. Czyli jednak Ren ich zaakceptował. Kiedy mnie zauważyli podeszli do mnie.
M: Kato, bo… - chyba nie wiedział jak coś powiedzieć.
Kowu przewrócił oczami.
K: Bo Ren opowiedział Mao o całej sytuacji z Tobą. Wiesz o co chodzi, nie?
Ka: A, to . . . – zmieszałem się.
M: Ja nie mam nic do Ciebie. Tylko mój ojciec zrobił Ci coś takiego.
Kowu już coś chciał powiedzieć, ale go ubiegłem.
Ka: Wiesz, gdyby to się nie zdarzyło, nie był bym teraz z Chisato. A nie wyobrażam sobie teraz życia bez niego.
Ko: No jest z tego jakiś plus.
Uśmiechnąłem się.
Ka: No widzicie. Zresztą teraz to co było wcześniej nie ma większego znaczenia.
M: No tak, ale mi głupio z tego powodu. Ja na prawdę przepraszam, chociaż wiem, ze to on powinien.
Ren akurat szedł tym korytarzem z Chisato.
M: Tato, - podbiegł do Rena i coś mu zaczął mówić.
Ren się skrzywił, a Chisato klepną go delikatnie w tył głowy.

/Chisato/
Mao ma rację. Ren powinien przeprosić Kato.
Ch: Mao ma Racje. Powinieneś to zrobić, bo nadal tego nie zrobiłeś.
R: Ale po co? Poza tym to krępujące.  – odetchnąłem głęboko – ale jeśli mam to zrobić to zaproszę go wieczorem na drinka czy coś, bo inaczej nie przejdzie mi to przez gardło.
Zrobiłem poważną minę.
Ch: Jeśli coś mu zrobisz będąc pijanym to Ci naprawdę zrobię krzywdę. – zabrzmiałem bardzo groźnie.
R: Spokojnie, nie zrobię mu krzywdy, ja już takich rzeczy poza tym nie robię.
M: To dobrze, bo inaczej bym się do Ciebie więcej nie odezwał.
Teraz widzę, że Ren powiedział mu tylko o Kato, ehhh… Wtedy zauważyłem że niedaleko stoją Kato i Kowu. Podszedłem do nich. Tak bardzo chciałem przytulić Kato, ale byliśmy teraz w szkole. Normalnie, to najchętniej to bym się na niego rzucił.

/Ren/
Po co mam go przepraszać? Wiem, ze powinienem, ale to było tak dawno temu. Nie chce go przeprasza, a jeśli już mam to na pewno nie na trzeźwo. Zaproszę go na drinka i po prostu z nim porozmawiam.  Podszedłem z Mao do reszty.
R: Kato, kiedy masz wolny wieczór?
Ka: Dla Ciebie nigdy. – jednak nadal jest  zły.
Ch: On nie chce Ci nic zrobić, chce po prostu porozmawiać. Inaczej przecież nie stał by tu teraz w jednym kawałku.
Przełknąłem ślinę, no ale cóż Chisato ma rację.
Ka: Hmmmmm….. to mogę nawet i jutro.
Ko: Po jutrze jest sprawdzian z biologii – spojrzał na mnie.
To znaczy tylko, że powinienem go odwołać. Sprytnie Kowu pomyślał.
R: Dobrze, sprawdzian przekładam na za tydzień. Możesz t przekazać klasie.
Kowu się uśmiechnął ,  a Mao obserwował wszystkich strasznie uważnie.
Ka: To jutro wieczorem, około osiemnastej, mogę Chisato nie?
Ch: No Okey , tylko wrócisz jakoś przed dwudziesta pierwszą.
Kato spojrzał na mnie.
Ka: Zapewne.
R: To do jutra. – poszedłem sobie.

/Kato/
Nie chcę rozmawiać z Renem. Nie widzę takiej potrzeby. Ale jak już musze to oby, jak najszybciej. Właściwie dzięki temu będę miał to już jutro z głowy. Następnego dnia około osiemnastej Ren podjechał pod nasz dom ( w sensie mój i Chisato). Znów ten samochód. Zaprosił mnie do bardzo fajnego Irlandzkiego Pub-u. Zamówiliśmy sobie po piwie i Ren zaczął mówić.
R: Wiesz dlaczego tu jesteśmy Kato?
K: Chciałeś ze mną porozmawiać, nie pamiętam czy mówiłeś o czym – rzuciłem od niechcenia.
R: Widzisz – zrobił pauzę – chciałem Cie przeprosić za to co się wcześniej stało.
K: To nie są szczere przeprosiny. Przepraszasz mnie, bo Mao Cię do tego zmusił.
R: I tak i nie.
K: W takim razie zamieniam się w słuch.
R: Widzisz z jednej strony to prawda, że Mao mnie po części do tego zmusił, bo powiedział, że wyniesie się z domu.  – wziął łyk piwa – z drugiej strony chciałem Cię przeprosić wcześnie, ale bałem się. Myślałem, że coś złego się stanie.
K: Oh… Ren. Naprawdę to ja już dawno Ci wybaczyłem, ale jednak mam ta jakąś niechęć do Ciebie. – powiedziałem szczerze.
R: Wiem, widzę to – Spojrzał na kufel.

/Ren/
Zamilkłem. Nie wiedziałem co mówić. Kato tez milczał. Wzięliśmy po kolejnym piwie i rozmawialiśmy już dalej o innych rzeczach. O Mao i Kowu, Chisato. Jednak w pewnym momencie zauważyłem, że do Pub-u wszedł Fran Kao.

/Chisato/
Kato coś długo nie wraca, a już prawie północ. Miał być o dziewiątej. Ren coś na pewno wykombinował. Zacząłem dzwonić do Kato. Pierwszy raz, drugi, trzeci. Za czwartym odebrał.
Ch: Co jest z Tobą? Gdzie jesteś? – byłem zdenerwowany.
K:Nie mogę rozmawiać, jestem w szpitalu. Najlepiej przyjedź.
Ch: W szpitalu? – przestraszyłem się – już jadę – rozłączyłem się.
Wsiadłem od razu do samochodu i przyjechałem so szpitala. Bałem się Kato stało się coś strasznego. Na ale przecież był z Renem.

/Ren/
Zobaczyłem, że Kato przestraszył się i spiął, gdy tylko zobaczył że Fran wszedł do Pub-u.
R: Co się stało? – zaniepokoiłem się.
K: Wiesz, kiedy wtedy od Ciebie wyszedłem, coś się stało i  . . . – nie dałem mu dokończyć, bo wstałem i ruszyłem w kierunku Kao.
K: Nie stój! – próbował mnie zatrzymać.
R: Czekaj, wyjaśnię sobie coś z Franem – odepchnąłem go.
To był wielki błąd, że nie posłuchałem Kato, bo chwilę później zacząłem się naparzać z Kao. On jest młodszy i dużo silniejszy. Połamał mnie prawdopodobnie. Jedyne co z tego pamiętam to dźwięk karetki wezwanej przez Kato.  Później obudziłem się już w szpitalu. Wszyscy stali nade mną.
R: Co się dzieje?
M: Tato! – przytulił mnie.
R: Auć – zabolała mnie ręka – co się stało?
Ch: Pobiłeś się z Franem o Kato,
R: No tak, to mniej więcej pamiętam. Chyba nadal jestem za słaby, żeby kogoś sprać.
Ch: Taaaa . . .  – uśmiechnął się – Masz złamaną rękę i nogę więc, sobie trochę w domu posiedzisz.
R: Eh…. – westchnąłem.

/Mao/
Akurat kiedy zadzwonił Chisato do Kowu byłem z ni. Najpierw myślałem, że to Kato coś się stało i jest w szpitalu, zmartwiłem się. Ale kiedy usłyszałam, że jest tam mój ojciec to pobladłem. Od razu ruszyliśmy do szpitala. Kato na szczęście nic nie było, za to mój Ojciec był nieprzytomny. Kiedy tylko się obudził przytuliłem go. Bardzo się o niego bałem.

/Kowu/
Mao był zdruzgotany, że Ren wylądował w szpitalu. Ja osobiście bardziej bałem się o Kato. Kiedy jednak usłyszałem dlaczego Ren jest w tym stanie oniemiłem o nim zdanie. Może jednak jest człowiekiem.

/Kato/
Byłem roztrzęsiony. Jak tylko policja przyjechała to zabrała Frana. Rena z kolei zabrała karetka, pojechałem z nim. W szpitalu go poskładali. Wszyscy w tym czasie zdążyli przyjechać. Chisato od razu się na mnie rzucił. Wszystko mu opowiedziałem jak to się stało do momentu przyjazdu karetki. W pewnym momencie poprosiłem wszystkich, aby wyszli. Zostałem z Renem sam na sam. Wyjaśniłem sobie z nim wszystko. Wróciłem potem z Chisato do domu, a Mao i Kowu zostali. Ren ich w końcu zaakceptował. Kowu zmienił w końcu zdanie o Renie, między nimi SA już teraz normalne relacje. Wreszcie wszystko stało się normalne.

Kilka lat później po ukończeniu szkoły przeze mnie, Kowu i Mao, poszliśmy wszyscy na studia. Każdy z nas wybrał oczywiście inny kierunek. A w życiu codziennym no to ja nadal byłem z Chisato. Mao i Kowu wyprowadzili się od rodziców i zamieszkali razem. Tao po śmierci ojca, przerobił mój stary dom na biuro dla swoje świeżo założonej firmy. Za to Ren i Rin żyli sobie dalej spokojnie, Ren już więcej nie robił skoków w bok.